Tuesday, April 23, 2024

Tygodnik EWA - 1929 rok - KRUCJATA‎ ‎DZIECIĘCA - ‎Dzisiejsza‎ ‎młodzież‎ ‎żydowska‎ ‎przecież‎ ‎posiada poczucie‎ ‎narodowe - Cokolwiek by‎ ‎miało‎ ‎być,‎ ‎ja‎ ‎muszę pojechać‎ ‎do‎ ‎(Erec Izrael) Palestyny.

EWA - 29 września 1929 r.
..."Dzisiejsza‎ ‎młodzież‎ ‎żydowska‎ ‎przecież‎ ‎posiada poczucie‎ ‎narodowe.‎ ‎Dużo‎ ‎się‎ ‎mówi‎ ‎o‎ ‎tem,‎ ‎ale‎ ‎te‎ ‎słowa‎ ‎wypowiedzieć‎ ‎w‎ ‎domu‎ ‎takim ‎jak‎ ‎moich rodziców!‎ ‎Nie,‎ ‎co‎ ‎ja‎ ‎się‎ ‎przez‎ ‎to nacierpiałam!‎ ‎Miałam‎ ‎przykrości przez‎ ‎to,‎ ‎że‎ ‎należałam‎ ‎do‎ ‎organizacji‎ ‎szomrowej*,‎ ‎a‎ ‎potem‎ ‎do‎ chaluców.‎ ‎A‎ ‎już‎ ‎postanowiłam,‎ ‎że cokolwiek by‎ ‎miało‎ ‎być,‎ ‎ja‎ ‎muszę pojechać‎ ‎do‎ ‎Palestyny.‎ ‎

Trzeba odbyć‎ ‎przeszkolenie‎ ‎na‎ ‎fermie**. Rodzice‎ ‎nie‎ ‎pozwolili.‎ ‎Uciekłam więc‎ ‎z‎ ‎domu.‎ ‎Pisali,‎ ‎by‎ ‎wrócić, matka‎ ‎przyjechała‎ ‎po‎ ‎mnie,‎ ‎— ale‎ ‎nie‎ ‎wróciłam.‎ ‎Teraz‎ ‎dostałam certyfikat***,‎ ‎rodzice‎ ‎widzieli,‎ ‎że‎ ‎ich wzbranianie‎ ‎już‎ ‎na‎ ‎nic‎ ‎się‎ ‎nie przyda,‎ ‎pogodzili‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎losem.

Tylko‎ ‎pytają‎ ‎—‎ ‎dlaczego‎ ‎ja‎ ‎teraz‎ ‎jadę,‎ ‎gdy‎ ‎tam‎ ‎jeszcze‎ ‎jest niespokojnie,‎ ‎przecież‎ ‎może‎ ‎mi się‎ ‎wydarzyć‎ ‎coś‎ ‎złego...‎ ‎I‎ ‎nie‎ ‎mogą‎ ‎mnie‎ ‎zrozumieć gdy‎ ‎mówię, że to,‎ ‎co‎ ‎im‎ ‎się‎ wydaje‎ ‎najgorszem, —‎ ‎umrzeć‎ ‎tam‎ ‎w‎ ‎walce‎ ‎z‎ ‎Araba mi,‎ ‎mnie‎ ‎wydaje‎ ‎się‎ ‎szczytnem: umrzeć‎ ‎za‎ ‎Ojczyznę!

Wkoło‎ ‎nas‎ ‎grupuje‎ ‎się‎ ‎jeszcze kilka ‎odjeżdżających‎ ‎za‎ ‎kilka‎ ‎minut‎ ‎chalucek****.‎ ‎Opuszczają‎ ‎kraj,‎ ‎w którym‎ ‎się‎ ‎urodziły,‎ ‎wychowały, wzrastały,‎ ‎gdzie‎ ‎zostawiają‎ ‎swoich‎ ‎najbliższych,‎ ‎przyjaciół‎ ‎— czy‎ ‎im‎ ‎tego‎ ‎wszystkiego‎ ‎nie‎ ‎żal? —‎ ‎Żal??‎  ‎Nie...‎ ‎Przecież‎ ‎gdy się ‎ma ‎wielki‎ ‎cel‎ ‎przed‎ ‎sobą,‎ ‎— rodzina‎ ‎i‎ ‎przyjaciele‎ ‎muszą‎ ‎ustąpić‎ ‎—‎ ‎tłumaczy‎ ‎mi‎ ‎jedna‎ ‎z‎ ‎chalucek.—To‎ ‎prawda że‎ ‎zostawiam tu‎ ‎wiele,‎ ‎może‎ ‎nieraz‎ ‎nawet‎ ‎zatęsknię‎ ‎silnie‎ ‎i‎ ‎gorąco‎ ‎za‎ ‎tem,‎ ‎co było,‎ ‎może‎ ‎kiedyś‎ ‎zmęczona‎ ‎żarem,‎ ‎płynącym‎ ‎z‎ ‎południowego nieba‎ ‎na‎ ‎chwilę‎ ‎przypomnę‎ ‎sobie miły‎ ‎chłód‎ ‎poranków‎ ‎w‎ ‎Polsce, może‎ ‎znużone‎ ‎ramiona‎ ‎opadną śród‎ ‎pracy.‎ ‎Przecież‎ ‎tu,‎ ‎w‎ ‎Polsce nigdy‎ ‎nie‎ ‎musiałam‎ ‎ciężko‎ ‎pracować...‎"


