Wednesday, February 5, 2025

Bertil Bo - Halina Neujahr - Sången om Warszawa.

Pismo Gontyna nr. 1 z 1944 roku. Gontyna to typ budowli sakralnej w religii Słowian. Miejsce spotkań, modlitw, nabożeństw i wróżb, którego rolę pierwotnie pełniły poświęcone kultowi drzew oraz sił przyrody gaje – słowiańskie odpowiedniki świętych gajów w innych kulturach.

Zazwyczaj powstanie i wykonanie piosenki jest dziełem trzech osób: autora, kompozytora i wykonawcy. Od tych trzech osób zależy czy piosenka osiągnie swój cel: czy trafi do serca słuchaczy. Jeżeli jeden z tej trójki zawiedzie nie należy już liczyć na jej powodzenie. W Piosence o mojej Warszawie nie zawiódł nikt, bo autorem jej, kompozytorem i wykonawca jest jedna osoba Albert Harris, który stanął na wysokości zadania.














Warszawa är staden den kära
En pärla i städernas rad
Vi kämpade för dig med ära
Men tung var den sorg vi fick bära
Vi drevos från fäderne jorden
Och dagarna blevo till år
Likväl som ett jubel det ljöd i vårt blod
En brusande sång om Warszawa
Och tecknat med eldskrift i hjärtat där stod
Ditt dyrkade namn oh, Warszawa

Du blöder alltjämnt utav såren
Warszawa min älskade stad
Men snart skall du le under tåren
Likt blomman som vaknar om våren
Som förr din betagande skönhet
Skall stiga ur spillror och grus
Som förr skall du stråla i glädje och ljus
Ditt huvud du reser Warszawa
Och runtomkring världen skall gå som ett brus
Vår hyllning och sång om Warszawa

Och runtomkring världen skall gå som ett brus
Vår hyllning och sång om Warszawa

https://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/doccontent?id=2610

Kartka z dziennika Akcji

Dzieci właśnie szły do wagonów
Jak na wycieczkę podmiejską w Lagbomer,
A ten mały z tą miną zuchwałą
Czuł się dzisiaj zupełnie jak Szomer.


Kartka z dziennika Akcji

Władysław Szengel

Dziś widziałem Janusza Korczaka,
Jak szedł z dziećmi w ostatnim pochodzie,
A dzieci były czyściutko ubrane,
Jak na spacer niedzielny w ogrodzie.

Nosiły czyste fartuszki świąteczne,
Które dzisiaj już można dobrudzić;
Piątkami Dom Sierot szedł miastem,
Knieją tropionych ludzi.

Miasto miało twarz przerażoną,
Masyw dziwnie odarty i goły,
Patrzyły w ulicę puste okna,
Jak martwe oczodoły.

Czasem krzyk jak ptak zabłąkany
Był podzwonnym śmierci bez racji,
Apatyczni jeździli rikszami
Panowie sytuacji.

Czasem tupot i szurgot, i cisza,
Ktoś w przelocie rozmowę miał śpieszną,
Przerażony i niemy w modlitwie
Stał kościół ulicy Leszno.

A tu dzieci piątkami — spokojnie,
Nikt nie ciągnął nikogo z szeregu,
To sieroty — nikt stawek nie wtykał
W dłonie granatowych kolegów.

Interwencji na placu nie było,
Nikt Szmerlingowi w ucho nie dyszał,
Nikt zegarków w rodzinie nie zbierał
Dla spijaczonego Łotysza.

Święty Janusz Korczak szedł prosto na przedzie
Z gołą głową — z oczami bez lęku,
Za kieszeń trzymało go dziecko,
Dwoje małych sam trzymał na ręku.

Poświęcenie Ktoś doleciał — papier miał w dłoni,
Coś tłumaczył i wrzeszczał nerwowo,
— Pan może wrócić… jest kartka od Brandta,
Korczak niemo potrząsnął głową.

Nawet wiele im nie tłumaczył,
Tym, co przyszli z łaską niemiecką,
Jakże włożyć w te głowy bezduszne,
Co znaczy samo zostawić dziecko…

Tyle lat… w tej wędrówce upartej,
By w dłoń dziecka kulę dać słońca,
Jakże teraz zostawić strwożone,
Pójdzie z nimi… dalej… do końca…

Potem myślał o królu Maciusiu,
Że mu los tej przygody poskąpił.
Król Maciuś na wyspie wśród dzikich
Też inaczej by nie postąpił.

