Friday, May 1, 2015
Okno na poddaszu Domu Sierot Korczaka na Krochmalnej to te najbardziej znane okno w Domu Sierot!
Okno w Domu Sierot to te najbardziej znane okno w Domu Sierot, na poddaszu. Znany jest cytat:
Dziecku potrzebny ruch, powietrze, światło – zgoda, ale i coś jeszcze. Spojrzenie w przestrzeń, poczucie wolności, - otwarte okno! (J. Korczak, Otwarte okno, Szkoła Specjalna, tom III, 1926 - 27, s. 24 – 26.).
Dzieci mają wolny wstęp do mojego pokoju. Umowa z góry: będzie wolno się bawić, lub tylko półgłosem rozmawiać, albo bezwzględna cisza.
Mam na przyjęcie gości małe krzesło, fotelik i stołeczek. Są trzy okna, stykające się wzajemnie; środkowe otwarte; parapety nisko, 30 cm nad podłogą.
Od szeregu lat, codziennie – umieszczam krzesełko, fotelik i stołek zdala od otwartego okna, bywa że je ukrywam gdzieś w kącie. I codziennie wieczorem stoją niezmiennie przy oknie otwartem.
Niekiedy widzę jak je od razu zdecydowanym ruchem przysuwają, niekiedy podnoszą cicho i ostrożnie niemal ukradkiem. Najczęściej nie wiem, jak to się stało. W różnych miejscach umieszczałem tygodniki ilustrowane, utrudniałem dostęp do okna doniczkami. I cieszyło mnie, jak przemyślnie wymijają pokusy i usuwają przeszkody; otwarte okno zwycięża; nawet, gdy wiatr, nawet, gdy deszcz, gdy zimno. Tropizm, który każde wodorostom zbierać się tu czy tam, który wzwyż i wniż aż do krystalizacji. Chemicznego pokrewieństwa – rozkazuje wiązać się tak, a nie inaczej; prawo, które każe naci kartoflanej i wspinać się w piwnicy po murze do zakratowanego w górze okienka – i ten sam nakaz, wbrew ludzkim zakazom, który więźnia pcha do okna, by – spojrzeć w przestrzeń.
Dziecku potrzebny ruch, powietrze, światło – zgoda, ale i coś jeszcze. Spojrzenie w przestrzeń, poczucie wolności, - otwarte okno!
Dom Sierot Korczaka - Czy to jest ta tablica i gazetka scienna?
![]() |
Czy to jest ta tablica i gazetka scienna? Pani Stefa? |
"...w okresie pogadanek radiowych, wypadło mi wizytować szkołę doktora. Najlepszym źródłem informacji jest gazetka ścienna, redagowana przez dzieci. Rozpięta na tablicy była gęsto upstrzona kartkami z pozwami sądowymi mniej więcej takiej treści: Henryk skarży Józefa, Dora pozywa nauczycielkę — termin sprawy. Wobec tego, że przerwy między pozwem a sądem były kilkodniowe, zapytałam nauczycielkę, czy w międzyczasie dzieci się godzą i skargi są umorzone. Nauczycielka żywo zaprzeczyła, zapewniając, że Doktor sam pilnuje powagi sądów, a dzieci wszystko sobie dokładnie zapisują".
Thursday, April 30, 2015
Dr w otoczeniu wychowawców i dzieci w Gocławku. K. Różyczka - Korczak w Archiwum
![]() |
Dr w otoczeniu wychowawców i dzieci w Gocławku. K. Różyczka. |
Mój Tata pamiętał ich imiona, często też nazwiska. Dzieci i wychowawców z Domu Sierot.
Po wojnie miał tylko jedno zdjęcie wielkości małego znaczka pocztowego na którym stał obok Korczaka.
Dr (Doktor - chodzi oczywiście o Korczaka) w otoczeniu wychowawców i dzieci w Gocławku. K. (kolonie) Różyczka.
Tuesday, April 28, 2015
Våren bland fåglar vid ISBLADSKÄRRET på Djurgården
Kommer de att häcka här? Sångsvan (Cygnus cygnus) som tillsammans med knölsvanen och mindre sångsvan är de enda häckande svanarna i Palearktis. |
Det måste vara migranter sa grågåsen |
Vitkindad gås - Branta leucopsis |
Häger - parning i offentlig miljö |
Ruvande svan på en holme |
Lindansaren - en grå häger |
Skäggdopping |
Tofsvipa |
Dagens fågel var nog Svarthakedoppingen (se nedan) som är 31-38 centimeter lång och har ett vingspann på 46-55 centimeter. Den är andliknande, har röda ögon och en liten och rak svart näbb, som har vit spets på sommaren. Den flyter högt i vattnet. Både hanen och honans sommardräkt är omisskännliga med svart huvud med rödgula kraftiga öronliknande tofsar vid sidorna av ansiktet och roströd hals.
