Saturday, March 10, 2012

Dwukrotne uśmiercanie Korczaka w PRLu (PRL - Polska Rzeczpospolita Ludowa)



Uśmiercanie Korczaka w PRLu to lata
1952-1956
i okres od
1963 roku

W 1946 r. powstał Komitet Korczakowski, chyba sie nazywał "Komitet Uczczenia Pamięci Janusza Korczaka". Nie wolno mylic z obecnie działajacym Polskim Stowarzyszeniem im. Janusza Korczaka które powstało w sposób nienaturalny, głównie po to by Polska nie "straciła twarzy na tzw. arenie miedzynarodowej".

Komitet Korczakowski został załozony przez byłych ocalałych współpracowników i przyjaciół Janusza Korczaka. M.in. wielu wychowawców z Domu Sierot i Naszego Domu na Bielanach.

Komitet Korczakowski działał przy TPD, Towarzystwu Przyjaciół Dzieci. Następnie komitety zostały utworzone w Izraelu, Francji RFN i innych państwach. W Polsce Komitet Korczakowski nadal funkcjonował i rozrastał się az do 1952 roku.

Wtedy to, nagle, w okresie najgorszego stalinizmu poglądy i idee głoszone przez Janusza Korczaka stały się nagle nieaktualne! Makarenko nie powinien miec konkurencji! Jak to się stało?!

Były bursista Korczaka Aleksander Lewin napisał rozprawę:
Problemy wychowania kolektywnego: refleksje pedagogiczne na tle doświadczeń polskiego domu dziecka i szkoły na Uralu / Aleksander Lewin. Pierwsze wydanie 1953, drugie wydanie 1955 r. Rozprawa glorifikowala Makarenke i obrzucala blotem pedagogike Korczaka. Dziela i ksiazki Korczaka zostalu usuniete z ksiegarni i bibliotek at te nowowydrukowane poszly na przemial. 

Aleksander Lewin 1955 został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski w
łaśnie za swoja rozprawę o Makarence i doświadczenie pedagogiczne.

Wisława Szymborska zapytana o swoja twórczosc w okresie stalinowskim odpowiedziala szczerze:
Trudno, tak wtedy pisałam, koniec!

Lewin do Końca nie powiedział otwarcie, Mea culpa!

O tych burzliwych czasie pisze Korczakianum nastepujaco:


Tuż po zakończeniu II wojny światowej zainicjowane zostało - by utrwalić pamięć o Korczaku i jego dokonaniach - gromadzenie ocalałych materiałów i pamiątek. Powstał Komitet Uczczenia Pamięci Janusza Korczaka (1946-48), utworzony przez ludzi, którzy osobiście i blisko znali Starego Doktora. 

Jednak dopiero po stalinowskiej przerwie, na "odwilżowej" fali 1956 roku
, odrodzony wówczas Komitet Korczakowski powołał stałą Komisję Archiwalną (1957) i ta na szerszą skalę rozpoczęła zbieranie dokumentów, publikacji, wspomnień, fotografii, a nawet podjęła pierwsze prace bibliograficzne.

Na skutek wydarzeń politycznych w latach 1968-69, kiedy część aktywnych działaczy zdecydowała się na wymuszoną emigrację, a zbiory usunięto z pomieszczeń Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, przy którym afiliowany był Komitet Korczakowski, archiwum znalazło się po raz pierwszy w historycznym budynku Domu Sierot.

W 1977 roku na fali przygotowań do obchodów 100. rocznicy urodzin Korczaka w Instytucie Badań Pedagogicznych zorganizowano Pracownię Korczakowską i tam przekazano społeczne zbiory. W ciągu 15 lat istnienia Pracownia stała się znaczącą placówką zajmującą się gromadzeniem, opracowywaniem, udostępnianiem i publikowaniem spuścizny życiowej Korczaka.

W 1993 roku utworzony został - jako kontynuacja Pracowni - Ośrodek Dokumentacji i Badań KORCZAKIANUM, początkowo włączony w strukturę Domu Dziecka. Od 2001 roku Ośrodek stanowi Oddział Muzeum Historycznego m. st. Warszawy.

Dzięki działalności Komitetu Korczakowskiego w okresie postalinowskim (1956) zaczęto na nowo wydawac książki, wznosić pomniki. Imieniem Janusza Korczaka nazywano między innymi ulice, zakłady prac lub szkoły.

