Moja opinia: Korczak byłby z niej dumny. O Basi Szejnbaum (Abramow-Newerly) byłej bursistce w Domu Sierot podczas pierwszego "postalinowskiego" zebrania Komitetu Korczakowskiego.
Jarosław Abramow-Newerly opisał to, raczej burzliwe zebranie Komitetu Korczakowskiego. Pierwsze "postalinowskie"! Kiedy dokładnie się odbyło, nie wiem. Wiem że to było "po Październiku 1956" gdy w Polsce nastąpiła odwilż polityczna i społeczna. Polski październik był następstwem śmierci Stalina w marcu 1953 i związanych z tym zmian w ZSRR. Trzy lata pózniej, też w marcu 1956 roku w Moskwie "zmarł" Bolesław Bierut.
Pamiętam tylko że w korespondencji Idy Merżan do mojego taty (Pana Miszy) Ida nigdy nie wymieniła ani imienia, nazwiska albo tytułu tzw. "profesora-bursisty"* uczestnika tego spotkania. Pisała zawsze w trzeciej osobie; "On przyszedł dzisiaj na zebranie".
Biernosc - politruk i Turystyka do Ziemi Swietej
Tekst poniżej z książki Jarosława Abramowa-Newerlyego. "Lwy mojego podwórka"! Nie znane mnie jest czy autor (J A-N) był na tym zebraniu czy to jest sprawozdanie jego mamy.
Chodziło o wybranie do zarządu Komitetu (Korczakowskiego) ludzi takich, by w razie nowych nacisków i zmiany kursu partii umieli się im oprzeć i nie doprowadzili znów do tego, co z Korczakiem jeszcze tak niedawno wyprawiano. Na zebraniu panowała atmosfera „kochajmy się". Na prezesa Komitetu jednomyślnie wybrano tatę (Igora Newerlego) i zaczęto zgłaszać kandydatury do nowego zarządu. Ktoś wstał i wysunął kandydaturę profesora-bursisty* (Aleksander Lewin). Tata spytał, czy się zgadza. Ten odparł, że jeśli się tylko na coś przyda, to oczywiście chętnie. Nikt nie zakwestionował jego kandydatury.
Mama (Basia Szejnbaum Abramow-Newerly) spojrzała na tatę, ale on w prezydium pochylił głowę i swoim zwyczajem, robiąc charakterystyczny ryjek, zadumany gryzmolił coś na kartce papieru. Mama znała go na tyle, że wiedziała, iż nic nie powie. I choć nie lubiła i nie umiała publicznie przemawiać - każde wystąpienie kosztowało ją mnóstwo zdrowia, z nerwów na szyi występowały jej czerwone plamy - podniosłą rękę w górę. Tata udzielił jej głosu.
Mama wstała i powiedziała tylko to jedno, pamiętne zdanie:Uważam, proszę kolegów, że pan profesor, który jeszcze do niedawna w swoich licznych wystąpieniach i artykułach tak zaciekle niszczył doktora Korczaka, nie ma moralnego prawa być w zarządzie naszego Komitetu.- I siadła. Zapadło głuche milczenie. Nikt nie wiedział, co powiedzieć.
I wtedy właśnie nie kto inny, a Teresa Osińska ** (Dobra, Dorka Brauner, podobnie jak Barbara Szejnbaum wychowanka i bursistka Domu Sierot), druga po mamie, zebrała głos i gorąco ją poparła. Jako zawodowa nauczycielka, umiała mówić, a ponieważ tak jak mama kochała Korczaka, powiedziała to z pasja i od serca. Sala przestała się tak kochać i zaczęła brać ich stronę. Profesor spostrzegł, że nie wszyscy zapomnieli o jego miłości do Makarenki (i innych)***, i urażonym tonem powiedział:- Skoro koleżanka Abramow uważa, że moja kandydatura jest niegodna Korczaka, to ja oczywiście wycofuję się. I dziękuję koledze, który mnie zgłosił, za zaufanie. - Tu ukłonił się godnie w stronę wnioskodawcy. Tamten bąknął, że szkoda, bo wiedza pedagogiczna pana profesora byłaby w zarządzie niezwykle cenna i użyteczna, ale nikt już go nie ciągnął do zarządu i ta kandydatura upadła. Zaraz po zebraniu obrażony demonstracyjnie wyszedł z sali.