Svarthakedopping |
Monday, April 27, 2015
Na końcu sali rekreacyjnej w Domu Sierot Korczaka na Krochmalnej 92, była szafa z osobistymi szufladkami dzieci.
![]() |
Na końcu tzw sali rekreacyjnej która była jednocześnie jadalnią, była bardzo specjalna szafa (----). |
![]() |
Wielka, piętrowa sala rekreacyjna miała powierzchnie około 180 metrów kwadratowych z galerią. Na parterze były też 3 klasy i kancelaria. |
![]() |
60 szufladek i z prawej Pani Stefa. |
W Domu Sierot na Krochmalnej 92, w końcu tzw sali rekreacyjnej która była jednocześnie jadalnią, była szafa. W szafie tej znajdowały się osobiste szufladki dzieci. |
Szufladki w sali rekreacyjnej były jedynym "prywatnym" miejscem dzieci które przychodziły do Domu Sierot bez niczego. Posiadanie czegokolwiek osobistego jak również pieniędzy uważał Korczak za ważne. Dlatego, m.in. płacił dzieciom za mleczne zęby.....
W sali rekreacyjnej znajdowała się także szafa rzeczy znalezionych.
Podobny system był w Naszym Domu na Bielanach. Tam w podobnej sali były półki.
Janusz Korczak Jak kochać dziecko. Internat. Kolonie letnie. Dom Sierot
...Wychowawca niechętnym okiem spogląda na zawartość kieszeni i szufladek dzieci. Czego tam nie ma: obrazki, pocztówki, sznurki, gwoździki, kamyki, gałganki, paciorki, pudełka, flaszeczki, szkiełka kolorowe, marki, ptasie piórka, szyszki, kasztany, wstążeczki, zasuszone liście i kwiaty, papierowe figurki, bilety tramwajowe, ułamki czegoś, co było, zawiązki tego, co ma być czymś dopiero. Każdy drobiazg ma swoją często bardzo zawiłą historię i odmienne pochodzenie i różną wartość, uczuciowo bardzo cenną niekiedy. Są tu wspomnienia przeszłości i tęsknota przyszłości. Mała muszelka jest marzeniem o podróży do morza, śrubka i kilka drucików – aeroplan, dumne rojenia o lotnictwie; oko dawno stłuczonej lalki – jedyna pamiątka po ukochaniu, którego już nie ma i nie będzie. Znajdziesz i fotografię matki, i zawinięte w różową bibułkę dwa grosze od zmarłego dziadka. Przybywają nowe przedmioty, część starych traci swoją wartość. Więc zamieni, daruje, potem pożałuje i odbierze. Obawiam się, że wychowawca-brutal, nie rozumiejąc, więc lekceważąc, w gniewie, że drą się kieszenie i zacinają szuflady, zły na spory i niepokój, bo to ginie, to znajduje się – rozrzucane, bez- ładne, niekarne – w przystępie złego humoru – zbiera te skarby do kupy i wrzuca śmiecie do pieca. Popełnia niesłychane nadużycie, barbarzyńskie przestępstwo. Jak śmiesz, chamie, rozporządzać się cudzą własnością? Jak śmiesz potem żądać, by dzieci cośkolwiek szanowały i kogokolwiek kochały? Palisz nie papierki, a ukochanie tradycji i rojenie o pięknym życiu. Zadaniem wychowawcy domagać się, by każde dziecko miało coś, co stanowi nie bezimienną własność instytucji, a jego, by miało dla tej własności bezpieczne ukrycie. Jeśli dziecko położy do swej szufladki, musi być pewne, że mu nikt nie ruszy: bo dwa koraliki – to jego kosztowne kolczyki, papierek od czekoladki – to list zastawny rentiera, pamiętnik – to złożony w archiwum tajny dokument. Mało tego: obowiązek każe, by ułatwić dziecku znalezienie tego, co zagubiło.
