Friday, January 6, 2012

"Głuchy telefon"- albo jak rosła CHOINKA DLA SIEROT ŻYDOWSKICH DOKTORA JANUSZA KORCZAKA




Głuchy telefon. Jak rosła choinka dla sierot żydowskich Doktora Korczaka…


Szukam materiałów o CHOINCE DLA SIEROT ŻYDOWSKICH DOKTORA JANUSZA KORCZAKA. Poniżej cytuję wystąpienie  radiowe Ojca Korneliana Dende z Buffalo.

Wracam do tej historii z rzekomą Choinką,  którą "ewentualnie" (przepraszam, jeżeli to wydarzyło się rzeczywiście, w co śmiem wątpić…), bo mnie to jakoś gryzie. Bo ta anegdotyczna historia o przywiezieniu gwiazdkowego drzewka do Domu Sierot Korczaka na ulicy Siennej rośnie, puchnie, coraz głośniej rozbrzmiewa  z roku na rok. Boję się przekłamań  w barwnej anegdocie.

Choinka zaczęła rosnąć na dobre, bodajże w książce Marka Jaworskiego, pt. „Janusz Korczak” (Interpress 1973). Autor na stronie 125 cytuje artykuł Teodora Niewiadomskiego (publikowany pierwotnie w : „Kulisy”/ nr 52/ 1971). Wcześniejszy tekst: Teodor Niewiadomski, "Z pomocą dla warszawskiego getta" (Kultura/ nr 161/ 21.04.1968).
Oj, niesławny rok 1968, to chyba nie przypadek !

Po Jaworskim "zaskoczyli" inni z pełnymi cytatami albo z cytowaniem cytatu. Zrobiła się prawdziwa wrzawa. Z igły widły. I nagle mówi się o obchodzeniu Świąt Bożego Narodzenia w Domu Sierot! To oczywista i szkodliwa bzdura, tak samo jak opowieści o "przemarszu ze śpiewem i zielonym sztandarem na Umszlag"!!!!

Artykuł Teodora Niewiadomskiego oraz  historia z choinką i rzekomą Gwiazdką u Korczaka są dalej eksploatowane, m.in. w książce Mariana Apfelbauma „Dwa sztandary”. O tej publikacji wypowiada sie historyk z UJ, Tomasz Gąsowski:

Nie jest to praca ściśle naukowa, rygorystycznie przestrzegająca wszystkich reguł warsztatu historycznego. Dlatego też pojawiają się w niej wypowiedzi, opinie czy relacje, wobec których autor nie wykazał należytego krytycyzmu, co rzutować może na niektóre z jego ostatecznych konkluzji.

Krzywe zwierciadła są niegroźne w Wesołym Miasteczku. Gorzej, kiedy służą zniekształceniu prawdy historycznej w publikacjach naukowych czy pseudonaukowych, które czytelnik przyjmuje bezkrytycznie. Cytaty - powtarzane niezweryfikowane słowa - mają moc plotki, która zatacza kolejne kręgi. „Krzywe zwierciadło” zmienia się w "głuchy telefon". A nieszkodliwa zabawa dziecięca w irytujące utrwalanie półprawd i przeinaczonych faktów. W grze w "głuchym telefon" wiadomość jest stopniowo zniekształcana, jej brzmienie przeinaczane. Na końcu otrzymujemy komunikat całkowicie odmienny od pierwotnego. Dla mnie historia choinki i rzekomego obchodzenia chrześcijańskich świąt w Domu Sierot Janusza Korczaka to typowy komunikat z „głuchego telefonu”.

Na dowód cytuję tekst przemówíenia radiowego Ojca Korneliana Dende z Buffalo. Na dowód, jak "choinka rosła". Od fikcji do anegdoty…
Ojciec Dende przeczytal prawdopodobnie książkę Mariana Apfelbauma „Two flags: return to the Warsaw Ghetto”. W tej pracy Apfelbaum "rozwija" historię opublikowaną przez Teodora Niewiadomskiego w  Kulturze w 1968 roku (tak, w tym roku!)