Dzieci właśnie szły do wagonów
Jak na wycieczkę podmiejską w Lagbomer,
A ten mały z tą miną zuchwałą
Czuł się dzisiaj zupełnie jak Szomer.

Pomyślałem w tej chwili zwyczajnej,
Dla Europy nic przecież niewartej,
Że on dla nas w historię w tej chwili
Najpiękniejszą wpisuje tu kartę.

Że Żołnierz w tej wojnie żydowskiej, haniebnej,
W bezmiarze hańby, w tumulcie bez rady,
W tej walce o życie za wszystko,
W tym odmęcie przekupstwa i zdrady,

Na tym froncie, gdzie śmierć nie osławia,
W tym koszmarnym tańcu śród nocy,
Był jedynym dumnym żołnierzem —
Janusz Korczak, opiekun sieroty.

Czy słyszycie, sąsiedzi zza murka,
Co na śmierć naszą patrzycie przez kratę?
Janusz Korczak umarł, abyśmy
Mieli także swe Westerplatte.

Tuesday, February 4, 2025

"Bread" in the Warsaw Ghetto by Szlengel 1941.



Today a lot of bread in the market.
Around the merchants buyers in rings
are bargaining, cursing, swearing
hands stretched out, cheeks flushed,
bread is sold and bought in the street.
On the sidewalk stretched out like a rumpled rag
                        in a torn coat
                            with an open 
                                streams running down his cheeks
                                     a piece of bread
                                        wealthy passers-by
                                        indifferent.
                                            on the city’s streets
                                                    such a time has come
                             a poor man with a mouth salivating
            ... from hunger, people die.
                    a man runs in the street like a baited rabbit,
nimbly avoids rickshaws and trams
behind him the blows of a policeman’s truncheon.
He pays no attention, greedily devouring
big chunks of bread, wanting to eat his fill for once.
The indifferent street stops short, mesmerized.
Blows fall on joints, on bones,
beating without pity.
Who cares, he’s hungry,
it’s nothing if he’s harassed by the policeman,
this is right, it’s the verdict of the street.


The street...  beneath the separation wall,
beneath a barrier to protect against typhus,
a quiet whisper, an agreed-upon sign, and over the barrier
a sack full of bread is tossed.
Quickly the bread is seized, wrapped in old rags,
the faster to escape the nearby watch.
Yet smuggled bread without ration cards is expensive
and a poor man can only dream about it.
Only for some, those chosen by fate,
does the Community or the ŻYTOS offices distribute bread.
So for a change, another picture – an office,
behind a small table, a clerk armed with a pen;
shouting, hubbub, tumult, raised voices,

Monday, February 3, 2025

Władysław Szlengel - Stałe, przez 9 lat "zaklepane" miejsce w Naszym Przeglądzie - 1930-1939.


Przez 9 lat Władysław Szlengel miał stałe, "zaklepane" miejsce przez w Naszym Przeglądzie. Drukowano Szlengela wiersze w tym samym miejscu, zawsze po prawej stronie na samej górze, przez 9 lat, od 1930 do 1939 roku.

Jego pierwszy wiersz w Naszym Przeglądzie to Cjankali (Nasz Przegląd, r. 7, nr 243, 1930 Niedziela, 31 sierpnia, str. 7). Cisza, Akwarela Leśna, to ostatni wiersz Szlengela z sierpnia 1939 roku, 2 tygodnie przed wybuchem wojny (Nasz Przegląd, r. 17, n.225, niedziela 13 sierpnia 1939, str. 21). 50 wierszy! Zawsze aktualnych, wiekszosc do dzisiaj!

  • 1930 1 raz
  • 1935 1 raz
  • 1936 1 raz
  • 1937 7 razy
  • 1938 24 razy
  • 1939 16 razy (do sierpnia 1939) 











Wyjatek gdy Szlengel nie zmiescił sie w prawym górnym rogu - Nasz Przegląd, nr 213 (31 lipca 1938).






