Opowiadanie Tajemniczy Rycerz jest dedykowane Meirowi Dizengof, pierwszemu burnistrzowi Tel Avivu. |
Szybko, po wszystkich krajach żydowskiego rozproszenia, rozeszła się wieść o mieście, budującym się nad brzegami morza. Młodzież żydowska na Ukrainie, na Litwie i w Polsce przerywała naukę w gimnazjach i na uniwersytetach, w jeszybotach i beth-hamidraszach, i spieszyła na pomoc swym braciom palestyńskim. A gdy młodzieńcy żydowscy przybywali do Palestyny z dalekich krajów rozproszenia, szybko przebierali się w proste płócienne stroje, uczyli się pracować młotem i kielnią i szli do pracy na budowach. W krótkim czasie stawali się cieślami i stolarzami, murarzami i malarzami.Tak im spieszno było do pracy! Więc zbudowano miasto Jibneam (Kmienie Narodu) siłami żydowskimi, a obca ręka nie tknęła budowy. Ze szczytów rusztowań płynęła pieśń żydowskiego robotnika:Ja chaj li, li amalilJa chaj li, li amali!Przed końcem lata powstały już dwie pierwsze ulice miasta Jibneam.
To on! To on! Zaprawdę, to ów tajemniczy rycerz!Rycerz osadził konia przed gromadą. Turban osunął mu się na tył głowy, a twarz jego promieniowała jasnym blaskiem; bystrym spojrzeniem wodził po tłumie, jakby kogoś szukał; dziwnym językiem,na wpół hebrajskim, na wpół aramejskim, zapytał:— Czy ucho naprawdę słyszało dźwięk rogu?— Tak, rycerzu — odrzekł naczelnik gminy,który wysunął się na czoło gromady.— Czy jest to naprawdę głos mesjaszowegorogu? A który z pośród was jest Synem Dawidowym? — pytał drżącym głosem.Naczelnik gminy odparł:— Nie, mój rycerzu! Mesjasz jeszcze nie przyszedł i nie ma wśród nas Syna Dawida. Jesteśmy tylko prostymi Żydami; powróciliśmy z wygnaniai przybyliśmy tu, aby zbudować nowe miasto nastepie, nad brzegiem Wielkiego Morza. Dęliśmy wróg, celem uczczenia uroczystego dnia. Wszak dziśjest pierwszy dzień miesiąca elul.— Pierwszy dzień miesiąca elul? — szepnąłw zamyśleniu rycerz — a ja przez długie lata zapomniałem nawet rachuby czasu. Znieważałem soboty i Święta!Rycerz zeskoczył z siodła.Bratem waszym jestem, krwią z krwi waszej i ciałem z ciała waszego. Zbawienia Izraela wyczekuję na równi z wami i marzę o odbudowie zniszczonego kraju. Niechaj Bóg broni, bym miał wambyć przeszkodą w waszej pracy!
Nowoprzybyli Żydzi zbudowali też w nowym
mieście wiele fabryk i zakładów przemysłowych,
wyrabiających różne produkty, potrzebne ludności;
w przedsiębiorstwach znalazło pracę wielu rzemieśl
ników i robotników. Wybudowano też w mieście
wspaniałe szkoły i synagogi, szpitale i przytułki dla
starców. Zdrowe i opalone dzieci bawią się na uli
cach. Miasto rośnie i rozwija się — a oko Boże
Z pośród Żydów, którzy przybywają do kraju,
większość stanowią członkowie organizacji „Hecha-
luc“. Doborowi to i odważni młodzieńcy! Młode to
i dzielne dziewczęta! Wszyscy są silni, łatwo przy
zwyczajają się do życia wiejskiego i miejskiego.
rady miejskiej byli w kłopocie, gdyż nie wiedzieli
gdzie pomieścić tak wielką ilość nowoprzybyłych.
