Friday, December 20, 2024

Tajemniczy Rycerz w אבני-עם Tel Avivie (Jibneam-Kamienie Narodu, Ahuzat Bayit‎) i Mały Herszek - Biblioteka Palestyńska dla Dzieci.

Zarząd‎ ‎miasta‎ ‎wyzyskał‎ ‎tę‎ ‎sposobność,‎ ‎aby‎ urzeczywistnić‎ ‎dawny‎ ‎plan:‎ ‎postanowił‎ ‎pokryć‎ ‎asfaltem‎ ‎główną‎ ‎ulicę‎ ‎Judy‎ ‎Machabeusza,‎ ‎ciągnącą‎ ‎się od‎ ‎linii‎ ‎kolejowej‎ ‎aż‎ ‎do‎ ‎brzegu‎ ‎morskiego.‎ ‎Przystąpili‎ ‎więc‎ ‎nowoprzybyli‎ ‎do‎ ‎budowy‎ ‎asfaltowej‎ ‎szosy. Sprowadzono‎ ‎duże‎ ‎głazy,‎ ‎rozbijano‎ ‎je‎ ‎na‎ ‎drobny szutr,‎ ‎którym‎ ‎posypywano‎ ‎ulicę.‎ ‎Potem‎ ‎ciężkimi walcami‎ ‎prasowano‎ ‎i‎ ‎wygładzano‎ ‎szosę.‎ ‎Na‎ ‎gładko ubity‎ ‎szutr‎ ‎sypano‎ ‎warstwę‎ ‎piasku,‎ ‎którą‎ ‎z‎ ‎kolei polewano‎ ‎płynnym‎ ‎asfaltem.‎ Powstała‎ ‎lśniąca,‎ ‎równa‎ ‎szosa,‎ ‎wygodna‎ ‎dla‎ ‎pieszych,‎ ‎ wozów‎ ‎i‎ ‎automobilów. Chalucowie‎ ‎przy‎ ‎budowie‎ ‎szosy‎ ‎pracowali‎ ‎na trzy‎ ‎zmiany.‎ ‎W‎ ‎dzień‎ ‎—‎ ‎pod‎ ‎gorącymi‎ ‎promieniami słońca,‎ ‎nocą‎ ‎zaś‎ ‎—‎ ‎przy‎ ‎świetle‎ ‎latarni‎ ‎i‎ ‎pochodni.

Szukałem dzisiaj informacji o tym jak powstała Biblioteka Palestyńska Dla Dzieci. Wiadomo że to współpraca Keren Kajemet, Naszego i Małego Przeglądu i Judaica. Prawdopodobnie od roku 1937 do 1939 ukazało się 11 krótkich, 32-stronicowych tomików. Dwa z nich autorstwa Janusza Korczaka. 9-ty tomik to "Trzy wyprawy Herszka", nakł. "Keren Kajemet Leisrael" i wyd. "Judaica", Warszawa [1939]. Z 11-tu wydanych tomików 8 stanowi na pewno przekłady z hebrajskiego. Nie jest pewne czy biografia Herzla pt. Beniamin Zeew Herzl (nr 7 w serii), której autorem jest A. Michaeli, czy to jest tłumaczenie czy tekst napisany po polsku.


Opowiadanie Tajemniczy Rycerz jest dedykowane Meirowi Dizengof, pierwszemu burnistrzowi Tel Avivu.