Proszę państwa raz na tydzień święto bywa
Panna Andzia jest szczęśliwa
Już od rana się pudruje już się krząta
Już nie sprząta dziś
Ma na kapeluszu piórko całe o tym wie podwórko
Przez lufciki wyglądają śpiewają z nią wraz
Dziś Panna Andzia ma wychodne
Dzisiaj sama wielka dama
Dziś ma jak pani piórko modne
Bo dziś na Chłodnej wielki bal
I przyszedł Józek i przyniósł pączki
Padam do nóżek Panno Andzio całuje rączki
Wiadomo damy bywają głodne
Chcesz zdobyć serce z pączkiem wal
Więc dziś rozrywki różne godne
No i czysta a jak oczywista
Dziś Panna Andzia ma wychodne
Bo dziś na Chłodnej wielki bal
Proszę państwa Józek to nie żaden pętak
A ten frajer to przy nim mięczak
Często w żółtych butach bywa
I w smokingu na dancingu z nią
Andzi pani aż zemdlała
Gdy w Arkadii ją spotkała
Zezowała na nią wściekle
Ta rzekła pardą
Dziś Panna Andzia ma wychodne
Dzisiaj sama wielka dama
Dziś ma jak pani piórko modne
Bo dziś na Chłodnej wielki bal
I przyszedł Józek i przyniósł pączki
Padam do nóżek Panno Andzio całuje rączki
Wiadomo damy bywają głodne
Chcesz zdobyć serce z pączkiem wal
Więc dziś rozrywki różne godne
No i czysta a jak oczywista
Dziś Panna Andzia ma wychodne
Bo dziś na Chłodnej wielki bal
Dziś Panna Andzia ma wychodne
Dzisiaj sama wielka dama
Dziś ma jak pani piórko modne
Bo dziś na Chłodnej wielki bal

Wiersz Szlengela, Księgi Dżungli jest oczywiście powiązany z piosenką Ajaj Madagaskar czyli wysłaniem Żydów europejskich na tą wyspę pod koniec lat 30-tych. Mówiono wtedy o możliwości zakupu Madagaskaru na ten cel. W maju 1937 roku Polska wysłała specjalną delegację rządową, która miała zbadać wyspę pod kątem możliwego polskiego. a właściwie żydowskiego osadnictwa. Kierownikiem był znany podróżnik, były adiutant Józefa Piłsudskiego, mjr Mieczysław Lepecki, a uczestniczyli w niej Leon Elter, dyrektor Żydowskiego Towarzystwa Emigracyjnego, inż. agronomii Salomon Dyk z Tel-Awiwu, Bogdan Krecz-mer z Poznania, a także pisarz podróżnik, Arkady Fiedler, który zgodził się przez 10 tygodni być ekspertem i doradcą ekipy.

Madagaskar - autor i kompozytor: Mieczysław Miksne-Kirszencweig
Przed wojną piosenka śpiewana była także w języku jidysz, z tekstem przetłumaczonym przez Samuela Korentajera.
Ja się czuję na wpół dziki,
ludożerca sam,
bo ja jadę do Afryki,
tam kolonię mam,

Kupię sobie słonia
i dzikiego konia
albo jest kolonia,
albo nie ma jej

Oj, Madagaskar
kraina czarna, parna
Afryka na wpół dzika
Oj, Madagaskar
orzechy kokosowe
i drzewa bambusowe,

Tam są dzikie szczepy
to mi może będzie lepiej,
bo tam, gdzie kultura,
tam jest kłótnia, awantura!

Oj, Madagaskar
kraj ukochany,
Niech żyje czarny ląd

Do Murzynki się rozpalę,
ja mam sposób swój,
będę czarne miał na białym,
bo to typ jest mój.

Z takiej czarnej matki
i białego tatki
wyjdą dziatki w kratki
i będzie all right!

Przede wszystkiem, muszę tam zaprowadzić porządek,
muszę założyć to, czego tam nie ma

Mykwę sobie wybuduję,
łaźnia musi być!
Tu, to ja się tak krępuję,
tam się będę myć

Restaurację także
otworzę, a jakże,
przyjdziesz do mnie szwagrze
na kojse i na rum!

Sunday, February 2, 2025

Dnia 22 lipca, ok. godziny 9-ej przed gmach rady żydowskiej zajechał szereg aut osobowych i 2 samochody ciężarowe z żołnierzami ukraińskimi - Tak się zaczęła Wielka Akcja w Warszawskim Getcie w 1942 roku.

Opis - Marceli Reich.


Dnia 22 lipca, ok. godziny 9-ej przed gmach rady żydowskiej zajechał szereg aut osobowych i 2 samochody ciężarowe z żołnierzami ukraińskimi.

Gmach Rady został natychmiast otoczony i wszystkie wejścia zamknięte.

