W maju 1905 Korczak wcielony został do armii (rosyjskiej). Uczestniczył w wojnie rosyjsko-japońskiej jako młodszy ordynator szpitala w Charbinie, w prowizorycznych pociągach sanitarnych, a także jako kierownik punktu ewakuacyjnego Kolei Wschodnio-Chińskiej.
Od 1906 do 1912 roku pracował (i mieszkał) Janusz Korczak w szpitalu Bersohnów i Baumanów jako lekarz miejscowy (z przerwami).
Od 1906 do 1912 roku pracował (i mieszkał) Janusz Korczak w szpitalu Bersohnów i Baumanów jako lekarz miejscowy (z przerwami). |
W latach 1907-1908 i 1910, dla uzupełnienia wiedzy, Korczak wyjechał za granicę. Szkolił się w nowoczesnych klinikach Berlina (1907-1908), Paryża (1909) i w Londynie (1911).
Korczak pisał „Jak kochać dziecko – Internat”, 1929 r.
Berliński szpital i niemiecka literatura lekarska nauczyły mnie myśleć o tym, co wiemy i powoli systematycznie posuwać się naprzód. Paryż nauczył mnie myśleć o tym czego nie wiemy, a wiedzieć pragniemy, musimy, będziemy... Siłę chcenia, ból niewiedzy, rozkosz poszukiwania dał mi Paryż. Technikę uproszczeń, wynalazczości drobiazgów, ład szczegółów – wyniosłem z Berlina. Wielka synteza dziecka – oto co mi się śniło, gdy w bibliotece paryskiej z rumieńcem wzruszenia czytałem dziwne dzieła francuskich klasyków – klinicystów”.
Podczas wojny, w 1920 roku Janusz Korczak działał jako lekarz wojskowy w szpitalu epidemiologicznym w Łodzi, a następnie w warszawskim Kamionku. To właśnie w szpitalu zaraził się tyfusem. Matka Korczaka, Cecylia, zabrała syna do domu i pielęgnowała go, zarażając się od niego tyfusem. Jeszcze zanim Korczak wyzdrowiał, Cecylia zmarła.
Korczak bardzo cieżko przezył śmierc matki. O jej śmierci dowiedział się po pogrzebie.
Po jej śmierci opublikował książkę pt. Sam na sam z Bogiem. Modlitwy tych,
którzy się nie modlą (1922). Książkę zadedykował rodzicom:
DEDYKACJA.
Matuś — Ojczulku. Wy mi te modlitwy szybko dyktowali, musiałem je mozolnie z pamięci — wyraz po wyrazie, po literze litera — składać i spisywać. Czasem nie dosłyszałem, często nie rozumiałem, robiłem błędy, pamięć zawodziła, przepuściłem wiele. — Zrzadka poprawialiście — niewiele — tyle, by zrozumialej było dla mnie i dla ludzi.
Nie wiem, czy Waszą mowę do mnie mogę nazwać swoim dla Was nagrobkiem. Dziękuję Wam za życie i za śmierć Waszą, za moje życie i śmierć. Rozeszliśmy się na chwilę, aby się znów spotkać razem.
Matuś — Ojczulku, ze wszystkich skamieniałych tęsknot i bólów Waszych i moich przodków pragnę wznieść wysoką, strzelistą, samotną wieżę dla ludzi. Liczba tych pod ziemią szkieletów, których głosem pod Wasze dyktando przemawiam — jest tylko za ostatnich lat trzysta — aż tysiąc — i dwadzieścia — i cztery. Jak różne nosili imiona.
Dlatego na tym małym nagrobku nie kładnę imienia.
Dziękuję, żeście nauczyli słyszeć szept zmarłych i żywych, dziękuję, że poznam tajemnicę Życia w pięknej godzinie śmierci.
Wasz syn.
Korczak pisał w Pamiętniku w Warszawskim Getcie w 1942 roku:
Rzuciłem szpital dla Domu Sierot. Mam poczucie winy. Raz przymusowo wyjechałem (wojna). Drugi raz na rok do Berlina.Trzeci raz – pół roku niespełna do Paryża. Po światło, po wiedzę. Teraz, kiedy już wiem, że nie wiem i dlaczego nie wiem, gdy mogę w myśl naczelnego postulatu – ‘Nie szkodzić choremu’ – wypływam na nieznane wody.
Szpital dał mi tak wiele, a ja mu, niewdzięczny, tak mało. – Brzydka dezercja. – Życie ukarało”.

Szpital dał mi tak wiele, a ja mu, niewdzięczny, tak mało. – Brzydka dezercja. – Życie ukarało”.