 

Szybko,‎ ‎po‎ ‎wszystkich‎ ‎krajach‎ ‎żydowskiego rozproszenia,‎ ‎rozeszła‎ ‎się‎ ‎wieść‎ ‎o‎ ‎mieście,‎ ‎budującym‎ ‎się‎ ‎nad‎ ‎brzegami‎ ‎morza.‎ ‎Młodzież‎ ‎żydowska‎ ‎na Ukrainie,‎ ‎na‎ ‎Litwie‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎Polsce‎ ‎przerywała‎ ‎naukę w‎ ‎gimnazjach‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎uniwersytetach,‎ ‎w‎ ‎jeszybotach i‎ ‎beth-hamidraszach,‎ ‎i‎ ‎spieszyła‎ ‎na‎ ‎pomoc‎ ‎swym braciom‎ ‎palestyńskim.‎ ‎A‎ ‎gdy‎ ‎młodzieńcy‎ ‎żydowscy przybywali‎ ‎do‎ ‎Palestyny‎ ‎z‎ ‎dalekich‎ ‎krajów‎ ‎rozproszenia,‎ szybko‎ ‎przebierali‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎proste‎ ‎płócienne stroje,‎ ‎uczyli‎ ‎się‎ ‎pracować‎ ‎młotem‎ ‎i‎ ‎kielnią‎ ‎i‎ ‎szli do‎ ‎pracy‎ ‎na‎ ‎budowach.‎ ‎W‎ ‎krótkim‎ ‎czasie‎ ‎stawali się‎ ‎cieślami‎ ‎i‎ ‎stolarzami,‎ ‎murarzami‎ ‎i‎ ‎malarzami.
Tak‎ ‎im‎ ‎spieszno‎ ‎było‎ ‎do‎ ‎pracy! ‎Więc‎ ‎zbudowano miasto‎ ‎Jibneam‎ ‎(Kmienie Narodu) siłami‎ ‎żydowskimi,‎ ‎a‎ ‎obca‎ ‎ręka‎ ‎nie tknęła‎ ‎budowy.‎ ‎Ze‎ ‎szczytów‎ ‎rusztowań‎ ‎płynęła pieśń‎ ‎żydowskiego‎ ‎robotnika:
Ja‎ ‎chaj‎ ‎li,‎ ‎li‎ ‎amalil
Ja‎ ‎chaj‎ ‎li,‎ ‎li‎ ‎amali!
Przed‎ ‎końcem‎ ‎lata‎ ‎powstały‎ ‎już‎ ‎dwie‎ ‎pierwsze ulice‎ ‎miasta‎ ‎Jibneam.‎

To‎ ‎on!‎ ‎To‎ ‎on!‎ ‎Zaprawdę,‎ ‎to‎ ‎ów‎ ‎tajemniczy rycerz!
Rycerz‎ ‎osadził‎ ‎konia‎ ‎przed‎ ‎gromadą.‎ ‎Turban osunął‎ ‎mu‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎tył‎ ‎głowy,‎ ‎a‎ ‎twarz‎ ‎jego‎ ‎promieniowała‎ ‎jasnym‎ ‎blaskiem;‎ ‎bystrym‎ ‎spojrzeniem‎ ‎wodził po‎ ‎tłumie,‎ ‎jakby‎ ‎kogoś‎ ‎szukał;‎ ‎dziwnym‎ ‎językiem,
na wpół‎ ‎hebrajskim,‎ ‎na wpół‎ ‎aramejskim,‎ ‎zapytał:
—‎ ‎Czy‎ ‎ucho‎ ‎naprawdę‎ ‎słyszało‎ ‎dźwięk‎ ‎rogu?
—‎ ‎Tak,‎ ‎rycerzu‎ ‎—‎ ‎odrzekł‎ ‎naczelnik‎ ‎gminy,
który‎ ‎wysunął‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎czoło‎ ‎gromady.
—‎ ‎Czy‎ ‎jest‎ ‎to‎ ‎naprawdę‎ ‎głos‎ ‎mesjaszowego
rogu?‎ ‎A‎ ‎który‎ ‎z‎ ‎pośród‎ ‎was‎ ‎jest‎ ‎Synem‎ ‎Dawido
wym?‎ ‎—‎ ‎pytał‎ ‎drżącym‎ ‎głosem.
Naczelnik‎ ‎gminy‎ ‎odparł:
—‎ ‎Nie,‎ ‎mój‎ ‎rycerzu!‎ ‎Mesjasz‎ ‎jeszcze‎ ‎nie‎ ‎przy
szedł‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎ma‎ ‎wśród‎ ‎nas‎ ‎Syna‎ ‎Dawida.‎ ‎Jesteśmy‎ ‎tyl
ko‎ ‎prostymi‎ ‎Żydami;‎ ‎powróciliśmy‎ ‎z‎ ‎wygnania
i‎ ‎przybyliśmy‎ ‎tu,‎ ‎aby‎ ‎zbudować‎ ‎nowe‎ ‎miasto‎ ‎na
stepie,‎ ‎nad‎ ‎brzegiem‎ ‎Wielkiego‎ ‎Morza.‎ ‎Dęliśmy‎ ‎w
róg,‎ ‎celem‎ ‎uczczenia‎ ‎uroczystego‎ ‎dnia.‎ ‎Wszak‎ ‎dziś
jest‎ ‎pierwszy‎ ‎dzień‎ ‎miesiąca‎ ‎elul.

