|
Zarząd miasta wyzyskał tę sposobność, aby urzeczywistnić dawny plan: postanowił pokryć asfaltem główną ulicę Judy Machabeusza, ciągnącą się od linii kolejowej aż do brzegu morskiego. Przystąpili więc nowoprzybyli do budowy asfaltowej szosy. Sprowadzono duże głazy, rozbijano je na drobny szutr, którym posypywano ulicę. Potem ciężkimi walcami prasowano i wygładzano szosę. Na gładko ubity szutr sypano warstwę piasku, którą z kolei polewano płynnym asfaltem. Powstała lśniąca, równa szosa, wygodna dla pieszych, wozów i automobilów. Chalucowie przy budowie szosy pracowali na trzy zmiany. W dzień — pod gorącymi promieniami słońca, nocą zaś — przy świetle latarni i pochodni. |
Szukałem dzisiaj informacji o tym jak powstała Biblioteka Palestyńska Dla Dzieci. Wiadomo że to współpraca Keren Kajemet, Naszego i Małego Przeglądu i Judaica. Prawdopodobnie od roku 1937 do 1939 ukazało się 11 krótkich, 32-stronicowych tomików. Dwa z nich autorstwa Janusza Korczaka. 9-ty tomik to "Trzy wyprawy Herszka", nakł. "Keren Kajemet Leisrael" i wyd. "Judaica", Warszawa [1939]. Z 11-tu wydanych tomików 8 stanowi na pewno przekłady z hebrajskiego. Nie jest pewne czy biografia Herzla pt. Beniamin Zeew Herzl (nr 7 w serii), której autorem jest A. Michaeli, czy to jest tłumaczenie czy tekst napisany po polsku. |
Opowiadanie Tajemniczy Rycerz jest dedykowane Meirowi Dizengof, pierwszemu burnistrzowi Tel Avivu. |
Szybko, po wszystkich krajach żydowskiego rozproszenia, rozeszła się wieść o mieście, budującym się nad brzegami morza. Młodzież żydowska na Ukrainie, na Litwie i w Polsce przerywała naukę w gimnazjach i na uniwersytetach, w jeszybotach i beth-hamidraszach, i spieszyła na pomoc swym braciom palestyńskim. A gdy młodzieńcy żydowscy przybywali do Palestyny z dalekich krajów rozproszenia, szybko przebierali się w proste płócienne stroje, uczyli się pracować młotem i kielnią i szli do pracy na budowach. W krótkim czasie stawali się cieślami i stolarzami, murarzami i malarzami.
Tak im spieszno było do pracy! Więc zbudowano miasto Jibneam (Kmienie Narodu) siłami żydowskimi, a obca ręka nie tknęła budowy. Ze szczytów rusztowań płynęła pieśń żydowskiego robotnika:
Ja chaj li, li amalil
Ja chaj li, li amali!
Przed końcem lata powstały już dwie pierwsze ulice miasta Jibneam.
To on! To on! Zaprawdę, to ów tajemniczy rycerz!
Rycerz osadził konia przed gromadą. Turban osunął mu się na tył głowy, a twarz jego promieniowała jasnym blaskiem; bystrym spojrzeniem wodził po tłumie, jakby kogoś szukał; dziwnym językiem,
na wpół hebrajskim, na wpół aramejskim, zapytał:
— Czy ucho naprawdę słyszało dźwięk rogu?
— Tak, rycerzu — odrzekł naczelnik gminy,
który wysunął się na czoło gromady.
— Czy jest to naprawdę głos mesjaszowego
rogu? A który z pośród was jest Synem Dawido
wym? — pytał drżącym głosem.
Naczelnik gminy odparł:
— Nie, mój rycerzu! Mesjasz jeszcze nie przy
szedł i nie ma wśród nas Syna Dawida. Jesteśmy tyl
ko prostymi Żydami; powróciliśmy z wygnania
i przybyliśmy tu, aby zbudować nowe miasto na
stepie, nad brzegiem Wielkiego Morza. Dęliśmy w
róg, celem uczczenia uroczystego dnia. Wszak dziś
jest pierwszy dzień miesiąca elul.
— Pierwszy dzień miesiąca elul? — szepnął
w zamyśleniu rycerz — a ja przez długie lata za
pomniałem nawet rachuby czasu. Znieważałem
Rycerz zeskoczył z siodła.
Bratem waszym jestem, krwią z krwi waszej i ciałem
z ciała waszego. Zbawienia Izraela wyczekuję na równi
z wami i marzę o odbudowie zniszczonego kraju.
