Monday, January 27, 2025

Number 56 from Janusz Korczak's Orphanage tells the story of "Two doctors at war".

This first doctor is apparently very nervous and shouts about anything. The second doctor is apparently bald and has a red mustache and a pointed beard. Izaak Eliasberg and Janusz Korczak in orphanage "Dom Sierot".


Number 56 from Janusz Korczak's Orphanage tells the story of "Two doctors at war".


March 28 1917: The older children keep talking about two doctors who are at war. One is the president of the society caring for the "Orphanage", the other is the director.
    This first doctor is apparently very nervous and shouts about anything. He can even shout at p. Stefa (no?), but he has a good heart, only he's so fast, impatient. He always looks at the girls' heads and most often orders them to cut their hair. Without mercy and without appeal!
    And I've just got a polka. You can even divide it with a parting and tie it with ribbons on both sides. They still stick out a little, but they're always similar to braids.
    The second doctor is apparently bald, has a red mustache and a pointed beard. When he likes someone, he calls them a "jerk" and a "dumbass" and pretends he doesn't care about the child. But everyone knows perfectly well that of the older ones he likes Regina best, and of the younger ones he likes Natka best.
    This doctor is apparently just as important, H mm, even more important than Ms. Stefa. Is it possible for someone to have more to say than Miss Stefa?

Mały Przegląd: pismo dzieci i młodzieży : tygodniowy dodatek bezpłatny do nr 279 "Naszego Przeglądu" R.10, nr 39 (4 października 1935)

https://polona.pl/item-view/c42da7e9-4cfe-4664-a4d0-d7e301956df1?page=2 

Sunday, January 26, 2025

Podologia czy Pedologia - Czy to był żart majora Goldszmita (Korczaka)?


Odpowiedź Korczaka na zapytanie jaka jest jego specjalność lekarska niezbędna przy nadawaniu przydziału w razie mobilizacji odpowiedział: pedologja.

Pedologja (pedologia) to nauka o dziecku. Sądzę jednak że pułkownik lekarz Kwaśniewski zarejestrował Goldszmita jako podologa, specjalistę od stóp. Takowych była większa potrzeba w okresie gdzie jednostki piechoty były najliczniejsze.



Inny dokument wojskowy stwierdza: Charakter prawy, wybitnie inteligentny...







https://wbh.wp.mil.pl/pdfviewer/?f=/c/scans/KGiO/I_480_836.pdf

Szlengel w Naszym Przeglądzie 1 kwietnia 1939 - Czytałem spokojnie brednie gazety Prima aprilis! — gniewać się?! — nietakt! A potym, potym spostrzegłem niestety że to... wczorajsza gazeta...




Prima Aprilis
Władysław Szlengel

Boki zrywać, panowie...
Uczta prawdziwa, panowie...
Spojrzałem, panowie mili
gdy gazeciarz pismo mi dawał
wiedziałem – prima aprilis
więc na kawale – kawał...
Z nagłówków chichotał nonsens –
ze szpalt szaleństwo drwiło –
i żartu dobry kąsek.
Więc nic mnie nie zdziwiło:
że Führer i Duce niszczeniem traktatów
chcą gwarantować pokój światu -
że Ofiara przychodzi prosić przemoc –
że Wolność swą ludzie oddają niemo –
że kraj swój obcym rzucają pod stopy
że znowu zmienia się mapa Europy –
że znowu się Żydom grunt gdzieś zapalił
że ledwie spoczęli, znów, trzeba dalej…
że przez twarde pigułki z Essen
ludzie w Niemczech nie mają zu essen...
że dał się bezczelnie wywieść w pole
stary i mądry lis z parasolem...
że wszystkie ludzkie umowy na nic,
że gniją, że płoną słupy granic…
-------------------------------------------------------
Czytałem spokojnie brednie gazety
Prima aprilis! — gniewać się?! — nietakt!
A potym, potym spostrzegłem niestety
że to... wczorajsza gazeta...

Obrachunek z Bogiem - Władysława Szlengela - Historia Odnalezionego Wiersza - Halina Birenbaum.




Historia Odnalezionego Wiersza

(Halina Birenbaum - z moich pamiętników: Każdy odzyskany dzień)

27.01.1985

Gdybym była wierząca, musiałabym powiedzieć chyba, iż jest w tym ręka Boża. Jednak w cuda wierzę, chociaż sprawiają je ludzie, a raczej dobro istniejące w nich w głębiach duszy, dobro, które na różne sposoby zostaje pobudzane poprzez rozmaite uczynki, pozytywne działania.

Władysław Szlengel, niezmiernie popularny poeta warszawski, napisał jeden ze swych krążących po osierociałym getcie, czekającym wiosną 1943 roku na ostateczną zagładę, wiersz Obrachunek z Bogiem. Czytało się wtedy te wiersze, podawane w odpisach z rąk do rąk, z niewypowiedzianą, głodną zachłannością, jak wchłania się soki ożywcze, żeby nie skonać. Widziało się w samym ich istnieniu, w chęci możliwości tworzenia w takich chwilach - siłę życia i jego nie ocenioną wartość. Poprzez wiersze poety o tak aktualnej, trafnie określonej treści czuło się niezbicie, że potęga życia ludzkiego silniejsza jest od śmierci, Niemców, Hitlera!