Parę koleżanek o podobnie nieczystym sumieniu (wśród nich ta, co mówiła o „,słodkim Stalinie") zaczęto mamie wymawiać, że może niepotrzebnie obraziła profesora, bo przecież on się zmienił. Większość jednak gratulowała jej, ciesząc się, że ktoś mu wreszcie wygarnął tamto haniebne zachowanie. Hanka Mortkowicz-Olczakowa wycałowała mamę: - Dziękuję ci, Basiu, żeś mnie wyręczyła. Chciałam mu to powiedzieć, ale czekałam, że on sam będzie miał na tyle taktu, że zrezygnuje z kandydatury. A poza tym uznano by, że mszczę się na nim za jego recenzje o moim Korczaku. A tobie wypadało...
Ż
O Januszu Korczaku napisał Igor Newerly dwie książki: wspomnienia Żywe wiązanie i powieść Rozmowa w sadzie piątego sierpnia. od 1946 roku 1966 roku był Newerly ...
W 1966 roku Newerly wystąpił z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR).
Widać było, że mieszka tu stary kawaler, myślący samotnik, który lubi prostotę i rzeczy niezbędne. Po
środku pokoju masywne staroświeckie biurko po ojcu, za nim regały z książkami, które się najbardziej ceni, do których nieraz się powraca. Szafa na ubrania. Łóżko z nocną szafką i lampą do czytania, co stało się nawykiem, codzienną higieną duszy, jak powiedział pewnego razu: „jeżeli któregoś dnia choć trochę nie poczytam, to czuje się brudny, jakbym się nie mył”... Tylko w kącie na etażerce można było znaleźć przedmioty nie wiadomo do czego, dziwne drobiazgi i pamiątki, wśród nich domek z uzbieranych mlecznych ząbków dzieci, w plastelinie.
Często wracam myślami do książki Jarka Abramowa Newerlego (Lwy mojego podwórka, 2000) i jego opisów, jeżeli chodzi o jego rodziców i stosunki w Komitecie Korczakowskim. Cudowny jest opis, gdy koleżanka jego mamy namawia ją na zmianę fotografii Korczaka wiszącej nad jej łóżkiem na portret Stalina. Matka, Basia, odmawia. W podobny sposób zachowuje się Basia podczas wyborów do prezydium komitetu, dokąd chciano wybrać Aleksandra Lewina, który w okresie stalinizmu na kilka lat storpedował cały ruch korczakowski. Basia nigdy nie zdradziła Korczaka. Tutaj zdrada to również zdrada ideałów korczakowskich i jego sposobu życia.
Moje myśli wracają do lat 60.tych. Igor Newerly kończył właśnie swoją kadencję jako przewodniczący Komitetu Korczakowskiego, gdy ruch antysemicki sterowany od góry zdecydował się na czystkę w Komitecie Korczakowskim. Czy ktoś wtedy protestował? Pisał oświadczenia? Nie sądzę, żeby Newerly brał udział w jakimkolwiek proteście, jeżeli chodzi o zamknięcie Komitetu Korczakowskiego. Czytając pomarcowe korespondencje między byłymi współpracownikami Korczaka, jest wyczuwalny podział. Słowo "zdrada" nie jest używane, ale wyczuwa się, że pomarcowa sytuacja w Polsce to w pewien sposób zdrada ideałów korczakowskich i jego samego! Stosunki między korczakowcami w Polsce się wyraznie ostudzily! To samo jeżeli chodzi o stosunki z tymi którzy wyjechali na emigracje w 1969 roku. Jedna z postaci która sie w tym wszyskim... od. to Ida Merzan.