—‎ ‎Pierwszy‎ ‎dzień‎ ‎miesiąca‎ ‎elul?‎ ‎—‎ ‎szepnął
w‎ ‎zamyśleniu‎ ‎rycerz‎ ‎—‎ ‎a‎ ‎ja‎ ‎przez‎ ‎długie‎ ‎lata‎ ‎za
pomniałem‎ ‎nawet‎ ‎rachuby‎ ‎czasu.‎ ‎Znieważałem‎ ‎
soboty‎ ‎i‎ ‎Święta!

Rycerz‎ ‎zeskoczył‎ ‎z‎ ‎siodła.
Bratem‎ ‎waszym‎ ‎jestem,‎ ‎krwią‎ ‎z‎ ‎krwi‎ ‎waszej‎ ‎i‎ ‎ciałem‎ ‎
z‎ ‎ciała‎ ‎waszego.‎ ‎Zbawienia‎ ‎Izraela‎ ‎wyczekuję‎ ‎na równi‎ ‎
z‎ ‎wami‎ ‎i‎ ‎marzę‎ ‎o‎ ‎odbudowie‎ ‎zniszczonego‎ ‎kraju.‎ ‎
Niechaj‎ ‎Bóg‎ ‎broni,‎ ‎bym‎ ‎miał‎ ‎wam
być‎ ‎przeszkodą‎ ‎w‎ ‎waszej‎ ‎pracy!

Nowoprzybyli‎ ‎Żydzi‎ ‎zbudowali‎ ‎też‎ ‎w‎ ‎nowym
mieście‎ ‎wiele‎ ‎fabryk‎ ‎i‎ ‎zakładów‎ ‎przemysłowych,
wyrabiających‎ ‎różne‎ ‎produkty,‎ ‎potrzebne‎ ‎ludności;
w‎ ‎przedsiębiorstwach‎ ‎znalazło‎ ‎pracę‎ ‎wielu‎ ‎rzemieśl
ników‎ ‎i‎ ‎robotników.‎ ‎Wybudowano‎ ‎też‎ ‎w‎ ‎mieście
wspaniałe‎ ‎szkoły‎ ‎i‎ ‎synagogi,‎ ‎szpitale‎ ‎i‎ ‎przytułki‎ ‎dla
starców.‎ ‎Zdrowe‎ ‎i‎ ‎opalone‎ ‎dzieci‎ ‎bawią‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎uli
cach.‎ ‎Miasto‎ ‎rośnie‎ ‎i‎ ‎rozwija‎ ‎się‎ ‎—‎ ‎a‎ ‎oko‎ ‎Boże‎ ‎
czuwa‎ ‎nad‎ ‎nim.
Z‎ ‎pośród‎ ‎Żydów,‎ ‎którzy‎ ‎przybywają‎ ‎do‎ ‎kraju,
większość‎ ‎stanowią‎ ‎członkowie‎ ‎organizacji‎ ‎„Hecha-
luc“.‎ ‎Doborowi‎ ‎to‎ ‎i‎ ‎odważni‎ ‎młodzieńcy!‎ ‎Młode‎ ‎to
i‎ ‎dzielne‎ ‎dziewczęta!‎ ‎Wszyscy‎ ‎są‎ ‎silni,‎ ‎łatwo‎ ‎przy
zwyczajają‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎życia‎ ‎wiejskiego‎ ‎i‎ ‎miejskiego.‎ ‎
Nie ma‎ ‎takiej‎ ‎pracy,‎ ‎nowej‎ ‎i‎ ‎trudnej,‎ ‎której by‎ ‎nie‎ 
sprostali!

