Z początkiem zimy 1946 roku zgłosiło się do Küchler dwóch religijnych Żydów ze Szwajcarii, przedstawicieli organizacji pomocowej Waad Hacala, założonej przez amerykańskich ortodoksyjnych rabinów. Gdy zaproponowali jej, że wywiozą dzieci z Polski, nie zawahała się.
Musiała jednak działać w tajemnicy – zarówno przed polskimi władzami, jak i przed przełożonymi z warszawskiej centrali. Przeprowadziła rozmowę z każdym dzieckiem, które ukończyło dziewięć lat. Wszystkie wyraziły zgodę na wyjazd. Wszystkie przysięgły, że nikomu o tym nie powiedzą. Wiele dzieci było przewlekle chorych i nie najlepiej nadawało się do ryzykownej, długiej podróży. Tuż przed wyjazdem Küchler udało się jeszcze odebrać piątkę maluchów w opłakanym stanie z klasztoru w Zakopanem, do którego przewieziono część dzieci ewakuowanych z Domu Boduena w Warszawie, sierocińca zasłużonego w czasie wojny ratowaniem żydowskich dzieci.
Waad Hacala dostarczyła im paszporty wystawione przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Nic się w nich nie zgadzało. A to imię było poprawne, ale nazwisko węgierskie, a to nazwisko prawdziwe, ale zdjęcie obok przedstawiało starego Żyda z brodą. Organizatorzy uspokajali Küchler, że wszystko jest załatwione – przejścia graniczne, bilety. Jedyne, co musi się zgadzać, to liczba paszportów.
Lena Küchler zostawiła list do Komitetu:
„Piszę o godz. 2. w nocy po bardzo ciężkim przepracowanym dniu, dlatego będę się skracać. Wyjeżdżam prawie ze wszystkimi dziećmi i personelem za granicę. Wyjedziemy wszyscy legalnie w warunkach dla najmłodszych dzieci doskonałych. Nielegalny jest nasz wyjazd tylko wobec Komitetu, a to ze względu na negatywne ustosunkowanie się Komitetu wobec emigracji. Nie widzę warunków bezpieczeństwa dla dzieci ani w Zakopanem, ani w innej miejscowości, uważam, że po tym piekle, które przeszły, nie mamy prawa narażać ich i walczyć ich kosztem o demokrację. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia z powodu mojej nielojalności do Komitetu, ponieważ działam dla dobra dzieci. W imieniu wszystkich dzieci i personelu dziękuję za dotychczasową opiekę”
Dzieci i Lena Küchler dotarły przez Francję do Izraela na poczatku 1949 roku.
The horrors of the Holocaust did not end with the conclusion of War World II. Many of the survivors were emotionally and physically scarred, and worse, their very faith was shaken by the horrific events they had endured and witnessed. Many of the young Jewish women who survived, were left orphaned by the war. Without a family and bereft of a decent Jewish education (due to the war), these courageous young women were in danger of being lost to the Jewish people. Others, who yearned to return to a Torah-observant environment, were afraid that the Nazis had destroyed that hope forever.
Out of the ruins left by the Holocaust, a school for young Jewish women who had been left orphaned by the war was established in Lidingo, Sweden. Sponsored by the Vaad HaHatzalah, this school provided a nurturing and religious atmosphere in which these damaged flowers could recuperate and catch up on their years of missed education.
Chana Mantel's book, Lidingo, chronicles the founding of the school, and those that managed and taught the girls, as well as the history of many of the girls that found refuge in Lidingo. In the course of telling the story of Lidingo, Mrs. Mantel also details the histories of many of the girls, including the heart-wrenching details of what they had to endure during the war - and how they managed to survive. While attending the school, these young women lived in a family environment and had their health needs taken care of, as well as their educational and spiritual needs. There they learned their alef-beth, studied the Tanach, and recovered their health. Most of the young women who found a home in Lidingö eventually emigrated to Israel, established Torah observant households, and are now proud grandmothers.
This book is important as a historical account, not only of the efforts that were undertaken, in Sweden and at the Lidingö school, to rehabilitate the remnants of European Jewry but also as a history of the lives the young women led before and during the Holocaust. It is also a phenomenally uplifting book. The spiritual components of their education, and the love and support they received there, helped to ensure that the 120 young women who found a home in Lidingö were allowed to complete their 'growing up' in the most nurturing environment possible and to find a foundation, based on the precepts of the Torah, upon which they could build solid and productive lives.
Numerous, Lidingö-grils left Sweden on January 24, 1947 on Hagahah ship, S/S Ulua heading Eretz Israel.