EWA — 14 kwietnia 1929 - Kibuc Grochów

CHALUCIM!‎ ‎CHALUZOTH!
„Ewa"‎ ‎na‎ ‎fermie‎ ‎chaluców‎ ‎w‎ ‎Grochowie
DZIESIĘCIOLECIE‎ ‎FERMY.—PAN‎ ‎KIEROWNIK.‎ ‎—‎ ‎DZIEWCZĘTA.‎ ‎—‎ ‎JAK‎ ‎TO‎ ‎BYŁO‎ ‎W‎ ‎DOMU?‎ ‎—‎ ‎A ‎POTEM...‎ ‎ — PRACUJEMY‎ ‎NA‎ ‎RÓWNI‎ ‎Z‎ ‎CHŁOPCAMI.‎ ‎PRZEWYŻSZAMi‎ ‎ICH W‎ ‎UMIEJĘTNOŚCI‎ ‎SZYCIA  HORA‎ ‎—‎ ‎WIECZOREM  ‎KTO BĘDZIE‎ ‎MOIM‎ ‎MĘŻEM?‎ ‎TYLE‎ ‎WIARY!

EWA - 14 kwietnia 1929 - Kibuc Grochów. Druga na lewo od krowy Miss Judea.

"...Opowiadają‎ ‎mi‎ ‎dziewczęta‎ ‎o swych‎ ‎domach‎ ‎rodzinnych.‎ ‎Jedna jest‎ ‎już‎ ‎dwa‎ ‎lata‎ ‎(okres‎ ‎przepisowego‎ ‎przeszkolenia),‎ ‎cała‎ ‎jej rodzina‎ ‎wyemigrowała‎ ‎do‎ ‎Ameryki,‎ ‎po‎ ‎świętach‎ ‎zaś‎ ‎matka‎ ‎też‎ ‎tam jedzie‎ ‎—‎ ‎ona‎ ‎zaś‎ ‎do‎ ‎Erec!‎ ‎To mówiąc,‎ ‎oczy‎ ‎jej‎ ‎błyszczą‎ ‎i‎ ‎się uśmiecha‎ ‎radośnie...

Także‎ ‎jej‎ ‎druga‎ ‎towarzyszka -‎ ‎z‎ ‎Wołynia,‎ ‎razem‎ ‎z‎ ‎nią‎ ‎czeka na‎ ‎certyfikat‎ ‎do‎ ‎Palestyny. Inna‎ ‎jest‎ ‎półtora‎ ‎roku,‎ ‎inna kilka‎ ‎miesięcy.‎ ‎Pochodzą‎ ‎z‎ ‎prowincji,‎ ‎z‎ ‎Wołynia.‎ ‎Są‎ ‎w‎ ‎scysji‎ ‎z rodzicami,‎ ‎mającymi‎ ‎inne‎ ‎poglądy,‎ ‎a‎ ‎pozatem‎ ‎niechętnie‎ ‎spoglądającymi‎ ‎na‎ ‎opuszczenie‎ ‎przez dziewczynę‎ ‎domu‎ ‎rodzinnego,‎ ‎na
wspólne‎ ‎życie‎ ‎z‎ ‎chłopcami‎ ‎w‎ ‎jednym‎ ‎domu.

Jedna‎ ‎z‎ ‎nich‎ ‎uciekła‎ ‎z‎ ‎domu, bez‎ ‎wiedzy‎ ‎rodziców‎ ‎przybyła na‎ ‎fermę...‎ ‎Ale‎ ‎teraz‎ ‎już‎ ‎wiedzą‎ ‎o
tein,‎ ‎pogodzili‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎losem,‎ ‎przyjęli‎ ‎dwa‎ ‎razy‎ ‎już‎ ‎córkę‎ ‎bardzo serdecznie...