Z‎ ‎końcem‎ ‎roku‎ ‎5681‎ ‎(1920) zawinął‎ ‎do‎ ‎portu‎ ‎
jibneamskiego‎ ‎olbrzymi‎ ‎statek,‎ ‎na‎ ‎którym‎ ‎przybyło‎ ‎dwa‎ ‎
tysiące‎ ‎chaluców,‎ ‎chłopców‎ ‎i‎ ‎dziewcząt.‎ ‎Członkowie
rady‎ ‎miejskiej‎ ‎byli‎ ‎w‎ ‎kłopocie,‎ ‎gdyż‎ ‎nie‎ ‎wiedzieli
gdzie‎ ‎pomieścić‎ ‎tak‎ ‎wielką‎ ‎ilość‎ ‎nowoprzybyłych.
Również‎ ‎chwilowo‎ ‎pracy‎ ‎nie‎ ‎było‎ ‎dla‎ ‎tak‎ ‎wielu‎ ‎przy
byszów.‎ ‎Obawiano‎ ‎się‎ ‎więc‎ ‎bezrobocia,‎ ‎głodu‎ ‎i‎ ‎nę
dzy.‎ ‎Zebrała‎ ‎się‎ ‎przeto‎ ‎starszyzna‎ ‎jibneamska‎ ‎na
naradę‎ ‎i‎ ‎uchwaliła‎ ‎nałożyć‎ ‎podatek‎ ‎na‎ ‎wszystkich
zamożniejszych‎ ‎mieszkańców‎ ‎miasta.‎ ‎Zebrane‎ ‎pie
niądze‎ ‎zużytkowano‎ ‎na‎ ‎budowę‎ ‎wielkiego‎ ‎obozu,‎ ‎za
miastem,‎ ‎nad‎ ‎brzegiem‎ ‎morza;‎ ‎w‎ ‎białych,‎ ‎płócien
nych‎ ‎namiotach‎ ‎ustawiono‎ ‎łóżka,‎ ‎stoły‎ ‎i‎ ‎krzesła.
Zarząd‎ ‎miasta‎ ‎wyzyskał‎ ‎tę‎ ‎sposobność,‎ ‎aby‎
urzeczywistnić‎ ‎dawny‎ ‎plan:‎ ‎postanowił‎ ‎pokryć‎ ‎asfal
tem‎ ‎główną‎ ‎ulicę‎ ‎Judy‎ ‎Machabeusza,‎ ‎ciągnącą‎ ‎się
od‎ ‎linii‎ ‎kolejowej‎ ‎aż‎ ‎do‎ ‎brzegu‎ ‎morskiego.‎ ‎Przystą
pili‎ ‎więc‎ ‎nowoprzybyli‎ ‎do‎ ‎budowy‎ ‎asfaltowej‎ ‎szosy.
Sprowadzono‎ ‎duże‎ ‎głazy,‎ ‎rozbijano‎ ‎je‎ ‎na‎ ‎drobny
szutr,‎ ‎którym‎ ‎posypywano‎ ‎ulicę.‎ ‎Potem‎ ‎ciężkimi
walcami‎ ‎prasowano‎ ‎i‎ ‎wygładzano‎ ‎szosę.‎ ‎Na‎ ‎gładko
ubity‎ ‎szutr‎ ‎sypano‎ ‎warstwę‎ ‎piasku,‎ ‎którą‎ ‎z‎ ‎kolei
polewano‎ ‎płynnym‎ ‎asfaltem.‎
Powstała‎ ‎lśniąca,‎ ‎równa‎ ‎szosa,‎ ‎wygodna‎ ‎dla‎ ‎pieszych,‎ ‎
wozów‎ ‎i‎ ‎automobilów.
Chalucowie‎ ‎przy‎ ‎budowie‎ ‎szosy‎ ‎pracowali‎ ‎na
trzy‎ ‎zmiany.‎ ‎W‎ ‎dzień‎ ‎—‎ ‎pod‎ ‎gorącymi‎ ‎promieniami
słońca,‎ ‎nocą‎ ‎zaś‎ ‎—‎ ‎przy‎ ‎świetle‎ ‎latarni‎ ‎i‎ ‎pochodni.
Miasto‎ ‎napełniło‎ ‎się‎ ‎wesołym‎ ‎zgiełkiem,‎ ‎a‎ ‎śpiewy
i‎ ‎wesołość‎ ‎po‎ ‎ulicach‎ ‎panowały‎ ‎przez‎ ‎całą‎ ‎dobę.
Po‎ ‎upływie‎ ‎kilku‎ ‎tygodni‎ ‎ukończono‎ ‎budowę
szosy.‎ ‎Cały‎ ‎kraj‎ ‎podziwiał‎ ‎chaluców,‎ ‎którzy‎ ‎w‎ ‎tak
krótkim‎ ‎okresie‎ ‎czasu‎ ‎dokonali‎ ‎dzieła,‎ ‎wymagające
go‎ ‎wielu‎ ‎miesięcy‎ ‎pracy.‎ ‎Wiele‎ ‎mówiono‎ ‎wówczas
o‎ ‎pilności‎ ‎i‎ ‎sprawności‎ ‎chaluców.