Część utworów Szlengla odnalazła się po wojnie pod gruzami getta warszawskiego wraz z archiwum historyka Emanuela Ringelbluma i została opublikowana w Warszawie w tomiku Co czytałem umarłym.

W wyjaśnieniach na końcu tej książki podano, że w notatkach Ringenbluma jest mowa o wierszu „Obrachunek z Bogiem", ale go nie odnaleziono. Istnieje tylko pewna strofka, która treść taką przypomina, ale może to również być część innego utworu poety. Szlengel, jak wiadomo, zginął w bunkrze* podczas powstania w getcie warszawskim i nawet wiek jego nie był dokładnie znany.

Po przeczytaniu „Co czytałem umarłym” napisałam i opublikowałam w „Nowinach Kurierze” artykuł: Słowo, które nie ginie nigdy, gdzie opisałam obszernie, w jakich okolicznościach zapoznałam się z wierszami Szlengla. W owej niewiadomej strofce natychmiast rozpoznałam „Obrachunek z Bogiem” i przytoczyłam kilka zdań utworu, które szczególnie wryły mi się w pamięć. Kilku czytelników natychmiast po opublikowaniu tego zwróciło się do mnie. Nawiązałam z nimi kontakt, a potem i przyjaźń, gdyż okazało się, że wiele mamy ze sobą wspólnego, co nas serdecznie łączy.

W zeszłym tygodniu, po upływie przeszło roku od tej publikacji otrzymałam list z Hajfy, od p. I. Szulmana, który doniósł mi, że po przeczytaniu mego artykułu w „Nowiny” przypomniał sobie, iż zaraz po wojnie znajomy wręczył mu otrzymany od kogoś z Warszawy odpis ręczny: Obrachunek z Bogiem. Dopiero teraz udało mu się wyszperać go w swych papierach i jeśli jestem jeszcze, chętnie mi prześle kopię…

Pan Szulman jest także warszawianinem, przeżył wojnę wraz żoną i córką w Rosji. Oczywiście natychmiast zatelefonowałam. Otrzymałam z jego rąk calutki wiersz! Miałam niespełna trzynaście lat, gdy w domu na Nowolipiu 30, w bloku Szulca przeczytano mi go po raz pierwszy, na krótko przed rozpoczęciem powstania w getcie. Przeżyłam, zapamiętałam tak nam wtedy bliską i wymowną treść. Jestem wdzięczna losowi za możliwość wzięcia przypadkowego udziału w jego odnalezieniu i wydaniu na światło dzienne, w czterdzieści dwa lata po jego napisaniu. Jednak w cuda wierzę. A więc istnieją cuda i dobrzy ludzie, dzięki którym dotarło jeszcze jedno Wołanie w nocy Władysława Szlengla. A może Bóg zawstydził się i nie chcąc pozostawić „karty” poety – czystej, pomógł w tym odnalezieniu, aby na czystej karcie obrachunku dopisano jakiś czyn… Z odnalezionego obecnie wiersza dowiadujemy się, że poeta w chwili śmierci miał 32 lata.

* Został rozstrzelany wraz z innymi z "Bunkru Kaca". Bunkier był urządzony w piwnicach zburzonego jeszcze we wrześniu 1939 roku domu przy Świętojerskiej 36 a Szlengel z żoną mieszkali w pokoju w domu obok na Świętojerskiej 34. 8 maja 1943 roku w bunkrze na Miłej 18 ginie komendant Powstania w Getcie Warszawskiem Mordechaj Anielewicz i z nim wielu bojowników ŻOB. 8 maja i rozstrzelali Niemcy poetę Władysława Szlengla i wraz z nim ukrywających się w bunkrze/schronie przy Świętojerskiej 36, 160 Żydów.

Obrachunek z Bogiem

Władysław Szlengel

Może to był sen – (chociaż nie)
A może zamroczył mnie trunek
Siedzieliśmy razem Bóg i ja
I robiliśmy rachunek…

Bóg był starszym panem
O spojrzeniu pełnym łaski
Miał siwą długą brodę
I chodził bez opaski…

Kenkarty wprawdzie nie miał
Bo przybył prosto z raju
Lecz miał obywatelstwo
Podobno… – Urugwaju

Wyjąłem dużą księgę
A Pan Bóg Watermana
Otwarłem konto – wiara
I rzekłem… proszę pana

Mam lat trzydzieści dwa
Lat sytych albo biedy
Dotychczas Panie Boże
Otwarty miałem kredyt

Mówiono: módl się
Ja się modliłem
Mówiono: pość – –
pościłem…

Przez ciężkie postu dni
Bez kropli wody w ustach
Dla wielkiej chwały Twej
i urojonych ustaw

W męczących smugach świec
W tumulcie izb bóźniczych
Modliłem się byś mógł
uczynki moje zliczyć
Wmówiono mi „nie kradnij”
nie kradłem

Mówiono: nie jedz świniny…
(lubię) – nie jadłem
Mówiono: Bóg tak chce…
Mówiono: Boża Droga
Mówiono: nie cudzołóż…
Wstrzymałem się… dla Boga
Mówiono nie zabijaj! nie zabijałem
Nie miej Boga nade mną – nie miałem…

Są różne miłe święta
Są różne trudne święta
Po dziesięć razy na rok

Kazano mi pamiętać
Kazano siedzieć w kuczce
Pić gorzkie jadać macę…
Pokuty różne czynić
i zaniedbywać pracę

Rzemieniem ściskałem ręce
Ksiągi zżerałem nocą
i umartwiałem ciało
Przepraszam, pytam – po co?