...Wychowawca niechętnym okiem spogląda na zawartość kieszeni i szufladek dzieci. Czego tam nie ma: obrazki, pocztówki, sznurki, gwoździki, kamyki, gałganki, paciorki, pudełka, flaszeczki, szkiełka kolorowe, marki, ptasie piórka, szyszki, kasztany, wstążeczki, zasuszone liście i kwiaty, papierowe figurki, bilety tramwajowe, ułamki czegoś, co było, zawiązki tego, co ma być czymś dopiero. Każdy drobiazg ma swoją często bardzo zawiłą historię i odmienne pochodzenie i różną wartość, uczuciowo bardzo cenną niekiedy. Są tu wspomnienia przeszłości i tęsknota przyszłości. Mała muszelka jest marzeniem o podróży do morza, śrubka i kilka drucików – aeroplan, dumne rojenia o lotnictwie; oko dawno stłuczonej lalki – jedyna pamiątka po ukochaniu, którego już nie ma i nie będzie. Znajdziesz i fotografię matki, i zawinięte w różową bibułkę dwa grosze od zmarłego dziadka. Przybywają nowe przedmioty, część starych traci swoją wartość. Więc zamieni, daruje, potem pożałuje i odbierze. Obawiam się, że wychowawca-brutal, nie rozumiejąc, więc lekceważąc, w gniewie, że drą się kieszenie i zacinają szuflady, zły na spory i niepokój, bo to ginie, to znajduje się – rozrzucane, bez- ładne, niekarne – w przystępie złego humoru – zbiera te skarby do kupy i wrzuca śmiecie do pieca. Popełnia niesłychane nadużycie, barbarzyńskie przestępstwo. Jak śmiesz, chamie, rozporządzać się cudzą własnością? Jak śmiesz potem żądać, by dzieci cośkolwiek szanowały i kogokolwiek kochały? Palisz nie papierki, a ukochanie tradycji i rojenie o pięknym życiu. Zadaniem wychowawcy domagać się, by każde dziecko miało coś, co stanowi nie bezimienną własność instytucji, a jego, by miało dla tej własności bezpieczne ukrycie. Jeśli dziecko położy do swej szufladki, musi być pewne, że mu nikt nie ruszy: bo dwa koraliki – to jego kosztowne kolczyki, papierek od czekoladki – to list zastawny rentiera, pamiętnik – to złożony w archiwum tajny dokument. Mało tego: obowiązek każe, by ułatwić dziecku znalezienie tego, co zagubiło.
Więc szafka oszklona dla znalezionych rzeczy. Każdy najdrobniejszy przedmiot ma właściciela. Czy coś leży pod stołem, czy zapomniane na oknie, czy na wpół przysypane piaskiem na podwórku – musi dostać się do szafki. Im w danym internacie jest mniej przedmiotów niczyich, a więcej drobnych własności, tym dotkliwiej uczujesz plagę ciągłego oddawania i odbierania znalezionych drobiazgów i skarg, że zginęło. Jak przechowujesz to, co ci dają jako znalezione? Kładziesz do kieszeni: przykład nieuczciwości. W Domu Sierot jest skrzynka dla znalezionych rzeczy. Dyżurny ze skrzynki przenosi je do oszklonej szafki, zwraca w oznaczonej godzinie. W okresie ostrej walki o porządek oddawałem do znalezionych rzeczy każdą wałęsającą się czapkę, fartuch niezawieszony na miejscu, książkę pozostawioną na stole.
Thursday, April 23, 2015
Janusz Korczak - Sąd kolonijny — Sprawy cywilne i karne — Wyroki sądowe - Józki, Jaśki i Franki - Mośki, Joski i Srule - Wilhelmówka i Michałówka.
![]() |
ILUSTRACYE S. LIPSZYCOWEJ |
![]() |
Wyroki sądowe - Józki, Jaśki i Franki |
ROZDZIAŁ PIĄTY.
Sąd kolonijny. — Sprawy cywilne i karne. — Wyroki sądowe.
...-Proszę pana, on się pcha, - sypie piasek, — zabrał łyżkę, — nie daje grać, — bije się, — przeszkadza. — Proszę pana! Gdzie jest stu pięćdziesięciu chłopców, tam musi być codziennie trzydzieści kłótni i pięć bijatyk; gdzie są spory i bójki, tam powinien być sąd; sąd musi być sprawiedliwy, cieszyć się powagą i zaufaniem. I taki właśnie sąd mieliśmy w Michałówce. Sędziów jest trzech: przez głosowanie wybrali ich z pośród siebie chłopcy. Co tydzień głosowanie się powtarza....