W‎ ‎dolinie‎ ‎Jezreel‎ ‎osuszali‎ ‎bagno‎ ‎dzielni‎ ‎chalu
cowie,‎ ‎oczyszczali‎ ‎z‎ ‎kamieni‎ ‎stoki‎ ‎gór,‎ ‎budowali
szosy‎ ‎i‎ ‎mościli‎ ‎drogi,‎ ‎kopali‎ ‎rowy,‎ ‎wytępili‎ ‎dzikie
zwierzęta.‎ ‎Zwyciężyli‎ ‎malarję.‎ ‎Po‎ ‎tym‎ ‎—‎ ‎budowali
domy,‎ ‎stajnie‎ ‎i‎ ‎obory‎ ‎dla‎ ‎bydła,‎ ‎zakładali‎ ‎wsie‎ ‎i‎ ‎o-
sady,‎ ‎orali‎ ‎ziemię,‎ ‎siali‎ ‎pszenicę‎ ‎i‎ ‎jęczmień,‎ ‎sadzili
drzewa‎ ‎owocowe‎ ‎i‎ ‎winnice.‎ ‎Żydzi‎ ‎z‎ ‎podniesioną‎ ‎dum
nie‎ ‎głową‎ ‎przemierzali‎ ‎dolinę‎ ‎Jezreel!‎ ‎Lata‎ ‎mijały.
Młodzieńcy‎ ‎pożenili‎ ‎się.‎ ‎Nowe‎ ‎pokolenie‎ ‎przyszło‎ ‎na
świat.‎ ‎Szczęście‎ ‎zapanowało‎ ‎w‎ ‎dolinie‎ ‎Jezreel.
Wiedzieli‎ ‎jednak‎ ‎wszyscy‎ ‎mieszkańcy‎ ‎Ziemi
Izraelickiej,‎ ‎że‎ ‎wśród‎ ‎chaluców,‎ ‎którzy‎ ‎osiedlili‎ ‎się
w‎ ‎dolinie‎ ‎Jezreel‎ ‎znajduje‎ ‎się‎ ‎tajemniczy‎ ‎rycerz.....