W Polsce w 1962 obchodzono Rok Korczakowski z okazji dwudziestej rocznicy jego śmierci. W czasie trwania obchodów tego roku została zorganizowana miedzy innymi korczakowska sesja pedagogiczna i Akademia w Teatrze Kameralnym. W prasie i mediach zawrzało od informacji o działalności życiu i dziełach Korczaka. Wydano również z tej okazji serię kolorowych znaczków pocztowych z motywami z Króla Maciusia I.

"Tu zaszła zmiana" używajac tytułu opowiadania M. Dąbrowskiej, tak można okreslic resztę lat 60-tych w działalnosci komitetu korczakowskiego którego agonia była równoległa z rzadowa fala antysemityzmu w czasie której wielu działaczy komitetu korczakowskiego opuscilo Polske (PRL). Archiwa korczakowskie usunieto wtedy z lokali TPD.  Nalegano na mojego ojca by jako przewodniczacy  zwołał ogólne zebranie Komitetu Korczakowskiego i zrzekl sie pod jakimkolwiek pozorem swego stanowiska (zupelnie jak w okresie stalinowskim. tyle tylko ze nie wysyłano na Syberie). Ojciec odmówił zdecydowanie. Kazik Debnicki – tez członek zarzadu – oświadczył, ze gdyby Ojciec zwołał takie zebranie, które ma przekształcic Komitet w Stowarzyszenie „juden frei” on przynajmniej w tym udziału nie wezmie! Ojciec sie nie poddał a Komitet i tak zamkneli!

Polskie Stowarzyszenie imienia Janusza Korczaka to nazwa obecnej organizacji w Polsce. Mimo sztucznego i wymuszonego startu w wyniku "zmian ustrojowym 1989 r" idee Korczaka ponownie trafiły do oświaty polskiej.

W Szwecji dr. Hartman przekształcił podobnie, lecz bez nacisków Komitet w Stowarzyszenie „juden frei”. Zmienił tez nazwe, tak jak w Polsce z Komitetu na Stowarzyszenie!

Friday, March 9, 2012

Cień morderstwa. Z Szczuczyna do Sydney



Opublikowałem linke do poniższego artykułu wsród grupy znajomych (120) na internecie. 


Reakcja na artykuł przyszła natychmiast, z Sydney:

Ciekawa historia, bardzo dawno temu w roku 1992-94 znałam Polską rodzinę z Szczuczyna w związku tego że byłam tłumaczem, kiedy koleżanki ojciec i matka przyjechali w odwiedziny do Sydney córka i syn kiedy mnie przedstawili i kiedy powiedziałam że jestem Żydówką ojcu, w tym czasie około 80 lat, człowiek dostał wariacji i strachu??? że nawet skończył w szpitalu z załamaniem nerwowym, wtedy się dowiedziałam że był antysemita bo powiedział do swojej zony jak go chciała uspokoić " idź do twojej Żydówy!" To teraz myślę czego on się bał? Ten człowiek po powrocie do Polski rok później umarł. W Szczuczynie mieszkał z dziada i pradziada. Nazwisko jego było DEMBIŃSKI.










Artykuł z Gazety Wyborczej

Miały od 15 do 30 lat. Były Żydówkami z getta w Szczuczynie. W sierpniu 1941 roku miejscowi "wypożyczyli" je do prac ogrodniczych. A potem w bestialski sposób zamordowali. Po 71 latach od mordu białostocki IPN wszczyna śledztwo

Niewiele w tej sprawie wiadomo, choć zachowały się akta sądowe z czasów powojennych. Niewykluczone, że świadkowie zbrodni jeszcze żyją, być może opowiadali o niej potomkom, może oni pamiętają.

- Najbardziej zależy nam na tym, by ustalić wszystkich sprawców tamtych wydarzeń. I zweryfikować, kto za zbrodnię został już osądzony, a kto nie. Niektórzy bowiem stanęli przed wymiarem sprawiedliwości, a inni nie - mówi prokurator Radosław Ignatiew z białostockiego oddziału IPN.

To on przez długi czas prowadził śledztwo w sprawie mordu w Jedwabnem - dochodzenie zakończyło się 2003 r. i potwierdziło, że w miasteczku zamordowano obywateli polskich narodowości żydowskiej, a sprawcami mordu byli Polacy.

Zdaniem prokuratora Ignatiewa zbrodnia w Bzurach jest podobna do tej, która wydarzyła się w Jedwabnem, tylko jej skala jest mniejsza.