Niestety, tylko kilka osób z prawdziwego kręgu korczakowskiego sprzeciwiało sie publikacji fałszywych relacji i faktów. Leon Glatenberg [Harari], którego spotkałem dwukrotnie w kibucu Maale Hachamisha pod Jerozolimą, kolega Kazimierza Dębnickiego z okresu „Małego Przeglądu”, napisał o "nowej produkcji faktów na temat Korczaka i swoich rozmów z Korczakiem":
A wiec po latach milczenia nagłe olśnienie! Odtworzyć dla potomności rozmowy, jakich nie było.

Podobnie skrytykował Dębnickiego w polskim tygodniku ‘Polityka” (Polityka /nr 38, 21 września 1985) K. Koźnicki:
Ma
ło wiarygodnie brzmią cytowane,  po pół wieku z górą... fragmenty rozmów Korczaka z młodym Dębnickim.

Inne przekłamania na temat Doktora zawiera artykuł  Edwarda Poznańskiego pt.: „Korczak był zwolennikiem kary cielesnej...” w londyńskich emigracyjnych  "Wiadomościach" (18 listopada 1973 r).
http://kpbc.umk.pl/dlibra/publication?id=2483&tab=3

Z londyńskiego wydawnictwa pochodzi również wydana w 1981 roku książka Tamary Karren "Kim był ten człowiek". I ta publikacja zawiera sporą dozę nieścisłości...

Po szkodliwym i pseudonaukowym eksperymencie Aleksandra Lewina (socrealistyczna w formie i treści praca opublikowana przez wydawnictwo PZWS, 1953) nic już doprawdy nie dziwi. Lewin wykonał karkołomną sztuczkę ze znikającym Korczakiem, którego przemienił w radzieckiego teoretyka pedagogiki Makarenkę. Układ luster Lewina odpowiadał ówczesnemu stalinowskiemu układowi politycznemu. Ku ubolewaniu mojego ojca który protegował Lewina w 1937 roku jako bursistę do Korczaka (obydwaj pochodzili z Pińska), Lewin nigdy wprost nie przeprosił  za to haniebne „uśmiercenie Korczaka”. Ślad samokrytyki Lewina znajduje się w odnośniku do „Wprowadzenia” do pierwszego wydania „Pism Wybranych Janusza Korczaka”. Lewin pisze -w czasie przeszłym-  "Mogę w tym miejscu odwołać sie do moich własnych powodów, jakie wyznawałem” (zobacz w „Problemy Wychowania Kolektywnego”, PZWS, 1953).

Joanna Olczak-Ronniker w swojej książce „Korczak. Próba biografii” daje wprost wyraz irytacji wobec stosunku Lewina do dokumentów, które mój ojciec Misza Wasserman Wróblewski zebrał z pokoju Korczaka wieczorem 5 sierpnia 1942 i przeniósł do Dużego Getta . Dokumenty dotarły na aryjską stronę, na Bielany i znikły.
Za Ronniker-Olczak cytuję Lewina "Nie warto zagłębiać się nadmiernie w tego rodzaju detektywistyczne rozważania" (SIC!).