Książki Biblioteki Palestyńskiej dla Dzieci (wydawane nakładem Keren Kajemet Leisrael), można było kupić zarówno w administracji Naszego Przeglądu przy ulicy Nowolipki 7 w Warszawie jak i administracji "Okienka na świat" w Krakowie,  Al. Słowackiego 52. 
Administracja "Okienka na świat" w Krakowie chcąc umożliwić swoim czytelnikom
"nabycie dobrych książek po niezwykle niskiej cenie, sprowadziła następujące tomiki:

W tej serii wydawniczej Keren Kajemet Leisrael:
1. C. Kletzel— Robert wśród Beduinów
2. I. Halperin—Tajemniczy rycerz
3. J. Fichman — Dziwy na lądzie i morzu
4. M. Charizman — Opowieść o pasterzu arabskim
5. J. Korczak — Ludzie są dobrzy
6. M. Zinger — Dilban wielkolud
7. M. Michaeli — Beniamin Zeew Herzl.
8. C. Kletzel— Kolumb Tel-Awiwu
9-ty tomik Trzy wyprawy Herszka. Janusz Korczak.
10-ty tomik Ukryty skarb. (Z opowieści chaluca w Emeku). Gawrieli Nachum. tłum. Maurycy Szymel.
11-ty tomik. Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali tłum. Maurycy Szymel.

Każdy tomik kosztuje 20-gr. Za przesyłkę dolicza się porto: 10 gr od l-ego,
15 gr od 2-ch, 25 gr od 3-ch do 5 ciu,
50 gr od 6-8-u. Cały komplet z wysyłką
2 zł 10 gr. Do nabycia w Administracji
«Okienka na świat», Kraków, Al. Słowackiego 52. 




5-ty tomik to Ludzie sa dobrzy, nakł. "Keren Kajemet Leisrael" i wyd. "Judaica", Warszawa [1937].

9-ty tomik to Trzy wyprawy Herszka, nakł. "Keren Kajemet Leisrael" i wyd. "Judaica", Warszawa [1939].

"Ludzie są dobrzy” to opowieść Korczaka wydana w 1938. Historia emigracji żydowskiej z Polski do Eretz Israel opowiedziana z perspektywy małej dziewczynki która po śmierci ojca razem z matką jedzie do Palestyny. Droga ta jest dobrze znana Korczakowi który dwukrotnie (1934 i 1936) odbył ta drogę pociągiem i statkiem.

Mama szyje, pierze, gotuje, a ojciec leży w łóżku. Ojciec chory, a mama nie ma czasu. — Powiedz, tatusiu, jak tam jest. Ale od początku. — Tyle razy mówiłem. — Ale chcę jeszcze raz. — Ano dobrze. Więc siadamy na okręt¹. — Nie. Że dostałeś certyfikat². Bo nie rozumiem, co to jest. Co to jest port? Co to jest kajuta? Dlaczego woła się tam na ciebie: Aba? Co to jest morze? Dlaczego po hebrajsku „dzień dobry” mówi się — szalom — i „do widzenia” — szalom? Jeżeli ktoś ma umierać, czy też mówi: „szalom”? Była mała, ale pamięta. Już taka jest. Pamięta, że ojciec zakasłał, mama prędko wyszła z pokoju. — Pojedziemy koleją. — Będę siedziała przy oknie. — No tak. Potem będziesz zmęczona. Mama położy na ławce palto, wyjmie z walizki poduszkę. — Nieprawda. Mama pościel zapakuje osobno, bo do walizki nie zmieści się. I ja nie będę zmęczona. Nie będę spała. — To nie. Potem okręt. — Na okręcie są pomarańcze? Będziesz tam sadził drzewa? Będziesz zdrów? — No tak. Zobacz, gdzie jest mama. Poproś, żeby nie płakała. — Skąd wiesz, że mama płacze? Zesunęła się z łóżka na podłogę. 