Również chwilowo pracy nie było dla tak wielu przy
byszów. Obawiano się więc bezrobocia, głodu i nę
dzy. Zebrała się przeto starszyzna jibneamska na
naradę i uchwaliła nałożyć podatek na wszystkich
zamożniejszych mieszkańców miasta. Zebrane pie
niądze zużytkowano na budowę wielkiego obozu, za
miastem, nad brzegiem morza; w białych, płócien
nych namiotach ustawiono łóżka, stoły i krzesła.
Zarząd miasta wyzyskał tę sposobność, aby
tem główną ulicę Judy Machabeusza, ciągnącą się
od linii kolejowej aż do brzegu morskiego. Przystą
pili więc nowoprzybyli do budowy asfaltowej szosy.
Sprowadzono duże głazy, rozbijano je na drobny
szutr, którym posypywano ulicę. Potem ciężkimi
walcami prasowano i wygładzano szosę. Na gładko
ubity szutr sypano warstwę piasku, którą z kolei
polewano płynnym asfaltem.
Powstała lśniąca, równa szosa, wygodna dla pieszych,
Chalucowie przy budowie szosy pracowali na
trzy zmiany. W dzień — pod gorącymi promieniami
słońca, nocą zaś — przy świetle latarni i pochodni.
Miasto napełniło się wesołym zgiełkiem, a śpiewy
i wesołość po ulicach panowały przez całą dobę.
Po upływie kilku tygodni ukończono budowę
szosy. Cały kraj podziwiał chaluców, którzy w tak
krótkim okresie czasu dokonali dzieła, wymagające
go wielu miesięcy pracy. Wiele mówiono wówczas
o pilności i sprawności chaluców.
cowie, oczyszczali z kamieni stoki gór, budowali
szosy i mościli drogi, kopali rowy, wytępili dzikie
zwierzęta. Zwyciężyli malarję. Po tym — budowali
domy, stajnie i obory dla bydła, zakładali wsie i o-
sady, orali ziemię, siali pszenicę i jęczmień, sadzili
drzewa owocowe i winnice. Żydzi z podniesioną dum
nie głową przemierzali dolinę Jezreel! Lata mijały.
Młodzieńcy pożenili się. Nowe pokolenie przyszło na
świat. Szczęście zapanowało w dolinie Jezreel.
Wiedzieli jednak wszyscy mieszkańcy Ziemi
1. C. Kletzel— Robert wśród Beduinów
2. I. Halperin—Tajemniczy rycerz
3. J. Fichman — Dziwy na lądzie i morzu
4. M. Charizman — Opowieść o pasterzu arabskim
5. J. Korczak — Ludzie są dobrzy
6. M. Zinger — Dilban wielkolud
7. M. Michaeli — Beniamin Zeew Herzl.
8. C. Kletzel— Kolumb Tel-Awiwu
9-ty tomik Trzy wyprawy Herszka. Janusz Korczak.
10-ty tomik Ukryty skarb. (Z opowieści chaluca w Emeku). Gawrieli Nachum. tłum. Maurycy Szymel.
11-ty tomik. Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali tłum. Maurycy Szymel.
5-ty tomik to Ludzie sa dobrzy, nakł. "Keren Kajemet Leisrael" i wyd. "Judaica", Warszawa [1937]. |
9-ty tomik to Trzy wyprawy Herszka, nakł. "Keren Kajemet Leisrael" i wyd. "Judaica", Warszawa [1939]. |
"Ludzie są dobrzy” to opowieść Korczaka wydana w 1938. Historia emigracji żydowskiej z Polski do Eretz Israel opowiedziana z perspektywy małej dziewczynki która po śmierci ojca razem z matką jedzie do Palestyny. Droga ta jest dobrze znana Korczakowi który dwukrotnie (1934 i 1936) odbył ta drogę pociągiem i statkiem.