Mówiłem: Bóg pomoże
Mówiłem: Bóg ocali
Wierzyłem: Pan Bóg ze mną
Mówiłem: i tak dalej…

Spójrz no, popatrz w księgę
Rzecz jasna, oczywista
Patrz! karta Twoich zasług
w stosunku do mnie – czysta…

Biją mnie w twarz
– Nie uciekam
Jak zwierz tropiony z nory w norę
Czekam… a Ty nic…

Głodno mi chłodno i tęskno
Droga wciąż dziksza, daleka
Pusto – wokoło, martwo
Nie płaczę… – czekam…

Na wiatr więc wyrzucone
Błagania posty lament
i sto tysięcy modlitw
i pół miliona „Amen”…

Co Ty mi dajesz dziś
Za wszystkie me uczynki
Ten blok…
Tę blaszkę… plac –
Te bony – czy Treblinki?

Czy jeszcze czekasz bym
Pojutrze jak testament
Pod pruski idąc gaz
Powiedział jeszcze „Amen”?

No mów coś, proszę mów –
Rachunek wyjm z ukrycia
Otwarte księgi – patrz! –
Wspólniku mego życia

Ten miły starszy pan,
z którym przy stole piłem
Ołówek wziął do ręki i rzekł…
i tu się przebudziłem

Czy to był zwykły sen? –
Czy też mnie zmorzył trunek? –
Lecz do dziś nie wiem jak
się skończył obrachunek

(Getto Warszawskie, 1943)



DZWONKI - Władysław Szlengel - Taki prawdziwy wiersz i dokument Warszawskiego Getta.

Kartka umieszczona na drzwiach wejściowych z informacją, jak dzwonić do poszczególnych lokatorów - wśród nich Władysława Szlengla - mieszkania przy ul. Świętojerskiej 34 w Getcie Warszawskim. Archiwum Ringelbluma.


ul. Świętojerska

DZWONKI
Władysław Szlengel

Na drzwiach wisiała kartka
czytelna tylko z bliska –
„Dzwonek czynny – proszę dzwonić”
i trzy nazwiska:
Do pani L. jeden raz,
do pana K. razy dwa,
a do doktora trzy razy…

Kartka taka wisiała,
żeby ludzie wiedzieli,
potem była selekcja
i – wzięli…
tę panią L. (jeden raz)
i pana K. (razy dwa),
i tego doktora (trzy razy…).

Kartka „proszę dzwonić”
wisi na drzwiach,
a drzwi otwarte,
a za drzwiami – strach…

Nie ma klamek – szarpnięte,
gdy zastali zamknięte…
drzwi rozwarte na oścież,
czarni byli tu goście.
Porzucone w pośpiechu
rzeczy w dzikiej pogoni,
a na drzwiach wisi kartka
z nazwiskami i „…dzwonić” –
do pani L. jeden raz,
do pana K. razy dwa,
a do doktora trzy razy…

Przyszli nowi – sprzątnęli,
klamki nowe wprawili,
kartki ze drzwi nie zdjęli.
Zapomnieli.

Przyjdzie zmrok – szara pora,
coraz bliżej wieczora,
mrok z kątów się wyłania,
coś wygania z mieszkania…

Strasznie jakoś i mrocznie,
trupio, głucho, urocznie,
wieje śmiercią i złem –
Wiem:
Niech zadzwonią za drzwiami
jeden raz, dwa lub trzy,
cienie idą ścianami,
jakieś widma czy mgły.

To jest do mnie – to do mnie,
szepty snują się głuche,
tak się cieszą dzwonieniem,
wargi martwe i suche.
– Jeden raz – to jest do mnie!
może syn mnie odwiedzi…
– Teraz znowu dwa razy…
to są do mnie sąsiedzi…

Korytarzem bez światła
lokatorzy upiory – – –
…teraz dzwonią trzy razy…
to jest do mnie, to chory…

Już milczące szarpanie
tu przy klamce… przy ścianie,
już westchnienie i męka,
że bezsilna jest ręka,
że tak marom niełatwo
w korytarzu dać światło,
drzwi otworzyć… powitać,
ach, to wy… a co słychać?…

A w dzień spokój,
nikt nie czai się z wnęk…
O zmroku – – –
lęk…
Dzwonek.
Idziesz…
zawsze potrącisz coś nogą…
strach…
otwierasz drzwi – – –
…nikogo…
– to do nich…
(bo na drzwiach
wciąż kartka: Dzwonić…
Do pani L. raz…
do pana K. dwa…
a do doktora trzy razy…).