10-ty tomik Ukryty skarb. (Z opowieści chaluca w Emeku). Gawrieli Nachum. tłum. Maurycy Szymel.

10-ty tomik Ukryty skarb. (Z opowieści chaluca w Emeku). Gawrieli Nachum. tłum. Maurycy Szymel. 

Pamiętam‎ ‎jeszcze‎ ‎dokładnie‎ ‎to‎ ‎moje‎ ‎przybycie
do‎ ‎kwucy.‎ ‎Był‎ ‎wieczór.‎ ‎Wielką‎ ‎dolinę‎ ‎zaległy‎ ‎pierw
sze‎ ‎cienie,‎ ‎chłodny‎ ‎wiatr‎ ‎owiewał‎ ‎pola,‎ ‎a‎ ‎z‎ ‎chałup
felachów‎ ‎wił‎ ‎się‎ ‎dym.‎ ‎Na‎ ‎horyzoncie‎ ‎przemykał‎ ‎na
koniu‎ ‎jakiś‎ ‎jeździec‎ ‎czarno‎ ‎odziany,‎ ‎a‎ ‎patrzącemu
z‎ ‎daleka;‎ ‎wydawało‎ ‎się,‎ ‎jakby‎ ‎jeździec‎ ‎ów,‎ ‎stojąc‎ ‎na
koniu,‎ ‎unosił‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎powietrzu.‎ ‎Małe‎ ‎lepianki,‎ ‎do‎ ‎któ
rych‎ ‎zbliżaliśmy‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎każdą‎ ‎chwilą‎ ‎coraz‎ ‎bardziej,
mrugały‎ ‎do‎ ‎nas‎ ‎światełkami,‎ ‎jakby‎ ‎wołały:‎ ‎„Bywaj
cie! ‎Pokój‎ ‎z‎ ‎wami!“
I‎ ‎rzecz‎ ‎dziwna;‎ ‎choć‎ ‎jeszcze‎ ‎(‎nie‎ ‎zakosztowałem
snu‎ ‎w‎ ‎domu,‎ ‎pokrytym‎ ‎czerwonym‎ ‎dachem‎ ‎i‎ ‎choć
nie‎ ‎widziałem‎ ‎jego‎ ‎wnętrza,‎ ‎czułem‎ ‎już,‎ ‎że‎ ‎dotarłem
do‎ ‎mojego‎ ‎domu.‎ ‎I‎ ‎dobrze‎ ‎było‎ ‎w‎ ‎owej‎ ‎chacie
mnie,‎ ‎chłopcu,‎ ‎który‎ ‎od‎ ‎dawna‎ ‎już‎ ‎nie‎ ‎pamiętał‎ ‎swo
jego‎ ‎domu.‎
A‎ ‎jednak,‎ ‎gdy‎ ‎zasiadłem‎ ‎do‎ ‎wieczerzy
czułem,‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎do‎ ‎zwykłego‎ ‎domu‎ ‎przybyłem.‎ ‎Przy
stole‎ ‎siedzieli‎ ‎ludzie,‎ ‎dla‎ ‎których‎ ‎miałbym‎ ‎dużo
uczucia‎ ‎i‎ ‎podziwu,‎ ‎nawet,‎ ‎gdyby‎ ‎mi‎ ‎o‎ ‎nich‎ ‎Tanchum
nie‎ ‎był‎ ‎przed‎ ‎tym‎ ‎opowiadał.‎ ‎Już‎ ‎same‎ ‎ich‎ ‎twarze
mówiły‎ ‎mi‎ ‎o‎ ‎nich‎ ‎i‎ ‎o‎ ‎ich‎ ‎życiu.‎ ‎Mężczyźni‎ ‎i‎ ‎nieliczne
kobiety‎ ‎siedzieli‎ ‎przy‎ ‎stole,‎ ‎milcząc‎ ‎prawie,‎ ‎Z‎ ‎tych