10-ty tomik Ukryty skarb. (Z opowieści chaluca w Emeku). Gawrieli Nachum. tłum. Maurycy Szymel.Mama szyje, pierze, gotuje, a ojciec leży w łóżku. Ojciec chory, a mama nie ma czasu. — Powiedz, tatusiu, jak tam jest. Ale od początku. — Tyle razy mówiłem. — Ale chcę jeszcze raz. — Ano dobrze. Więc siadamy na okręt¹. — Nie. Że dostałeś certyfikat². Bo nie rozumiem, co to jest. Co to jest port? Co to jest kajuta? Dlaczego woła się tam na ciebie: Aba? Co to jest morze? Dlaczego po hebrajsku „dzień dobry” mówi się — szalom — i „do widzenia” — szalom? Jeżeli ktoś ma umierać, czy też mówi: „szalom”? Była mała, ale pamięta. Już taka jest. Pamięta, że ojciec zakasłał, mama prędko wyszła z pokoju. — Pojedziemy koleją. — Będę siedziała przy oknie. — No tak. Potem będziesz zmęczona. Mama położy na ławce palto, wyjmie z walizki poduszkę. — Nieprawda. Mama pościel zapakuje osobno, bo do walizki nie zmieści się. I ja nie będę zmęczona. Nie będę spała. — To nie. Potem okręt. — Na okręcie są pomarańcze? Będziesz tam sadził drzewa? Będziesz zdrów? — No tak. Zobacz, gdzie jest mama. Poproś, żeby nie płakała. — Skąd wiesz, że mama płacze? Zesunęła się z łóżka na podłogę.
Pamiętam jeszcze dokładnie to moje przybyciedo kwucy. Był wieczór. Wielką dolinę zaległy pierwsze cienie, chłodny wiatr owiewał pola, a z chałupfelachów wił się dym. Na horyzoncie przemykał nakoniu jakiś jeździec czarno odziany, a patrzącemuz daleka; wydawało się, jakby jeździec ów, stojąc nakoniu, unosił się w powietrzu. Małe lepianki, do których zbliżaliśmy się z każdą chwilą coraz bardziej,mrugały do nas światełkami, jakby wołały: „Bywajcie! Pokój z wami!“I rzecz dziwna; choć jeszcze (nie zakosztowałemsnu w domu, pokrytym czerwonym dachem i choćnie widziałem jego wnętrza, czułem już, że dotarłemdo mojego domu. I dobrze było w owej chaciemnie, chłopcu, który od dawna już nie pamiętał swojego domu.A jednak, gdy zasiadłem do wieczerzyczułem, że nie do zwykłego domu przybyłem. Przystole siedzieli ludzie, dla których miałbym dużouczucia i podziwu, nawet, gdyby mi o nich Tanchumnie był przed tym opowiadał. Już same ich twarzemówiły mi o nich i o ich życiu. Mężczyźni i nielicznekobiety siedzieli przy stole, milcząc prawie, Z tychkilku słów, które padły przy wieczerzy, mogłem sięod razu domyśleć, że mam przed sobą szomrów żydowskich.Nigdy nie zapomnę tego pierwszego wieczoru wkwucy szomrowej, przy skąpym świetle lampki. Odbywał się wtedy przydział pracy na dzień jutrzejszy.Jakże dumny byłem, gdy wśród znanych, czczonychi drogich mi imion, usłyszałem także i moje imię.Poczułem, że urosłem i, że stałem się członkiem bar-dzo poważanej rodziny. Miałem ogromną chęć wszystko przezwyciężyć i wszystkiemu podołać. I nie po-zostałem w tyle. Ba, pod niektórymi względami wy-
przedziłem ich dość znacznie. Oto pęcznieje fasola.
Ziarna jej wyschły już i przybrały kolor płowy. Lu-dzie wyszli, by zrywać fasolę. Kto jest pierwszy wszeregach wyrywaczy? Kto zrobił największą wyrwę w krzewach? Ja, Towja! Śmiałem się ukradkiemze starszych, którzy poruszali się, jak żółwie. Ktowyplenił trzy grzędy pomidorów, podczas gdy innipocili się przy jednej grzędzie? Kto jest najspraw-niejszym przy pługu? Ja, Towja.
11-ty, ostatni tomik. Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali, tłum. Maurycy Szymel.
11-ty, ostatni tomik. Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali, tłum. Maurycy Szymel. |
11-ty, ostatni tomik. Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali tłum. Maurycy Szymel. |