Mam okno na tamtą stronę,
bezczelne żydowskie okno
na piękny park Krasińskiego,
gdzie liście jesienne mokną...
Pod wieczór szaroliliowy
składają gałęzie pokłon
i patrzą się drzewa aryjskie
w to moje żydowskie okno...
A mnie w oknie stanąć nie wolno
(bardzo to słuszny przepis),
żydowskie robaki... krety...
powinni i muszą być ślepi.
Niech siedzą w barłogach, norach
w robotę z utkwionym okiem
i wara im od patrzenia
i od żydowskich okien...
A ja...
....żegnam milczące miasto,
magicznie podnoszę ręce...
zamykam oczy i szepcę:
– Warszawo... odezwij się... czekam...
Okno na tamtą stronę -Władysław Szlengel
Nowy plac zabaw ludowych przybył na pl. Krasińskich, naprzeciw zabytkowego pałacu z XVII wieku |
5 sierpnia to data "prawdziwych urodzin" mojej mamy która widziała deportację Domu Sierot i pamięta że to było właśnie tego dnia.
5 sierpnia 1942 roku w Nowym Kurierze Warszawskim wydrukowano notatkę zatytułowaną "Nowy plac zabaw ludowych".- ".....ostatnio do wciąż zwiększającej się cyfry lunaparków przybył nowy na pl. Krasińskich, naprzeciw zabytkowego pałacu z XVII wieku".
Tak, to chodzi o Lunapark przy murze Warszawskiego Getta ze słynną karuzelę, uwiecznioną kilka miesięcy później, po Powstaniu w Getcie przez Czesława Miłosza w jego wierszu "Campo di Fiori".
.
Po Powstaniu w getcie. Mocno uszkodzone budynki szopu szczotkanrzy przy Bonifraterskiej - tam była linia frontu i działka niemieckie ostrzeliwały getto z placyku przy tej własnie karuzeli. |
5 sierpnia 1942 roku w Nowym Kurierze Warszawskim wydrukowano notatkę zatytułowaną "Międzynarodowe żydostwo demaskowane przez Japonczyków". Do dzisiaj podnosi się ochoczo ten temat, nawet na forach o pedagogach na FB.
Czeslaw Milosz's poem "Campo dei Flori" is about Poles cheerfully riding a merry-go round at Krasinski Square just outside the burning ghetto. It happened during the Easter festival of 1943 that coincided with the Warsaw Ghetto Uprising.
In Rome on the Campo dei Fiori
Campo di Fiori
Czeslaw Milosz's poem "Campo dei Flori" is about Poles cheerfully riding a merry-go round at Krasinski Square just outside the burning ghetto. It happened during the Easter festival of 1943 that coincided with the Warsaw Ghetto Uprising.
In Rome on the Campo dei Fiori
baskets of olives and lemons,
cobbles spattered with wine
and the wreckage of flowers.
Vendors cover the trestles
with rose-pink fish;
armfuls of dark grapes
heaped on peach-down.
On this same square
they burned Giordano Bruno.
Henchmen kindled the pyre
close-pressed by the mob.
Before the flames had died
the taverns were full again,
baskets of olives and lemons
again on the vendors' shoulders.
I thought of the Campo dei Fiori
in Warsaw by the sky-carousel
one clear spring evening
to the strains of a carnival tune.
The bright melody drowned
the salvos from the ghetto wall,
and couples were flying
high in the cloudless sky.
At times wind from the burning
would drift dark kites along
and riders on the carousel
caught petals in midair.
That same hot wind
blew open the skirts of the girls
and the crowds were laughing
on that beautiful Warsaw Sunday.
Someone will read as moral
that the people of Rome or Warsaw
haggle, laugh, make love
as they pass by the martyrs' pyres.
Someone else will read
of the passing of things human,
of the oblivion
born before the flames have died.
But that day I thought only
of the loneliness of the dying,
of how, when Giordano
climbed to his burning
he could not find
in any human tongue
words for mankind,
mankind who live on.
Already they were back at their wine
or peddled their white starfish,
baskets of olives and lemons
they had shouldered to the fair,
and he already distanced
as if centuries had passed
while they paused just a moment
for his flying in the fire.
Those dying here, the lonely
forgotten by the world,
our tongue becomes for them
the language of an ancient planet.
Until, when all is legend
and many years have passed,
on a new Campo dei Fiori
rage will kindle at a poet's word.
Warsaw, 1943