The exact route of these documents from the Little Ghetto to the Large Ghetto was told and described early. What is not known is when they reached Our Home in Bielany, most probably at the end of August 1942.
Pan Misza mentioned when and how he collected and transported Korczak documents from the Orphan Home at 16 Sienna/Śliska 9 to the Large Ghetto. First, in the evening, he carried them in two suitcases to Felek Grzyb's place, at Ostrowska Street. There he repacked them into one suitcase. He moved with that suitcase to several locations before the suitcase was sent outside the ghetto to Bielany (to Igor Newerly's flat and later to Maryna Falska´s Nasz Dom.
It was for sure Pan Misza, Wasserman Wroblewski was the one who arranged to smuggle documents and Korczak´s spectacles from Large Ghetto to Our Home at Bielany because he was also active in the group of smugglers for a long time*. One of his duties in the group was telephone contact with the smugglers at the Aryan side of the ghetto wall. When the right group of Polish and Jewish policemen whom Pan Misza knew, was on duty, he called known places to inform the group that the passage to the ghetto was possible. There was a coffee shop close to one of the gates where Pan Misza used to sit and watch the gate guards. That coffee shop had a phone.
Pan Misza likely telephoned Maria Falska or someone from her staff to inform them about the coming treasure. I asked my father once about how the suitcase ended at Nasz Dom. He said: I had it at several locations, he called them kwatery (lodgings - places he slept at), and thereafter the suitcase was transported out.
Now it is known how the "New Sources" reappeared and how they also disappeared. The official version is the story from the 1980s, about an unexpected finding (read New Sources) handed over in 1988 to the Korczak Association in Israel who thereafter handed it over to the Polish Association. However, this collection of archival materials, so-called new sources, never left Warszawa.
* My father was numerous times outside the ghetto. He knew several ways to get out and in. Also, my mother and her sister Krystyna were outside the ghetto several times. On one occasion they went together to the parish of Saint Barbara and their church (Parafia Św. Barbary, kościół Św. Apostołów Piotra i Pawła) at 51 Nowogrodzka Street and received a copy of the church birth records of someone else which was the start of their new identities.
Władysław Szlengel:
Rzeczy
Z Hożej i Wspólnej, i Marszałkowskiej
jechały wozy... wozy żydowskie...
meble, stoły i stołki,
walizeczki, tobołki,
kufry, skrzynki i buty,
garnitury, portrety,
pościel, garnki, dywany
i draperie ze ściany.
Wiśniak, słoje, słoiki,
szklanki, plater, czajniki,
książki, cacka i wszystko
jedzie z Hożej na Śliską.
W palcie wódki butelka
i kawałek serdelka.
Na wozach, rikszach i furach
jedzie zgraja ponura...
A ze Śliskiej na Niską
znów jechało to wszystko.
Meble, stoły i stołki,
walizeczki, tobołki.
Pościel, garnki – psze panów,
ale już bez dywanów.
Po platerach ni znaku
i już nie ma wiśniaków,
garniturów ni butów,
i słoików, portretów.
Już zostały na Śliskiej
drobnosteczki te wszystkie,
w palcie wódki butelka
i kawałek serdelka.
Na wozach, rikszach i furach
jedzie zgraja ponura.
Opuścili znów Niską
i do bloków szło wszystko.
Nie ma mebli i stołków,
garnków oraz tobołków.
Zaginęły czajniki,
książki, buty, słoiki.
Poszły gdzieś do cholery
garnitury, platery.
Razem w rikszę tak wal to...
Jest walizka i palto,
jest herbaty butelka,
jest ogryzek karmelka.
Na piechotę, bez fury
idzie orszak ponury...
Potem z bloków na Ostrowską
jedzie drogą żydowską
bez tobołów, tobołków
i bez mebli czy stołków,
bez dywanów, czajników,
bez platerów, słoików,
w ręce z jedną walizką
ciepły szalik... to wszystko,
jeszcze wody butelka
i chlebaczek na szelkach,
depcząc rzeczy – stadami
nocą szli ulicami.
A z Ostrowskiej do bloku
szli w dzień chmurny o zmroku –
walizeczka i chlebak,
więcej teraz nie trzeba –
równo... równo piątkami
marszem szli ulicami.
Noce chłodne, dni krótsze,
jutro... może pojutrze...
na gwizd, krzyk albo rozkaz
znowu droga żydowska...
ręce wolne i tylko
woda – z mocną pastylką...
Od Umszlagu wzdłuż miasta,
hen, aż do Marszałkowskiej,
w pustych domach narasta
życie, życie żydowskie.
W porzuconych mieszkaniach
narzucone tobołki,
garnitury i kołdry,
i talerze i stołki,
tlą się jeszcze ogniska,
leżą łyżki bezczynne,
tam rzucone w pośpiechu
fotografie rodzinne...
Książka jeszcze otwarta,
list z półzdaniem... „Niedobra”,
szklanka wciąż nie dopita
oraz karty z pół robra.
Wiatr przez okno porusza
rękaw zimnej koszuli,
leży kołdra wgnieciona,
jakby ktoś się w nią wtulił,
leżą rzeczy bezpańskie,
stoi martwe mieszkanie,
aż pokoje zaludnią
nowi ludzie: Arianie...
Zamkną okna otwarte,
zaczną życie beztroskie
i zaścielą te łóżka
i te kołdry żydowskie,
i koszulę upiorą,
książki włożą do półki,
szklankę kawy wyleją,
robra skończą do spółki.
Tylko w jakimś wagonie
pozostanie to tylko:
Nie dopita butelka
z jakąś mocną pastylką...
A w noc grozy, co przyjdzie
po dniach kul oraz mieczy,
wyjdą z kufrów i domów
wszystkie żydowskie rzeczy.
I wybiegną oknami,
będą szły ulicami,
aż się zejdą na szosach
nad czarnymi szynami.
Wszystkie stoły i stołki,
i walizki, tobołki,
garnitury, słoiki,
i platery, czajniki,
i odejdą, i zginą,
nikt nie zgadnie, co znaczy,
że tak rzeczy odeszły,
i nikt ich nie zobaczy.
Lecz na stole sędziowskim
(jeśli tertis victi...)
pozostanie pastylka
jako corpus delicti.