Z aut wysiadło kilkunastu SS owców. Udali się na 1-sze piętro, do części gmachu, w której urzędował prezes gminy, Czerniakow.

.............

W 2 godziny pózniej częsc podyktowanego przez Höflego dokumentu została zgodnie z jego rozkazem podana do wiadomości ogółu w postaci plakatów ulicznych.

Gdy przedłożyłem tekst plakatu w tłumaczeniu na j
ęzyk polski Czerniakowi, zmienił on, po raz pierwszy w czasie swojego urzędowania, figurujący zazwyczaj na afiszach gminy podpis: "Przewodniczący Rady Żydowskiej" na "Rada Żydowska w Warszawie.




Wielka Akcja - Grossaktion – akcja eksterminacyjna przeprowadzona przez okupantów niemieckich w getcie warszawskim, trwająca od 22 lipca do 21 września 1942 roku.



Tak, można osiwieć czytając wiersz ROZMOWA Z DZIECKIEM - 1942 - Dziecko twarz ma liliową, matka włosy jak mleko, powiedz mi matko – pyta malec – co to znaczy: DALEKO... - co to znaczy: DAWNO...?



ROZMOWA Z DZIECKIEM
Władysław Szlengel


Dziewięćset czterdziesty drugi rok.

Matka i dziecko. Warsztat – blok...

Dziecko twarz ma liliową,

matka włosy jak mleko,

powiedz mi matko – pyta malec –

co to znaczy: DALEKO...

 

            Daleko to znaczy za górami,

            za lasami i za rzekami...

            Daleko to znaczy szyny,

            Daleko to morskie podróże,

            okręty i przestwór siny

            i góry w słońca purpurze...

Daleko to wyspy złote

i wonne wiatru podmuchy

to jakaś soczysta zieloność

i piasek miękki i suchy.

Lecz jak wytłumaczyć dziecku,

co znaczy: DALEKO...

 

Daleko – kochane dziecko

(a łza się chybocze na rzęsach)

daleko to z bloku naszego

aż do bloku Többensa...

 

A powiedz mi mamo kochana,

co to znaczy: DAWNO...

 

Dawno to wieczór miejski,

płonące lampy, neony...

to cichy spokój w mieszkaniu

i dobrze piec napalony...

Dawno – to ciastko z Ziemiańskiej,

dawniej – to obiad przy radiu

dawno – to rano "Nasz Przegląd",

i wieczór w kino Paladium.

Dawno – to miesiąc nad morzem,

dawno – to zdjęcia z wycieczki

i ślubne zdjęcie z welonem

i biały chlebek bez sieczki...

 

Lecz jak wytłumaczyć dziecku

tę przeszłość jasną i sławna,

gdy nic... nic przecież nie wie...

jak wytłumaczyć: DAWNO...

 

Widzisz, kochane dziecko

stare i smutne za młodu

dawno – to znaczy gdy dawno...

nie przydzielano nam miodu...

 

A powiedz mi mamo, powiedz,

co to, co słyszę nocą...

świst taki długi... daleki

co to tak świszcze i po co...

 

Jak wytłumaczyć dziecku

jaki wziąć przykład i motyw,

by wytłumaczyć nocny,

daleki świst lokomotyw...

Jak wytłumaczyć szyny

i długą drogę w bezkresy,

radość mknięcia w sleepingu

i oszalałe ekspresy.

Dworce, sygnały, zwrotnice,

nowe miasta, ulice,

bilety, przesiadki, bagaż,

kurier, bufet i tragarz.

Migot światełek nocą,

i dymów liliowy ślad.

Jak wytłumaczyć... i po co,

że gdzieś jeszcze w dali jest świat...

 

Ten świat znaczy – chłopcze maleńki

coś rączki żałośnie tak splótł,

że może być dalej niż Töbens - -

i jeszcze dalej niż miód - - -

 

 


W wierszu w zwrotce poniżej są opisane trzy miejsca w których bywał i Szlengel i Janusz Korczak.

Dawno – to ciastko z Ziemiańskiej,

dawniej – to obiad przy radiu

dawno – to rano "Nasz Przegląd",

i wieczór w kino Paladium.



Ziemiańska to przedwojenna kawiarnia z kilkoma filiami w Warszawie, pierwszy, najbardziej znany lokal mieścił się na ul. Mazowieckiej 12 obok księgarni Mortkowiczów.