Papiery i okulary Korczaka, które mój ojciec zgromadził i przeniósł do Dużego Getta, były przenoszone z "kwatery na kwaterę" w Dużym Getcie. Należało przenosić się z ulicy na ulicę, z mieszkania do mieszkania, trwały deportacje do Treblinki. Materiały udało sie przeszmuglować z getta do Igora Newerlego i zostały zamurowane  w ścianie w Naszym Domu na Bielanach. Po wojnie jeden z pracowników skradł je, myśląc że uda mu się coś prywatnie na tym zyskać. Po śmierci tego człowieka, wdowa odnalazła dokumenty. Nie bardzo wiedziała co ma z nimi zrobić Zrozumiała, ze jej mąż korczakowiec był złodziejem mienia pokorczakowskiego. Postanowiła oddać papiery  w bardzo zawikłany sposób. Pokrętność jej działań  polegała na oddaniu dokumentów w "najgłębszej tajemnicy” członkom izraelskiego komitetu korczakowskiego w Warszawie, którzy przyjechali na konferencję do Polski. Dopiero w Izraelu miały te cenne materiały korczakowskie  zmarchwystać!
I tak sie stało. 3 lata po śmierci pewnego złodzieja wydano: „Janusz Korczak w getcie: nowe źródła” (wstęp i redakcja naukowa Aleksander Lewin). Warszawa, Conn: Latona, 1992, s. 310.

Mój ojciec czytając poprzednie "dzieła o Korczaku" napisał:
Uznać wszakże trzeba to niezaprzeczalne prawo pisarzy: fakty stają sie dla nich inspiracją twórczego zamysłu. Fikcja literacka nie przekreśla utworu, mimo że u kogoś wywołuje zdziwienie czy wręcz niesmak. Daleko większe natomiast wymagania stawiam komentatorom życia i dzieła Starego Doktora. Chyba mamy prawo żądać od nich pełnej odpowiedzialności, zwłaszcza za drukowane słowo, bo  ich relacje i racje, przekazywane są współczesności, młodemu pokoleniu i potomnym ,,, Littera scripta manet,,, Napisane listy pozostają.


Przyjaciel mojego ojca z Bursy Korczaka, Józef Arnon napisał w 1977 roku w liście do Idy Merzan, bardzo poirytowany:

Są i karierowiczowie - naukowcy, którzy skrzętnie naciągają swoje interpretacje o systemie Korczakowskim odnośnie do swoich potrzeb ideowo-politycznych.
Nam wypada nadal pracować i zostać wiernym sobie i pamięci człowieka, którego mielismy szczeście poznać na drodze naszego życia.


Nowa ksiażka: Dariusz Libionka, Laurence Weinbaum
 „Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze.Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego”

Cytuję za „Gazetą Wyborczą”:

Świadectwa złożone przez Iwańskiego, Bednarczyka i ich znajomych z kręgu tzw. "drużyny pierścienia" (tak w latach 60. zaczęli się określać) zostały poddane w książce Libionki i Weinbauma gruntownej analizie. Wszystkie te relacje okazały się zmyślone w celu uzyskania przywilejów kombatanckich, choć znalazły chętnych słuchaczy wśród historyków, zwłaszcza tych, którym z różnych względów zależało wyeksponowaniu polskiej pomocy dla żydowskiego ruchu oporu. Historia Iwańskiego została poważnie potraktowana m.in. przez jednego z najlepszych znawców konspiracji warszawskiej, Tomasza Strzembosza, który w artykule opublikowanym w 1978 r. na łamach "Więzi" nazywał "bitwę" na placu Muranowskim największym, co do długości i użytych sił starciem w getcie warszawskim. Opowieści o ŻWZ, Iwańskim i Bednarczyku weszły też do tomu "Ten jest z Ojczyzny mojej" Władysława Bartoszewskiego i Zofii Lewinówny.

W latach osiemdziesiątych pojawiły się - tym razem w USA, Izraelu i Australii - kolejne apokryfy rzekomych bojowców ŻZW, które przyczyniły się do ugruntowania mitów i przekłamań. W 2004 roku prezydent Lech Kaczyński uczcił postać Mieczysława Apfelbauma nadaniem jego imienia jednemu ze skwerów na warszawskiej Woli. Z pracy Libionki i Weinbauma wynika jednak, że postać ta jest częścią legendy, wymyślonej przez bezwzględnych hochsztaplerów w celu wyłudzenia uprawnień kombatanckich, odznaczeń, pieniędzy i honorów.