Żadna‎ ‎z‎ ‎nich‎ ‎nie‎ ‎żałuje‎ ‎swego kroku,‎ ‎każda‎ ‎pojedzie‎ ‎do‎ ‎Palestyny.‎ ‎I‎ ‎nie‎ ‎wróci‎ ‎stamtąd!‎ ‎Nie
wróci,‎ ‎bo‎ ‎zna‎ ‎fach,‎ ‎zna‎ ‎gospodarstwo‎ ‎i‎ ‎żadna‎ ‎praca‎ ‎jej‎ ‎nie‎ ‎przerazi.
Na równi‎ ‎przecież‎ ‎z‎ ‎chłopcami pracują‎ ‎na‎ ‎roli,‎ ‎młócą,‎ ‎gnój‎ ‎wywożą,‎ ‎prowadzą‎ ‎mleczarnię, czyszczą‎ ‎oborę‎ ‎i‎ ‎stajnię,‎ ‎szklą‎ ‎okna‎ ‎i‎ ‎dbają‎ ‎o‎ ‎porządek‎ ‎mieszkania...‎ ‎Chłopcy‎ ‎zaś‎ ‎gotują,‎ ‎sprzątają‎ ‎i‎ ‎piorą‎ ‎też‎ ‎—‎ ‎trzeba‎ ‎wszystko umieć,‎ ‎trzeba‎ ‎być‎ ‎samowystarczalnym.‎ ‎Tylko‎ ‎nie‎ ‎szyją...‎ ‎O‎ ‎tę jedną‎ ‎umiejętność‎ przewyższają ich‎ ‎dziewczęta...".