Nowa Oś Korczakowska - Przyszłość.
O Januszu Korczaku napisał Igor Newerly dwie książki: wspomnienia Żywe wiązanie i powieść Rozmowa w sadzie piątego sierpnia. od 1946 roku 1966 roku był Newerly ...
W 1966 roku Newerly wystąpił z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR).
Widać było, że mieszka tu stary kawaler, myślący samotnik, który lubi prostotę i rzeczy niezbędne. Po
środku pokoju masywne staroświeckie biurko po ojcu, za nim regały z książkami, które się najbardziej ceni, do których nieraz się powraca. Szafa na ubrania. Łóżko z nocną szafką i lampą do czytania, co stało się nawykiem, codzienną higieną duszy, jak powiedział pewnego razu: „jeżeli któregoś dnia choć trochę nie poczytam, to czuje się brudny, jakbym się nie mył”... Tylko w kącie na etażerce można było znaleźć przedmioty nie wiadomo do czego, dziwne drobiazgi i pamiątki, wśród nich domek z uzbieranych mlecznych ząbków dzieci, w plastelinie.
A okno było weneckie, trzyskrzydłowe, z widokiem na dziedziniec Domu Sierot, na parterowy domek dozorcy przy bramie, na gołębnik przy murze i na dachy, okopcone dachy Woli, dzielnicy robotniczej.
Przez cztery lata przychodziłem do tego pokoju na
poddaszu Domu Sierot. Dwie godziny pracowałem przy owalnym masywnym, staroświeckim biurku w głębokim, wygodnym, obitym skórą fotelu, mój szef dyktował siedząc obok na krzesełku za małym stolikiem (zawsze dbał bardziej o wygodę swych pracowników aniżeli o własną). Wracałem unosząc do przepisania na maszynie zastenografowany materiał. Najczęściej Pandoktor także wychodził. Cały dzień właściwie spędzał na dole wśród dzieci, razem z nimi jadał i chodził do kąpieli, parę razy w tygodniu wybierał się do miasta: do redakcji, z wizytą do kogoś lub na wykłady. Dopiero przed wieczorem szedł na górę do siebie, porozmawiał, pobawił się ze swymi sublokatorami, kładł się do łóżka, porozmyślał, poczytał, w końcu pomarzył, co wieczór bowiem opowiadał sobie jakąś bajkę o czymś z tych upragnionych, wymarzonych rzeczy, które na zywał w swoim pamiętniku „dziwne rzeczy”... I zasypiał dobrym snem dziecka.
Przez cztery lata przychodziłem do tego pokoju na
poddaszu Domu Sierot. Dwie godziny pracowałem przy owalnym masywnym, staroświeckim biurku w głębokim, wygodnym, obitym skórą fotelu, mój szef dyktował siedząc obok na krzesełku za małym stolikiem (zawsze dbał bardziej o wygodę swych pracowników aniżeli o własną). Wracałem unosząc do przepisania na maszynie zastenografowany materiał. Najczęściej Pandoktor także wychodził. Cały dzień właściwie spędzał na dole wśród dzieci, razem z nimi jadał i chodził do kąpieli, parę razy w tygodniu wybierał się do miasta: do redakcji, z wizytą do kogoś lub na wykłady. Dopiero przed wieczorem szedł na górę do siebie, porozmawiał, pobawił się ze swymi sublokatorami, kładł się do łóżka, porozmyślał, poczytał, w końcu pomarzył, co wieczór bowiem opowiadał sobie jakąś bajkę o czymś z tych upragnionych, wymarzonych rzeczy, które na zywał w swoim pamiętniku „dziwne rzeczy”... I zasypiał dobrym snem dziecka.
Janusz Korczak żył i działał w ostatnim okresie istnienia i rozwoju społeczności polsko-żydowskiej. Pochodził z rodziny, która była częścią środowiska żydowskiego, myślącego i przywiązanego do swej polskości. Był jednym z współtwórców kultury tej społeczności. Nie tylko tej. Nie tylko zresztą wyłącznie polskiej. Mamy pełne prawo stwierdzić, że ogólnoludzkiej.