...Sąd odbywa się w lesie albo na werandzie, sędziowie siedzą na krzesłach przy stole, oskarżeni i świadkowie na długiej ławce, a publiczność stoi za ławką. Woźni pilnują porządku. Dozorca, który jest i prokuratorem-oskarżycielem i adwokatem - obrońcą, zapisuje wszystko do grubego kajetu w czarnej oprawie. Po sprawie sędziowie idą na naradę, a ogłoszenie wyroku oznajmia dzwonek. Fiszbin rzucił kamieniem w Olszynę i trafił go w nogę, ale niezbyt mocno. Olszyna płakał jednak. — Czy rzuciłeś w Olszynę kamieniem? — Nie. — Kiedy ludzie widzieli, że Olszyna trzyma się za nogę i płacze. — Nieprawda, nie rzuciłem, i Olszyna nie płakał. Następuje przesłuchanie świadków. Sąd uprzedza, że kłamstwo surowo jest karane. Ustalono czas i miejsce przestępstwa, ilość i nazwiska świadków. — Rzuciłeś kamień? — Nie. Ponowne dokładne przesłuchanie świadków stwierdza, że Fiszbin zupełnie bez powodu rzucał w Olszynę szyszki i małe kamyki....
...Sąd kolonijny rozważa też sprawy, gdzie oskarżał sam prokurator - dozorca. Oto na ławie przestępców zasiadają: Pływak i Szydłowski. Pływak i Szydłowski poszli daleko za kolonię w pole, nie słyszeli dzwonka i spóźnili się na śniadanie. — Czy nie wiedzieli, że za las kolonijny sami wychodzić nie mają prawa, bo mogą zabłądzić, utopić się w rzece, krowy mogą ich pobość lub psy pokąsać? — Czy nie wiedzieli, że na śniadanie nie wolno się spóźniać, bo po śniadaniu mamy iść do kąpieli? — I poco poszli za las, kiedy tu mają dość miejsca do zabawy? Pływak i Szydłowski poszli kwiaty zbierać. — Panowie sędziowie! Chłopcy ci zawinili niewątpliwie. Na śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacyę nie można się spóźniać, nie może stu chłopców czekać na jednego lub dwóch. Nie możemy każdego szukać z osobna w lesie i za nos ciągnąć do stołu. Dlatego jest dzwonek, i dzwonka pilnować się trzeba. — Należy więc ich ukarać, a jednak... Pływak i Szydłowski poszli za las kolonijny po kwiaty. Na wsi wolno kwiaty zrywać. Tak ich to ucieszyło, że zapomnieli o jedzeniu; Pływak jest pierwszy raz na kolonii, Szydłowski był w Ciechocinku, ale tam też kwiatów jest mało. Więc może ten raz pierwszy im przebaczyć? I sędziowie po krótkiej naradzie uniewinnili obu oskarżonych.
Czy opisy sądów na koloniach letnich to podstawa do Kodeksu Sądowego dla Domu Sierot i Naszego Domu?
Do sądu dzieci mogły podawać nie tylko siebie nawzajem, ale również dorosłych – wychowawców i wszystkich pozostałych pracowników domu łącznie z Doktorem. Funkcję sędziów pełnili losowo wybrani ci członkowie społeczności – dzieci i opiekunowie – którzy w ostatnim czasie nie mieli problemów z prawem.
Kodeks sądowy stworzony przez Korczaka liczył 1000 paragrafów (tak naprawdę to trochę mniej), z czego dopiero § 500 wyznaczał karę, a tylko ostatni § 1000 decydował o wydaleniu dziecka lub pracownika z zakładu.
Pierwsze wydanie opowiadania o koloniach w Michałówce było zatytułowane:
Janusz Korczak’s very first pedagogical practice took place while he was a student at the Department of Medicine at Warsaw University. he accepted work In 1904 he went to the summer camp for Jewish children at Michałówka. He returned to Michałówka in 1907. Already at this early stage, he introduced some of his own ideas for organizing the life of a community of children. He worked also at a Polish children’s camp in Wilhelmówka in the summer of 1908. His experience of solving pedagogical problems is described in two books; Mośki, Joski i Srule (1910) and Józki, Jaśki Franki (1911).
Sąd kolonijny. — Sprawy cywilne i karne. — Wyroki sądowe.