EWA - 17 listopada 1929, nr 92

Tel-Awiw,‎ ‎wrzesień‎ ‎1929
Pierwsze‎ ‎pytanie,‎ ‎które‎ ‎zadałam‎ ‎chaluckom,‎ ‎przybyłym‎ ‎z‎ ‎Warszawy,‎ ‎Chanie‎ ‎Winer‎ ‎i‎ ‎Hali‎ ‎Warchiwker‎ ‎było:
—‎ ‎Dziewczynki!‎ ‎I‎ ‎mamusie pozwoliły‎ ‎wam‎ ‎teraz‎ ‎wyjechać do‎ ‎Palestyny?
W‎ ‎odpowiedzi‎ ‎padł‎ ‎śmiech.
—Rodzice‎ ‎wiedzieli,‎ ‎że‎ ‎ich‎ ‎opór nie‎ ‎zdałby‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎nic.
Przecież‎ ‎przez‎ ‎lata‎ ‎całe‎ ‎przygotowujemy‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎czekamy‎ ‎na możność‎ ‎wyjazdu.
—‎ ‎A‎ ‎wy‎ ‎same?‎ ‎Czy‎ ‎wiadomości,‎ ‎które‎ ‎miałyście‎ ‎z‎ ‎pism‎ ‎o‎ ‎wypadkach‎ ‎palestyńskich‎ ‎wcale‎ ‎was
nie‎ ‎odstraszyły‎ ‎od‎ ‎wyjazdu?
—‎ ‎Myśmy‎ ‎się‎ ‎przecież‎ ‎rwały do‎ ‎Palestyny.‎ ‎Właśnie‎ ‎w‎ ‎chwili obecnej‎ ‎nasze‎ ‎miejsce‎ ‎jest‎ ‎tutaj.
„Byłybyśmy‎ ‎jeszcze‎ ‎wcześniej wyjechały‎ ‎z‎ ‎pierwszą‎ ‎grupę,‎ ‎gdy byśmy‎ ‎miały‎ ‎już‎ ‎wtedy‎ ‎gotowe
paszporty"...‎ ‎—brzmiała‎ ‎entuzjastyczna‎ ‎odpowiedź.
Widok‎ ‎tych‎ ‎chalucoth,‎ ‎tj‎ ‎ch młodziutkich‎ ‎ślicznych,,‎ ‎subtelnych‎ ‎panienek‎ ‎warszawskich,‎ ‎które‎ ‎nie‎ ‎bały‎ ‎się,‎ ‎mimo‎ ‎smutne‎ ‎wieści‎ ‎z‎ ‎Palestyny,‎ ‎przyjechać‎ ‎tu,‎ ‎clo nas‎ ‎teraz‎ ‎na‎ ‎front‎ ‎pracy,‎ ‎rozbawił‎ ‎mnie‎ ‎do‎ ‎łez.
Czułam,‎ ‎jak‎ ‎w‎ ‎sercu‎ ‎wzrasta jakieś‎ ‎uczucie‎ ‎dumy‎ ‎i‎ ‎czci‎ ‎dla‎ ‎naszych‎ ‎chalucoth.
Obie‎ ‎panienki,‎ ‎z‎ ‎któremi‎ ‎rozmawiam,‎ ‎mają‎ ‎takie‎ ‎słodkie,‎ ‎dziecięce‎ ‎twarzyczki.‎ ‎Winerówna‎ ‎jest jedynaczką.‎ ‎Nosi‎ ‎niebieską‎ ‎jedwabną‎ ‎sukienkę.‎ ‎Skończyły‎ ‎w Warszawie‎ ‎szkoły,‎ ‎uczęszczały
później‎ ‎na‎ ‎Wszechnicę.‎ ‎Były członkiniami‎ ‎organizacji‎ ‎„Haszomer‎ ‎Hacair"‎ ‎na‎ ‎Długiej‎ ‎50.‎ ‎Jedna‎ ‎z‎ ‎nich,‎ ‎Winerówna‎ ‎pracowała w‎ ‎sekretarjacie‎ ‎tej‎ ‎organizacji.
Tu,‎ ‎w‎ ‎tej‎ ‎kuźni‎ ‎narodowego‎ ‎cłucha‎ ‎młodzieży,‎ ‎przejęły‎ ‎się‎ ‎'ością‎ ‎dla‎ ‎swego‎ ‎ojczystego‎ ‎kraju‎ ‎i
mowy‎ ‎i‎ ‎postanowiły, że‎ ‎miejsce‎ ‎ich jest‎ ‎w‎ ‎Erec-Izrael.‎ ‎Przez‎ ‎pół‎ ‎roku‎ ‎pracowały‎ ‎za‎ ‎Grodnem,‎ ‎w‎ ‎dobrach‎ ‎księcia‎ ‎Druckiego-Lubelskiego‎ ‎przy‎ ‎różnych‎ ‎robotach‎ ‎rolnych, aby‎ ‎się‎ ‎przysposobić‎ ‎do‎ ‎pracy‎ ‎w
Palestynie.
Za‎ ‎kilka‎ ‎dni‎ ‎wyjeżdżają‎ ‎do Chedery,‎ ‎do‎ ‎kibucu‎ ‎„Haszomer Hacair"‎ ‎na‎ ‎nowe‎ ‎życie...
Winerówna‎ ‎mówi‎ ‎dźwięczną, swobodną‎ ‎hebrajszczyzną—Warchiwkerówna‎ ‎opowiada‎ ‎mi,‎ ‎że‎ ‎po
myślała‎ ‎nawet‎ ‎o‎ ‎tem,‎ ‎przed‎ ‎wyjazdem,‎ ‎że‎ ‎warto‎ ‎nauczyć‎ ‎się strzelania.
Kilka‎ ‎razy‎ ‎była‎ ‎w‎ ‎strzelnicy‎ ‎i umie‎ ‎obchodzić‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎bronią.‎ ‎„Na wszelki‎ ‎wypadek",‎ ‎—‎ ‎dodaje‎ ‎z uśmiechem‎ ‎—‎ ‎„potrafię‎ ‎się‎ ‎obronić!"...
Obie‎ ‎chalucoth‎ ‎opowiadają‎ ‎mi, z‎ ‎jakim‎ ‎entuzjazmem‎ ‎żegnały‎ ‎ich odjeżdżającą‎ ‎grupę,‎ ‎tłumy‎ ‎publiczności‎ ‎na‎ ‎dworcu.
,,Podawałyśmy‎ ‎dłonie‎ ‎przez okno‎ ‎pociągu‎ ‎swym‎ ‎bliskim,‎ ‎ale chwytały‎ ‎je‎ ‎obcy‎ ‎zupełnie‎ ‎ludzie. Ściskano‎ ‎i‎ ‎całowano‎ ‎nam‎ ‎ręce... Wszystkie‎ ‎te‎ ‎tłumy‎ ‎zazdrościły nam,‎ ‎że‎ ‎wyjeżdżamy‎ ‎do‎ ‎Palestyny.
Ostatnie‎ ‎wypadki‎ ‎w‎ ‎Erec‎ ‎pobudziły‎ ‎cały‎ ‎naród,‎ ‎który‎ ‎gotów jest‎ ‎nieść‎ ‎pomoc‎ ‎krajowi‎ ‎i‎ ‎jego awangardzie.‎ ‎To‎ ‎jest‎ ‎nie tylko współczucie,‎ ‎to‎ ‎jest‎ ‎przebudzona świadoma‎ ‎miłość‎ ‎do‎ ‎synów‎ ‎odradzającej‎ ‎się‎ ‎ojczyzny...
Nastrój‎ ‎śród‎ ‎chaluców‎ ‎wyjeżdżających‎ ‎z‎ ‎Polski‎ ‎był ‎podniosły.
Przez‎ ‎całą‎ ‎drogę‎ ‎śpiewano‎ ‎i‎ ‎tańczono.


* organizacje szomrowskie - od Haszomer Hacair (Młody Strażnik), żydowska organizacja skautowa
** ferma - Hachszara - Przygotowanie grup chalucy do pracy w Erec Izrael
*** certyfikat - Pozwolenie na imigracje do Erec Izrael (Palestyny)
**** chalucki lub chalucoth - forma żenska, mnoga od chaluc