Różni ludzie, kierowani różnymi motywami, starają się nakreślić sylwetkę tego skromnego a nieprzeciętnego człowieka, dać obraz jego działalności, jego dzieła. Jak zawsze w takich wypadkach łączy się to nieuchronnie z dziejami kraju, w którym żył. Pozbawione tego zakotwiczenia w historycznej rzeczywistości, różne sprawy stają się niezrozumiałe dla współczesnych, a cóż dopiero dla potomnych... Niektórzy poza wysiłkiem odtworzenia faktów czyli poza prawdą obiektywną pokusili się o ocenę jego osoby, działalności jako pedagoga, pisarza, zaangażowanego w sprawy "ludu małorosłego", któremu został wierny do ostatka. Inni podkreślają wartości etyczne, jakim hołdował, które stanowiły jego busolę.
W wielu wypadkach osobom piszącym nie udaje się ustrzec od niesłychanie subiektywnej oceny. Rodzą się dzieła typu "Ja i Korczak". Jest to rzecz poniekąd naturalna. Należy tylko zastanowić się, jak dalece takie krańcowo subiektywne stanowisko wolno nam zaakceptować i jakie poza własną indywidualnością autora mogą być przyczyny owego subiektywizmu. Ściślej mówiąc, czy zgodne są z sylwetką, postawą i myślą Janusza Korczaka. Naturalną konsekwencją subiektywnego nastawienia może być oczywiście odmienne interpretowanie faktów. Rzeczą natomiast niedopuszczalną jest rozmyślne zamazywanie prawdy, przeinaczanie faktów, wymyślanie jakichś nowych, nieprawdziwych, nieprawdopodobnych. Dlaczego, po co, w jakim celu? Zdarzają się jednak również wyraźne manipulacje niezbyt czytelne na pierwszy rzut oka, a tym bardziej szkodliwe, niebezpieczne.
torów Korczaka skłonny jestem podejrzewać o złą wolę, osobiste ambicyj naginanie swojego pisarstwa do doraźnych aktualnych potrzeb. Niektóryc znam lub znałem osobiście i szanuję lub szanowałem.
Pewne nieporozumienia wynikają nieraz i ze statycznego podejścia do sam osoby Korczaka. Czasy się zmieniały, warunki ulegały zmianom, życie du część marzeń przekreśliło, czyż on sam w zmieniającej się sytuacji móg pozostać niezminiony?! Wcale nie uważam, że wszystkie w bólach zrodzon myśli i koncepcje rozwiązań Starego Doktora można bez zastrzeżeń i pr miarek przyjąć obecnie. Popieram jak najbardziej rzeczową, wszechstronną analizę puścizny Korczaka. (Wiele spraw ciągle się przemilcza np. sprawy genetyki w jego ujęciu, prawo do życia i prawo do śmierci, niektóre fragmenty Pamiętnika, pisanego przecież w tak nienormalnych warunkach.) Nie mam za złe autorom utworów literackich czy dramatycznych, którzy szkicują tak odbiegający od rzeczywistości obraz Korczaka, że jego bliscy współpracownicy nie mogą rozpoznać drogiego im człowieka. Uznać wszakże trzeba to niezaprzeczalne prawo pisarzy: fakty stają się dla nich insp racją twórczego zamysłu. Fikcja literacka nie przekreśla utworu, mimo że u kogoś wywołuje zdziwienie czy wręcz niesmak. Daleko większe natomia
i dzieła
mika, pisanego przecież w tak nienormalnych warunkach/
zwłaszcza
Nie mam za złe autorom utworów literackich czy dramatycznych, którzy s
cują tak odbiegający od rzeczywistości obraz Korczaka, że jego bliscy
współpracownicy nie mogą rozpoznać drogiego im człowieka. Uznać wszakże
trzeba to niezaprzeczalne prawo pisarzy: fakty stają się dla nich inspiracją twórczego zamysłu. Fikcja literacka nie przekreśla utworu, mimo że u kogoś wywołuje zdziwienie czy wręcz niesmak. Daleko większe natomiast wymagania stawiam komentatorom życia i dzieła Starego Doktora. Chyba mamy prawo żądać od nich pełnej odpowiedzialności za drukowane słowo, za ich relacje i racje, przekazywane współczesności, młodemu pokoleniu i potomnym...Littera scripta manet...I będą te drukowane słowa istniały kiedy nas nie stanie, i będą się ludzie kiedyś na tych słowach opierać, przataczać je jako zdania czy opinie xzxpixie autorów, legitymujących się jako współpracownicy czy pracownicy u boku Korczaka. Pragnę również innych uczulić na to, że nawet odbiór, percepcja prawdziwych faktów moż
tej samej, a co dopiero u ludzi/innej epoki czy innego obszaru kultury wywołać nieporozumienia.