Nasz Przegląd” — dziennik wydawany w latach 1923–1939 do którego pisał i Korczak i Szlengel

Palladium to kino przy ul. Złotej 7/9 w Warszawie. Naprzeciwko kina mieszkał do wybuchu wojny Janusz Korczak z siostrą.

Friday, January 31, 2025

Korczaks "Diary" and "New Sources" were kept together in the Ghetto and also in the walls of Nasz Dom Orphanage!

Bird view by Luftwaffe taken before Warsaw Uprise in August 1944 of the area around Sienna and Śliska Street at the top of the photo and Plac Grzybowski and Twarda Street at the lower part. Korczaks Orphanage was at number 16 Sienna and 9 Śliska (marked with white numbers). There was a ghetto wall at Wielka Str and thereafter a fence along Sienna Street. Dom Sierot - Orphans Home main entrance was at 16 Sienna Street, however, mostly the second entrance to the orphanage, from 9 Śliska Street, was used.

Janusz Korczak and Pan Misza at 92 Krochmalna. On August 5th, 1942, Pan Misza saved Korczak's "Diary", "New Sources" and Korczak's spectacles from the building of the Dom Sierot orphanage. In this unique photo, apart from the flower (Monstera deliciosa) and the laughing children, you can see Korczak on the left and my father, Mr. Misza (Wasserman Wróblewski), looking straight into the camera.

Pan Misza mentioned when and how he collected and transported Korczak documents from the Orphan Home located at 16 Sienna/Śliska 9 to the Large Ghetto. First, in the evening, he carried them in two suitcases to Felek Grzyb's place, at Ostrowska Street (Photo before WWII).

There is only one missing link about the way of Korczak's "Diary", "New Sources" and Korczak spectacles from the building of the Dom Sierot orphanage at 16 Sienna/Śliska 9 to the Our Home orphanage run by Maryna Falska.

The exact route of these documents from the Little Ghetto to the Large Ghetto was told and described early. What is not known is when they reached Our Home in Bielany, most probably at the end of August 1942.

Pan Misza mentioned when and how he collected and transported Korczak documents from the Orphan Home at 16 Sienna/Śliska 9 to the Large Ghetto. First, in the evening, he carried them in two suitcases to Felek Grzyb's place, at Ostrowska Street. There he repacked them into one suitcase. He moved with that suitcase to several locations before the suitcase was sent outside the ghetto to Bielany (to Igor Newerly's flat and later to 
Maryna Falska´s Nasz Dom.

In Nasz Dom, the "Diary", "New Sources" and Korczak spectacles were bricked in a brick wall in the attic of the building. Documents stayed there throughout the war. It is likely that Igor Newerly with the help of "Nasz Dom" employee Władysław Cichosz and Sieradzki, brought the manuscript to light after WWII ended. How and when exactly this procedure took place is not known. As far I remember, Igor Newerly, when a bursa student had his room in the attic also kept his conversation with Korczak on the terras, now roof, between the front and the back of the "airplane building".

It was for sure Pan Misza, Wasserman Wroblewski was the one who arranged to smuggle documents and Korczak´s spectacles from Large Ghetto to Our Home at Bielany because he was also active in the group of smugglers for a long time*. One of his duties in the group was telephone contact with the smugglers at the Aryan side of the ghetto wall. When the right group of Polish and Jewish policemen whom Pan Misza knew, was on duty, he called known places to inform the group that the passage to the ghetto was possible. There was a coffee shop close to one of the gates where Pan Misza used to sit and watch the gate guards. That coffee shop had a phone.

Pan Misza likely telephoned Maria Falska or someone from her staff to inform them about the coming treasure. I asked my father once about how the suitcase ended at Nasz Dom. He said: I had it at several locations, he called them kwatery (lodgings - places he slept at), and thereafter the suitcase was transported out.


Now it is known how the "New Sources" reappeared and how they also disappeared. The official version is the story from the 1980s, about an unexpected finding (read New Sources) handed over in 1988 to the Korczak Association in Israel who thereafter handed it over to the Polish Association. However, this collection of archival materials, so-called new sources, never left Warszawa.


* My father was numerous times outside the ghetto. He knew several ways to get out and in. Also, my mother and her sister Krystyna were outside the ghetto several times. On one occasion they went together to the parish of Saint Barbara and their church (Parafia Św. Barbary, kościół Św. Apostołów Piotra i Pawła) at 51 Nowogrodzka Street and received a copy of the church birth records of someone else which was the start of their new identities.

