Sunday, January 12, 2020

Titeln "Två kistor" är medvetet missvisande. Liken ligger utlagda på snön på gatan. Nakna. Det ena liket är ett barnlik. Korczak såg det på Sliskagatan.


Ett barnlik på gatan i Warszawas Getto

Hungriga barn i Warszawas Getto.

De mörka fyrkanterna på kartan är massgravar från Ghetttotiden.

Här, vid den judiska begravningsplatsen i Warszawa finns bland annat en minnesvård över Janusz Korczak och osynliga massgravar från gettotiden

Judiska begravningsplatsen vid Gesiagatan, numera Okopowagatan i Warszawa är en av de största judiska begravningsplatserna i världen. Begravningsplatsen togs i bruk 1806 och hyser omkring 200 000 gravar. 

Här finns bland annat en minnesvård över Janusz Korczak och massgravar från gettotiden. Jag vågade mig inte till de massgravar som finns där då jag minns "för bra" de filmer som tyska fotografer tog. Både rörliga bilder och fotografier. 

Bland de papper som "Pan Misza" (min Far) räddade ur det tömda Dom Sierot efter deportationen den 5 augusti 1945 fanns en berättelse. Två kistor. Berättelsen var nog skriven under det sista vintern Doktorn fick uppleva. Vintern 1941-1942 skördade många liv. Undernäring och sjukdomar var huvudorsaken. 

Titeln Två kistor är medvetet missvisande. Liken ligger utlagda på snön på gatan. Nakna. Det ena liket är ett barnslik. Korczak såg det på Sliskagatan. Ett barnlik. Det är omlindat i ett fint förpackningspapper. inslaget med stor kärlek. Det siste en mor kunde ge till sitt barn. En fot sticker ut u paketet, ett barnfot. Foten syns för att man skall veta att det är ett lik, ännu ett barnlik som skall transporteras och begravas i en massgrav vid Gesia begravningsplatsen. På polska heter berättelsen Dwie trumny. Jag måste nog hitta den och läsa den på nytt fast jag är rätt så säker att i sak så återgav jag händelserna rätt. Jag minns dock att Korczaks ord var så mjuka och underbara i det han beskrev. Inte så råa och klumpiga som mina.

Minnet lever!

Dwie trumny (na Smoczej i na Śliskiej)

Pierwsza trumna.   Znacie ulicę Smoczą. Taka była jak zawsze. Tylu ludzi – tłoczą się –spieszą się - kłócą się i targują –wykrzykują, co  ma kto na sprzedaż: ten kartofle, ten papierosy, ten garderobę, ten cukierki. A piękny chłopiec cicho, bardzo cicho, najciszej – leżał na śniegu, leżał na białym, leżał na czystym białym śniegu.  Obok niego stała matka i powtarzała raz po raz:
- Ludzie, ratujcie.
To była z pewnością jego matka. – Tylko te dwa słowa – i nie krzyczała - powtarzała wyraźnym szeptem tylko to i nic więcej:
- Ludzie, ratujcie, ludzie, ratujcie.
A ludzie przechodzili, nikt go nie ratował - nie robili nic złego, bo ratunek nie był mu potrzebny.
Leży cichy i taki pogodny, tak jasny na białym śniegu. Usta ma uchylone, jakby uśmiechał się – nie zauważyłem, jakiego koloru wargi, ale chyba różowe. I zęby białe. I oczy ma uchylone, a w jednym oku, w samej źrenicy - mała iskierka, chyba gwiazdka najmniejsza z małych - świeci gwiazda.
- Ludzie, ratujcie, ludzie, ratujcie.

Druga trumna. Dziecko - małe dziecko - może trzyletnie! Widziałem tylko małe jego stopy, małe paluszki nóg. Leżało pod murkiem zawinięte w papier. Także na śniegu. Nie zauważyłem, nie pamiętam, czy papier ten był szary, czy czarny. Wiem tylko, że ten papier szary czy czarny był starannie, bardzo troskliwie, bardzo czule, bardzo dokładnie i równo - od dołu, z boków i z góry - przywiązany był sznurkiem. Tylko te palce małej stopy. Ktoś, zanim wyniósł i ułożył na śniegu – starannie przewiązywał mały tłumoczek, tę dziecinną paczuszkę. Rozumie się, że matka. Rozumie się, że nie miała w domu papieru ani sznurka. Wstąpiła do sklepu i kupiła. Tylko to wiem, nic więcej. Później narrator próbuje zrozumieć, dlaczego z paczki wystawały stopy i wyjaśnia czytelnikowi. To dlatego, że przechodzień w pośpiechu mógłby ten papier kopnąć, by sprawdzić czy twardy, czy może jest coś do zabrania. I po namyśle uzupełnia: Dlatego tak zrobiła ze swoim zmarłym dzieckiem, ze swoim maleństwem. Bo przykro, gdy ktoś kopnie to, co ty kochasz. A ludzie teraz i niecierpliwi, i roztargnieni, i często mówią wcale nie to, co chcą, i robią wcale nie to, co chcą, a ot tak, co zdarzy się akurat.