...-Proszę pana, on się pcha, - sypie piasek, — zabrał łyżkę, — nie daje grać, — bije się, — przeszkadza. — Proszę pana! Gdzie jest stu pięćdziesięciu chłopców, tam musi być codziennie trzydzieści kłótni i pięć bijatyk; gdzie są spory i bójki, tam powinien być sąd; sąd musi być sprawiedliwy, cieszyć się powagą i zaufaniem. I taki właśnie sąd mieliśmy w Michałówce. Sędziów jest trzech: przez głosowanie wybrali ich z pośród siebie chłopcy. Co tydzień głosowanie się powtarza....
...Sąd odbywa się w lesie albo na werandzie, sędziowie siedzą na krzesłach przy stole, oskarżeni i świadkowie na długiej ławce, a publiczność stoi za ławką. Woźni pilnują porządku. Dozorca, który jest i prokuratorem-oskarżycielem i adwokatem - obrońcą, zapisuje wszystko do grubego kajetu w czarnej oprawie. Po sprawie sędziowie idą na naradę, a ogłoszenie wyroku oznajmia dzwonek. Fiszbin rzucił kamieniem w Olszynę i trafił go w nogę, ale niezbyt mocno. Olszyna płakał jednak. — Czy rzuciłeś w Olszynę kamieniem? — Nie. — Kiedy ludzie widzieli, że Olszyna trzyma się za nogę i płacze. — Nieprawda, nie rzuciłem, i Olszyna nie płakał. Następuje przesłuchanie świadków. Sąd uprzedza, że kłamstwo surowo jest karane. Ustalono czas i miejsce przestępstwa, ilość i nazwiska świadków. — Rzuciłeś kamień? — Nie. Ponowne dokładne przesłuchanie świadków stwierdza, że Fiszbin zupełnie bez powodu rzucał w Olszynę szyszki i małe kamyki....
...Sąd kolonijny rozważa też sprawy, gdzie oskarżał sam prokurator - dozorca. Oto na ławie przestępców zasiadają: Pływak i Szydłowski. Pływak i Szydłowski poszli daleko za kolonię w pole, nie słyszeli dzwonka i spóźnili się na śniadanie. — Czy nie wiedzieli, że za las kolonijny sami wychodzić nie mają prawa, bo mogą zabłądzić, utopić się w rzece, krowy mogą ich pobość lub psy pokąsać? — Czy nie wiedzieli, że na śniadanie nie wolno się spóźniać, bo po śniadaniu mamy iść do kąpieli? — I poco poszli za las, kiedy tu mają dość miejsca do zabawy? Pływak i Szydłowski poszli kwiaty zbierać. — Panowie sędziowie! Chłopcy ci zawinili niewątpliwie. Na śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacyę nie można się spóźniać, nie może stu chłopców czekać na jednego lub dwóch. Nie możemy każdego szukać z osobna w lesie i za nos ciągnąć do stołu. Dlatego jest dzwonek, i dzwonka pilnować się trzeba. — Należy więc ich ukarać, a jednak... Pływak i Szydłowski poszli za las kolonijny po kwiaty. Na wsi wolno kwiaty zrywać. Tak ich to ucieszyło, że zapomnieli o jedzeniu; Pływak jest pierwszy raz na kolonii, Szydłowski był w Ciechocinku, ale tam też kwiatów jest mało. Więc może ten raz pierwszy im przebaczyć? I sędziowie po krótkiej naradzie uniewinnili obu oskarżonych.
Urywki z Janusza Korczaka Wyroki sądowe - Józki, Jaśki i Franki.
![]() |
Czy opisy sądów na koloniach letnich to podstawa do Kodeksu Sądowego dla Domu Sierot i Naszego Domu? Tutaj opis sądu w Wilhelmówce w tygodniku Rozrywki z 1909 roku. |
Czy opisy sądów na koloniach letnich to podstawa do Kodeksu Sądowego dla Domu Sierot i Naszego Domu?
Do sądu dzieci mogły podawać nie tylko siebie nawzajem, ale również dorosłych – wychowawców i wszystkich pozostałych pracowników domu łącznie z Doktorem. Funkcję sędziów pełnili losowo wybrani ci członkowie społeczności – dzieci i opiekunowie – którzy w ostatnim czasie nie mieli problemów z prawem.
Kodeks sądowy stworzony przez Korczaka liczył 1000 paragrafów (tak naprawdę to trochę mniej), z czego dopiero § 500 wyznaczał karę, a tylko ostatni § 1000 decydował o wydaleniu dziecka lub pracownika z zakładu.
Pierwsze wydanie opowiadania o koloniach w Michałówce było zatytułowane:
„Michałówka“.