Władysław Szlengel:

 

Rzeczy

 

Z Hożej i Wspólnej, i Marszałkowskiej

jechały wozy... wozy żydowskie...

               meble, stoły i stołki,

               walizeczki, tobołki,

               kufry, skrzynki i buty,

               garnitury, portrety,

               pościel, garnki, dywany

               i draperie ze ściany.

Wiśniak, słoje, słoiki,

               szklanki, plater, czajniki,

               książki, cacka i wszystko

               jedzie z Hożej na Śliską.

               W palcie wódki butelka

               i kawałek serdelka.

               Na wozach, rikszach i furach

               jedzie zgraja ponura...

A ze Śliskiej na Niską

znów jechało to wszystko.

               Meble, stoły i stołki,

               walizeczki, tobołki.

               Pościel, garnki – psze panów,

               ale już bez dywanów.

               Po platerach ni znaku

               i już nie ma wiśniaków,

garniturów ni butów,

i słoików, portretów.

Już zostały na Śliskiej

drobnosteczki te wszystkie,

w palcie wódki butelka

i kawałek serdelka.

Na wozach, rikszach i furach

jedzie zgraja ponura.

Opuścili znów Niską

i do bloków szło wszystko.

               Nie ma mebli i stołków,

               garnków oraz tobołków.

               Zaginęły czajniki,

               książki, buty, słoiki.

               Poszły gdzieś do cholery

               garnitury, platery.

               Razem w rikszę tak wal to...

               Jest walizka i palto,

               jest herbaty butelka,

               jest ogryzek karmelka.

               Na piechotę, bez fury

               idzie orszak ponury...

Potem z bloków na Ostrowską

jedzie drogą żydowską

               bez tobołów, tobołków

               i bez mebli czy stołków,

               bez dywanów, czajników,

               bez platerów, słoików,

               w ręce z jedną walizką

               ciepły szalik... to wszystko,

               jeszcze wody butelka

               i chlebaczek na szelkach,

               depcząc rzeczy – stadami

               nocą szli ulicami.

A z Ostrowskiej do bloku

szli w dzień chmurny o zmroku –

               walizeczka i chlebak,

               więcej teraz nie trzeba –

               równo... równo piątkami

               marszem szli ulicami.

Noce chłodne, dni krótsze,

jutro... może pojutrze...

na gwizd, krzyk albo rozkaz

znowu droga żydowska...

                               ręce wolne i tylko

                               woda – z mocną pastylką...

               Od Umszlagu wzdłuż miasta,

               hen, aż do Marszałkowskiej,

w pustych domach narasta

życie, życie żydowskie.

W porzuconych mieszkaniach

narzucone tobołki,

garnitury i kołdry,

i talerze i stołki,

tlą się jeszcze ogniska,

leżą łyżki bezczynne,

tam rzucone w pośpiechu

fotografie rodzinne...

Książka jeszcze otwarta,

list z półzdaniem... „Niedobra”,

szklanka wciąż nie dopita

oraz karty z pół robra.

Wiatr przez okno porusza

rękaw zimnej koszuli,

leży kołdra wgnieciona,

jakby ktoś się w nią wtulił,

leżą rzeczy bezpańskie,

stoi martwe mieszkanie,

aż pokoje zaludnią

nowi ludzie: Arianie...

Zamkną okna otwarte,

zaczną życie beztroskie

i zaścielą te łóżka

i te kołdry żydowskie,

i koszulę upiorą,

książki włożą do półki,

szklankę kawy wyleją,

robra skończą do spółki.

Tylko w jakimś wagonie

pozostanie to tylko:

Nie dopita butelka

z jakąś mocną pastylką...

A w noc grozy, co przyjdzie

po dniach kul oraz mieczy,

wyjdą z kufrów i domów

wszystkie żydowskie rzeczy.

I wybiegną oknami,

będą szły ulicami,

aż się zejdą na szosach

nad czarnymi szynami.

Wszystkie stoły i stołki,

i walizki, tobołki,

garnitury, słoiki,

i platery, czajniki,

i odejdą, i zginą,

nikt nie zgadnie, co znaczy,

że tak rzeczy odeszły,

i nikt ich nie zobaczy.

Lecz na stole sędziowskim

(jeśli tertis victi...)

pozostanie pastylka

jako corpus delicti.