- Tutaj mamy do czynienia z 20 kobietami, tam ofiar było znacznie więcej. Do dzisiaj nikt nie upomniał się o te młode kobiety, są anonimowe. Ale skoro przy sprawie Jedwabnego udało się nam ustalić nazwiska ponad 300 ofiar, to w tej sprawie też to jest możliwe - twierdzi Ignatiew.

Zamordowane kobiety pochodziły z getta w Szczuczynie (woj. podlaskie; ok. 60 km od Łomży). Właściciele majątku w Bzurach wypożyczyli je do prac w ogrodach i na polach - taka była wówczas powszechna praktyka. Żydzi stanowili darmową siłę roboczą.

Kobiety z getta w Szczuczynie miały zajmować się uprawą warzyw w majątku. Ale do getta nie wróciły.

Co się stało? Barbara Engelking, która od lat zajmuje się badaniem historii gett na terenie Polski, przekopała akta sądowe tej sprawy, dotarła do zeznań świadków z 1948 r. Jest ich kilkanaście.

- W aktach mowa jest o co najmniej sześciu mężczyznach, którzy zabili te kobiety. Tylko jeden z nich - Stanisław Zalewski - stanął przed sądem. Najpierw został skazany na więzienie, później na karę śmierci, a potem kara została zamieniona na więzienie. Mężczyzna zmarł w 1957 r. - mówi Engelking.

Ten mord był wyjątkowo okrutny. - Kobiety były bite metalowymi, okutymi wcześniej w kuźni pałkami, kilka z nich na pewno zostało zgwałconych. Wszystko działo się nad jamą, którą wcześniej wykopali sprawcy. Po wszystkim ofiary zostały zasypane ziemią - opisuje Ignatiew.

Prokurator twierdzi, że z dokumentów wynika, że była to zbrodnia wcześniej zaplanowana.

- Oczywiście, że mieli zamiar je zabić. Dlatego nie odwieźli kobiet do getta, dlatego wcześniej wykopali dół w lesie, dlatego poszli do kuźni i okuli te drewniane pałki metalem, by uderzenia były mocne. Bili je po całym ciele, więc nie ma mowy o przypadku - mówi Ignatiew. - Nie wiadomo, czy chcieli je okraść, czy może chodziło o czyny lubieżne. Jednak można przypuszczać, że na pewno nie zrobiliby tego wobec kobiet narodowości polskiej. W przypadku kobiet żydowskich byli bezkarni, w tamtym czasie Żydów mordowało się za przynależność rasową. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że oprawcami byli Polacy.

Potwierdzają to zeznania Stanisława Zalewskiego pochodzące ze śledztwa w 1950 r. Zeznanie jest jednym z wielu złożonych w czasie procesów sądowych, tzw. sierpniówek (nazwa pochodzi od wydanego w sierpniu 1944 r. dekretu PKWN).

"Podjechaliśmy tam na rowerach. Wcześniej poszliśmy do majątkowej kuźni i okuliśmy pałki na końcu żelazem, aby lepiej było zabijać. Po godzinie czasu przyjechały z majątku Bzury dwie furmanki drabiniaste, na jednej furmance jechał Krygiel, a na drugiej Modzelewski Henryk. Gdy furmanki przyjechały pod dom, wypędziliśmy Żydówki z piwnicy i kazaliśmy im powsiadać na wóz. Zawieźliśmy je do boczkowskiego lasu, gdzie był wykopany okop. Tam kazaliśmy wszystkim Żydówkom porozbierać się do koszul i majtek. Zaczęliśmy prowadzać po jednej nad okop i tam zabijaliśmy pałkami. Tkacz zabił cztery Żydówki. Jeszcze przed zabiciem pięciu zgwałcili jedną Żydówkę. Po zgwałceniu Żydówki ja wziąłem pałkę drewnianą od Tkacza i sam osobiście zabiłem Żydówkę, uderzając ją pałką trzy razy w głowę, i wpadła do okopu. Z pomordowanych Żydówek otrzymałem pantofle i jedną sukienkę. Trzy dni później do sołtysa przyjechała niemiecka żandarmeria i na jej polecenie pokazałem miejsce mordu. Jeden żandarm zapytał mnie, czym my ich zabijali, ja powiedziałem, że pałkami. Po wypowiedzeniu moim słów zostałem uderzony przez żandarma niemieckiego gumą i powiedział mi, czemu z powrotem nie przyprowadziliście ich do getta. Następnie kazali lepiej zasypać... Myśmy wszyscy należeli do endecji".
Czy to wiarygodne zeznanie? Może złożone pod przymusem? Engelking: - Nie jestem w stanie tego ocenić. Przez większość procesu Zalewski nie przyznawał się. Ale obciążyły go zeznania świadków.