(Kolonja dla dzieci żydowskich),
(Z notatek dozorcy)
i drukowana w odcinkach z tygodniku Izraelita od 7 października 1904, to znaczy dwa miesiące po zakonczeniu ostatniego turnusu. Izraelita R.39, nr 41 (7 października 1904).![]() |
W tygodniku Promyk opowiadanie o koloniach w Michałówce było zatytułowane Mośki, Joski i Srule (1909). Tam były po raz pierwszy opublikowane schematyczne rysunki z "wojny" opublikowane w wydaniu książkowym z rysunkami Sary Lipszycowej. Prawdopodobnie sam Korczak narysował pierwowzór tego rysunku. Tutaj z archiwum Biblioteki Narodowej - Polona. |
Janusz Korczak - Most na Bugu do Małkini - Droga na kolonie Michałówka i do Treblinki
![]() |
Dworzec Petersburski w Warszawie. Janusz Korczak wyjeżdżał stąd pociągiem do Małkini na kolonie Michałówka. |
Korczak na letnich koloniach w Michałówce
![]() |
— Vivat! Niech żyje kolonia Michałówka! — A więc tak wygląda weranda?
Wypijają po kubku mleka, i do roboty. Myją się po podróży, ubierają w
białe kolonijne ubrania, a najbardziej śmieszą ich płócienne czapki.
Zabawne czapki, podobne do tych, jakie noszą kucharze. — Teraz wszyscy wyglądają jednakowo. A malcy dumni są z otrzymanych szelek.
Ilustracja i tekst z książki "Mośki, Joski i Srule” (1910).
|
![]() |
Janusz Korczak przejeżdżał przez most na Bugu do Małkini (zwany warszawskim) w 1904 i w 1942 roku. - To była droga na kolonie Michałówka i do Treblinki. Michałówka była na północ od stacji Małkinia A (czyli nad zaznaczonym na mapie z lat 40-tych, garnizonem niemieckim G. Stacja w Treblince - B, na południe od Małkini. Most przez Bug - C. |
![]() |
Janusz Korczak przejeżdżał przez ten most na Bugu nieopodal Małkini (zwany warszawskim). W sierpniu 1942 roku to była droga ostatnia droga Janusz Korczaka do Treblinki. |
Janusz Korczak przejeżdżał przez most na Bugu do Małkini (zwany warszawskim) w 1904 i w 1942 roku. - To była droga na kolonie Michałówka i do Treblinki.
Czy jeszcze daleko? — pytają się dzieci, bo spieszno im do lasu, do
rzeki, do łąki, o których opowiadają tyle dziwów ci, którzy już w
zeszłym roku byli na kolonii. Na kolonii jest ogromna weranda; cóż to
być może takiego — weranda? — Dla wszystkich stu pięćdziesięciu są
tylko cztery pokoje — cóż to za wielkie sale być muszą?
Przejeżdżamy przez most. Most jest zupełnie inny, niż ten, który łączy
Pragę z Warszawą. Ale ładniejszy, o — ładniejszy znacznie.
— Chłopcy, wysiadamy. Wszyscy macie worki i czapki ? — Mamy —
odpowiadają chórem. Na dworcu oczekuje już dwanaście wozów
drabiniastych, wysłanych słomą i sianem. — Ostrożnie na wozach, żeby
któremu noga nie dostała się między koła. — Ja będę pilnował, proszę
pana. — Dobrze, pilnuj. — Jazda! Słońce wita bladą gromadkę. —
Dziękujemy ci, dobre słońce i lesie zielony i łąko wesoła. Dziękujemy
wam, dzieci wiejskie, że wybiegacie z chat i uśmiechem pozdrawiacie
nasze wozy, wysłane sianem. — Czy daleko jeszcze, proszę pana? — O,
tam czernieje nasz las, o, już widać i polankę, — o, już i młyn — i
czworaki dworskie, i wreszcie — nasza kolonia.
— Vivat! Niech żyje kolonia Michałówka! — A więc tak wygląda weranda?
Wypijają po kubku mleka, i do roboty. Myją się po podróży, ubierają w
białe kolonijne ubrania, a najbardziej śmieszą ich płócienne czapki.
Zabawne czapki, podobne do tych, jakie noszą kucharze. — Teraz wszyscy
wyglądają jednakowo. A malcy dumni są z otrzymanych szelek.
Urywek z książki Janusza Korczaka "Mośki, Joski i Srule”
Subscribe to:
Posts (Atom)