Tuż za wejściową bramą rozpościerało się frontowe podwórko, bardzo duże, w dnie pogodne — zalane słońcem.
(...) Blisko Domu, pod rozgałęzionym drzewem, stała ławka, na której lubił odpoczywać Korczak. Zawsze otoczony dziećmi, wspominała Ida Merżan. Ten opis został zaakceptowany przez nas wszystkich. Dotyczy jednak lat 30-tych.
Inne znane opisy to z gazet z roku 1912 kiedy otworzono Dom Sierot Korczaka. Dlatego był dla mnie ciekawy opis z roku 1917 - roku głodu w Domu Sierot, roku wojny!
Dawniej podwórko było świętością, wolno tylko było przez nie przechodzić; plac do zabaw znajduje się po drugiej stronie i tam nie ma słońca. Teraz jest juz inaczej. I tak nie ma co jeść, wiec pozwalają nam przynajmniej korzystać ze słońca.
Frontowe podwórko było swoistą salą rekreacyjną, tyle, że... na zewnątrz. Tylne podwórko było małe, okolone wysokim murem. W przeciwieństwie do podwórka frontowego słońce rzadko tu zaglądało. Stanowiło ono teren zabaw chłopców: grali w siatkówkę, dwa ognie, palanta itp. Gra w siatkówkę była chyba najważniejszym sportem i dla chłopców i dla dziewcząt. Były też „szóstki” mieszane. Najchętniej jednak grano na frontowym podwórku.
Dokładny opis Domu Sierot przekazała nam m.in. bursistka Ida Merżan, która studiowała na Seminarium Ochroniarskim — (ochronka to zakład dobroczynny, zakładany w celu opieki i wychowania ubogich, małych dzieci, pozbawionych opieki matek). Ida Merżan:
„„Tuż przy bramie, przy samym ogrodzeniu, znajdował się tzw. Frontowy Domek, pomalowany na żółty kolor (dół był ciemniejszy). Stał już, gdy Towarzystwo «Pomoc dla Sierot» zakupiło posesję na Woli. Mieściło się w nim 11 pokoi rozlokowanych po obu stronach korytarza oraz sanitariat. Pierwszymi jego mieszkańcami byli wychowankowie, którzy ukończyli 14 lat, a jeszcze terminowali lub uczyli się zawodu. Z czasem zamieszkali w nim pracownicy Domu Sierot (...).
Tuż za wejściową bramą rozpościerało się frontowe podwórko, bardzo duże, w dnie pogodne — zalane słońcem. (...) Blisko Domu, pod rozgałęzionym drzewem, stała ławka, na której lubił odpoczywać Korczak. Zawsze otoczony dziećmi (...). Do budynku wchodziło się przez frontowe drzwi, które wychodziły na klatkę schodową”.
MAŁY PRZEGLĄD Warszawa, piątek 4 października 1935
12 kwietnia (1917): Mrozy zelżały, zbliża się wiosną, a
z nią straszny przednówek. Nasz sklepik, który dotych-
czas sprzedawał, raczej wydawał darmo zeszyty, pióra
i ołówki , teraz za kilka fenigów sprzedaję surową
brukiew i marchew. Kto dostaje od rodziców pienią-
dze, biegnie do sklepiku. Naturalnie największe ogon-
ki są w niedzielę, bo wczoraj dopiero dzieci były u ro-
dzin .
P. Stefa ostrzega wszystkich, aby nie kupowali
na Kiercelaku zgniłych śledzi ani koniny, bo możną od
tego zachorować. Pewnie dlatego woli sprzedawać
w naszym sklepiku, aby niektóre dzieci nie jadały tych
okropnych rzeczy z targu.