Według prokuratora Ignatiewa, opisana przez Zalewskiego wizyta niemieckiej żandarmerii spowodowała, że ludzie z okolic zaczęli wierzyć i powtarzać, że żydowskie kobiety zabili Niemcy.

Prof. Andrzej Żbikowski, historyk z UW, który mord w Bzurach opisał w publikacji białostockiego IPN "Wokół Jedwabnego" ocenia: - Trudno będzie znaleźć prokuratorowi więcej materiałów niż te, które już posiada, bo nie zachowały się niemieckie dokumenty z czasów wojny.

Białostocki IPN prowadzi też jeszcze inne sprawy dotyczące pogromu Żydów w Polsce przez Polaków. Jednym z głośniejszych śledztw jest to dotyczące mordu w Radziłowie. 7 lipca 1941 r. w godzinach rannych do miasteczka przyjechali Niemcy, którzy mieli wydać rozkaz przedstawicielom miasteczka, by oczyścili go z Żydów.

Grupa składająca się z co najmniej kilkunastu mieszkańców Radziłowa zgromadziła Żydów na rynku, a następnie zagnała do pustej stodoły, którą po oblaniu benzyną podpalono. Osoby uciekające z ognia zabijano przy użyciu broni palnej lub przemocą wrzucano do środka. Liczby ofiar nie można dokładnie ustalić, a w przybliżeniu szacuje się, że pozbawiono życia od 100 do 1000 osób.

Prowadzone jest też śledztwo w sprawie pogromu Żydów w Wąsoszu w lipcu 1941 r. Wedle relacji świadków, podobnie jak w Jedwabnem i Radziłowie mordowali miejscowi, inspirowani przez Niemców. W nocy 5 lipca zginęło stu kilkudziesięciu Żydów. Prawdopodobnie w tej sprawie będzie przeprowadzona ekshumacja.


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75478,11289917,Mord_Zydowek_w_Bzurach__IPN_po_71_latach_wszczyna.html#ixzz1oamt0DRR

Monday, March 5, 2012

Janusz Korczak - Януш Корчак почтовые марки - Stamps - Znaczki

Most of the stamps related to Korczak are the ones with his pictures or pictures of the Korczaks statues. Mainly two photos from 1934 and 1939 are frequently usen on Polish, German and Israeli stamps. I like Polish beuatiful stamps that were ilustrations to the Korczaks two books: Król Macius I and Król Macius I na wyspie bezludnej (1995). The ilustrations were done by Jerzy Srokowski (1910-1975).

Sunday, March 4, 2012

Apelsinjuice


Jag satt med Ryfkiele och tittade på ett barnprogram när telefonen ringde.

Det var hennes mamma som undrade om morfar har get barnet något att äta och dricka.

Jag svarade att hon fick frikadeller och drack lite juice.
Vilken sort juice
fick jag frågan.
Jag vet inte vad det var för juice
svarade jag och så hördes et kort och distinkt svar från barnbarnet
apelsin.

Jag blev lite (läs mycket) stum av det distinkta och korrekta svaret för jag trodde att barnbarnet tittade på TV och så hade jag inte telefonen på högtalarläget.

Thursday, March 1, 2012

Sunday, February 26, 2012

Isaac Grünewald på Långholmen






Alla (?) handlingar på bordet, nästan.

Var konduktören på Bohusbanan en antisemit? eller var det åklagaren?

Isaac accepterade aldrig straffet. Han ansåg att han var utsatt för antisemitism och att han själv bara hade agerat som en gentleman som tagit hustrun i försvar och klippte till konduktören (hans porträtt hängde i Isaacs cell).

En underbar Isaac Grünewald utställning. Rekommenderas starkt.

För första gången visas nu en större samling av de
målningar som konstnären Isaac Grünewald
utförde under sitt fängelsestraff i maj 1926 på
Kronohäktet på Långholmen.



Rywka - Ryfka - Riwa - Iwa - Ryfkiele - mångfacetterade minnen bakom namnet




Mina Ryfkor:

Den första Ryfka, en rödhårig 13 år gammal flicka som arkebuserats tillsammans med Jesus. Henne träffade jag i gymnasiet år 1965 då jag läste Władysław Broniewskis dikt "Ballader och romanser" (se nedan).