kilku‎ ‎słów,‎ ‎które‎ ‎padły‎ ‎przy‎ ‎wieczerzy,‎ ‎mogłem‎ ‎się
od‎ ‎razu‎ ‎domyśleć,‎ ‎że‎ ‎mam‎ ‎przed‎ ‎sobą‎ ‎szomrów‎ ‎ży
dowskich.
Nigdy‎ ‎nie‎ ‎zapomnę‎ ‎tego‎ ‎pierwszego‎ ‎wieczoru‎ ‎w
kwucy‎ ‎szomrowej,‎ ‎przy‎ ‎skąpym‎ ‎świetle‎ ‎lampki.‎ ‎Od
bywał‎ ‎się‎ ‎wtedy‎ ‎przydział‎ ‎pracy‎ ‎na‎ ‎dzień‎ ‎jutrzejszy.
Jakże‎ ‎dumny‎ ‎byłem,‎ ‎gdy‎ ‎wśród‎ ‎znanych,‎ ‎czczonych
i‎ ‎drogich‎ ‎mi‎ ‎imion,‎ ‎usłyszałem‎ ‎także‎ ‎i‎ ‎moje‎ ‎imię.
Poczułem,‎ ‎że‎ ‎urosłem‎ ‎i,‎ ‎że‎ ‎stałem‎ ‎się‎ ‎członkiem‎ ‎bar-
dzo‎ ‎poważanej‎ ‎rodziny.‎ ‎Miałem‎ ‎ogromną‎ ‎chęć‎ ‎wszyst
ko‎ ‎przezwyciężyć‎ ‎i‎ ‎wszystkiemu‎ ‎podołać.‎ ‎I‎ ‎nie‎ ‎po-
zostałem‎ ‎w‎ ‎tyle.‎ ‎Ba,‎ ‎pod‎ ‎niektórymi‎ ‎względami‎ ‎wy-
przedziłem‎ ‎ich‎ ‎dość‎ ‎znacznie.‎ ‎Oto‎ ‎pęcznieje‎ ‎fasola.
Ziarna‎ ‎jej‎ ‎wyschły‎ ‎już‎ ‎i‎ ‎przybrały‎ ‎kolor‎ ‎płowy.‎ ‎Lu-
dzie‎ ‎wyszli,‎ ‎by‎ ‎zrywać‎ ‎fasolę.‎ ‎Kto‎ ‎jest‎ ‎pierwszy‎ ‎w
szeregach‎ ‎wyrywaczy?‎ ‎Kto‎ ‎zrobił‎ ‎największą‎ ‎wy
rwę‎ ‎w‎ ‎krzewach?‎ ‎Ja,‎ ‎Towja!‎ ‎Śmiałem‎ ‎się‎ ‎ukradkiem
ze‎ ‎starszych,‎ ‎którzy‎ ‎poruszali‎ ‎się,‎ ‎jak‎ ‎żółwie.‎ ‎Kto
wyplenił‎ ‎trzy‎ ‎grzędy‎ ‎pomidorów,‎ ‎podczas‎ ‎gdy‎ ‎inni
pocili‎ ‎się‎ ‎przy‎ ‎jednej‎ ‎grzędzie?‎ ‎Kto‎ ‎jest‎ ‎najspraw-
niejszym‎ ‎przy‎ ‎pługu?‎ ‎Ja,‎ ‎Towja.


11-ty, ostatni tomik. Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali, tłum. Maurycy Szymel.
11-ty, ostatni tomik. Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali, tłum. Maurycy Szymel.

11-ty, ostatni tomik. Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali, tłum. Maurycy Szymel.

11-ty, ostatni tomik. Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali tłum. Maurycy Szymel.