Podam kilka przykładów. Napisano zgodnie z prawdą, że matka Henryka Golszmita nazywała się z domu Gębicka. Ktoś już w latach 60-tych powiedział: "To Korczak właściwie był tylko pół Żydem..." W Polsce to mechaniczne dzielenie człowieka na pół miało - jak przypuszczam-stanowić pewn
rodzaj nobilitację. Spuścizna po epoce krematoriów? Może, iffe tylko!
Prawda, że pochodził z zasymilowanej rodziny. Jakżeż odmiennie pojmuje
się zjawisko asymilacji w różnych krajach i środowiskach. W Paryżu na sympozjum korczakowskim w siedzibie UNESCO podeszła do nas po wysłuchaniu referatu Igora Newerlego dziennikarka francuska i zapytała: "Dlaczego tak często słyszy się zdanie, że w Polsce antysemityzm jest większy niż
w innych krajach, skoro właśnie taki wspaniały człowiek, jak Janusz Korczak poszedł na śmierć dobrowolną razem z żydowskimi dziećmi?" Potem przeszła do następnego pytania: "Kto to był właściwie ów Henryk Goldszmit o którym była mowa? Czy jako lekarz pracował z Korczakiem??".
Dr Hanna Kirchner, znany historyk literatury, już bodaj w latach 50-tych, włączyła się aktywnie do pracy Komitetu korczakowskiego. Nie mogę zrozumieć, dlaczego w swym intersującym eseju. pt: "Miejsce Korczaka w literaturze" znalazło się następujące stwierdzenie: "Ten niezwykły pisarz i myśliciel zrodzony z ochrzczonej żydowskiej rodziny..."
A motywy?...Czy przez chrzest lub przyjęcie innej wiary miał Autor dzieła:
"Sam na sam z Bogiem czyli modlitwy tych, którzy się nie modlą" - stać się
bliższy czytelnikowi polskiemu?... Warto zaznaczyć, że wymienione zdanie ust
gięto z tegoż eseju, zamieszczonego powtórnie w pracy zbiorowej: "Janusz Kor-
czak życie i dzieło".
Pięknie i bez ogródek natomiast postawił tę sprawę poeta katolicki ksiądz
Jan Twardowski w kazaniu, wygłoszonym w kościele ss. Wizytek w Warszawie w
dniu 29 grudnia 1971 roku. "Janusz Korczak nie był formalnie związany przez
chrzest z Jezusem, ale ile z jego życia i śmierci możemy się uczyć my,
chrześcijanie."
A teraz przykład z innej dziedziny.
Londyński tygodnik "Wiadomości", wydawany w języku polskim, zamieścił
18 listopada 1973 roku artykuł skądinąd szlachetnego człowieka - Edwarda
Poznańskiego pt: "Pracowałem z Januszem Korczakiem". Odbitkę tego artyku-
łu przesłał mi sekretarz generalny stowarzyszenia "Les Amis du Docteur
Janusz Korczak", niestety nie żyjący już doktór Adam Nowomiński. Z cie-
str 4