Den andra är Rywa, Riwa eller Iwa som min faster kallades för. Om henne vet jag nästan ingenting. Hon var född 1920 (1921)och nr. 3 barnet i familjen Wasserman i Pinsk. Hon gick genom den "gröna gränsen" (till Sovjet) med min mor och far 1939. Min far trodde att hon har gift sig. Tyvärr, hon finns med på listan av judar i Pinsk Ghetto (se bilen och fyra asterisker * * * *). Hennes far (min farfar) finns inte med! Troligen mördades han innan listorna uppfördes. De andra * asterisker är min pappas halvsyskon, Isaak och Nisia (Niusia).

Den tredje Rywka, Rywka Boszes som jag skrev så mycket om i min blog. Dotter till farfars vän från Pinsk (också lärare). Rywka hjälpte min pappa att komma till Korczaks barnhem Dom Sierot.

Den fjärde mitt barnbarn som lystrar till Ryfkiele..

Den femte är min farfars mor Rywka.




"Ballader och romanser"
Dikten kommer från Władysław Broniewskis diktsamling "Ballader och romanser" som publicerades 1945. Inspirationen till skrivandet var de tragiska händelserna under andra världskriget. Död av miljontals oskyldiga människor mestadels judar och bristen på straff för dem som igångsatte det helvete på jorden. Denna metaforiska lyriska dikt visar oss den verkliga situationen för perioden.

Huvudpersonen är en tretton år gammal judisk flicka, Ryfka. Hon visas i bakgrunden av en stad, en civilisation, som försvinner från jorden. Hon står ensam bland ruinerna av det övergivna området, där hon tidigare hade bott ett helt normalt liv med sina föräldrar. Det är den ofattbara situation som gör flickan galen.

Berättaren påminner (henne) om hennes föräldrars öde, även om han vet att flickan är helt införstådd att de inte är där: "Mama pod gruzami, tata w Majdanku..." - Min mamma är nog död, och hans far är i ett koncentrationsläger. Men håller ett sådant tanke på avstånd. För hennes föräldrar bor på något sätt där kvar.
När hon får en bulle att tugga på, från en vän, säger hon: "Ja zaniosę tacie i mamie." - Jag tar det till min pappa och min mamma." och skrattar ...".

Hon vare sig vill eller kan inte förstå tragedin och föredrar att leva i illusioner att inte allt är förlorat.

Ryfka i den här dikten symboliserar oskuld av ett barn och alla deras lidande under andra världskriget. Genom form av den lilla flickan vill visa allt det onda som gjordes gentemot judar och alla andra som mördades under andra världskriget.

Den andra huvudpersonen i dikten är Jesus. Han leds av SS. Ryfka och Jesus dör tillsammans. Jesus är en symbol för oskuld, rättvisa och hela judiska folket.
"Słuchaj, dzieweczko! Ona nie słucha...

To dzien biały, to miasteczko..."
Nie ma miasteczka, nie ma żywego ducha,
po gruzach biega naga, ruda Ryfka,
trzynastoletnie dziecko.

Przejeżdżali grubi Niemcy w grubym tanku.
(Uciekaj, uciekaj, Ryfka!)
"Mama pod gruzami, tata w Majdanku..."
Roześmiała się, zakręciła się, znikła.

I przejeżdżał znajomy, dobry łyk z Lubartowa:
"Masz , Ryfka, bułkę, żebyś była zdrowa..."
Wzięła, ugryzła, zaświeciła zębami:
"Ja zaniosę tacie i mamie."

Przejeżdżał chłop, rzucił grosik,
przejeżdżała baba, też dała cosik,
przejeżdżało dużo, dużo luda.
każdy się dziwił, że goła i ruda.

I przejeżdżał bolejący Pan Jezus,
SS-mani go wiedli na męki,
postawili ich oboje pod miedzą,
potem wzięli karabiny do ręki.

"Słuchaj, Jezu, słuchaj, Ryfka, Sie Juden,
za koronę cierniową, za te włosy rude,
za to, żeście nadzy, za to, żeśmy winni,
obojeście umrzeć powinni."

I ozwało się Alleluja w Galilei,
i oboje anieleli po kolei,
potem salwa rozległa się głucha...
"Słuchaj, dzieweczko!... Ona nie słucha..."