Niechaj Bóg broni, bym miał wam
być przeszkodą w waszej pracy!
Nowoprzybyli Żydzi zbudowali też w nowym
mieście wiele fabryk i zakładów przemysłowych,
wyrabiających różne produkty, potrzebne ludności;
w przedsiębiorstwach znalazło pracę wielu rzemieśl
ników i robotników. Wybudowano też w mieście
wspaniałe szkoły i synagogi, szpitale i przytułki dla
starców. Zdrowe i opalone dzieci bawią się na uli
cach. Miasto rośnie i rozwija się — a oko Boże
czuwa nad nim.
Z pośród Żydów, którzy przybywają do kraju,
większość stanowią członkowie organizacji „Hecha-
luc“. Doborowi to i odważni młodzieńcy! Młode to
i dzielne dziewczęta! Wszyscy są silni, łatwo przy
zwyczajają się do życia wiejskiego i miejskiego.
Nie ma takiej pracy, nowej i trudnej, której by nie
sprostali!
Z końcem roku 5681 (1920) zawinął do portu
jibneamskiego olbrzymi statek, na którym przybyło dwa
tysiące chaluców, chłopców i dziewcząt. Członkowie
rady miejskiej byli w kłopocie, gdyż nie wiedzieli
gdzie pomieścić tak wielką ilość nowoprzybyłych.
Również chwilowo pracy nie było dla tak wielu przy
byszów. Obawiano się więc bezrobocia, głodu i nę
dzy. Zebrała się przeto starszyzna jibneamska na
naradę i uchwaliła nałożyć podatek na wszystkich
zamożniejszych mieszkańców miasta. Zebrane pie
niądze zużytkowano na budowę wielkiego obozu, za
miastem, nad brzegiem morza; w białych, płócien
nych namiotach ustawiono łóżka, stoły i krzesła.
Zarząd miasta wyzyskał tę sposobność, aby
urzeczywistnić dawny plan: postanowił pokryć asfal
tem główną ulicę Judy Machabeusza, ciągnącą się
od linii kolejowej aż do brzegu morskiego. Przystą
pili więc nowoprzybyli do budowy asfaltowej szosy.
Sprowadzono duże głazy, rozbijano je na drobny
szutr, którym posypywano ulicę. Potem ciężkimi
walcami prasowano i wygładzano szosę. Na gładko
ubity szutr sypano warstwę piasku, którą z kolei
polewano płynnym asfaltem.
Powstała lśniąca, równa szosa, wygodna dla pieszych,
wozów i automobilów.
Chalucowie przy budowie szosy pracowali na
trzy zmiany. W dzień — pod gorącymi promieniami
słońca, nocą zaś — przy świetle latarni i pochodni.
Miasto napełniło się wesołym zgiełkiem, a śpiewy
i wesołość po ulicach panowały przez całą dobę.
Po upływie kilku tygodni ukończono budowę
szosy. Cały kraj podziwiał chaluców, którzy w tak
krótkim okresie czasu dokonali dzieła, wymagające
go wielu miesięcy pracy. Wiele mówiono wówczas
o pilności i sprawności chaluców.
W dolinie Jezreel osuszali bagno dzielni chalu
cowie, oczyszczali z kamieni stoki gór, budowali
szosy i mościli drogi, kopali rowy, wytępili dzikie
zwierzęta. Zwyciężyli malarję. Po tym — budowali
domy, stajnie i obory dla bydła, zakładali wsie i o-
sady, orali ziemię, siali pszenicę i jęczmień, sadzili
drzewa owocowe i winnice. Żydzi z podniesioną dum
nie głową przemierzali dolinę Jezreel! Lata mijały.
Młodzieńcy pożenili się. Nowe pokolenie przyszło na
świat. Szczęście zapanowało w dolinie Jezreel.
Wiedzieli jednak wszyscy mieszkańcy Ziemi
Izraelickiej, że wśród chaluców, którzy osiedlili się
w dolinie Jezreel znajduje się tajemniczy rycerz.....
Książki Biblioteki Palestyńskiej dla Dzieci (wydawane nakładem Keren Kajemet Leisrael), można było kupić zarówno w administracji Naszego Przeglądu przy ulicy Nowolipki 7 w Warszawie jak i administracji "Okienka na świat" w Krakowie, Al. Słowackiego 52.
Administracja "Okienka na świat" w Krakowie chcąc umożliwić swoim czytelnikom
"nabycie dobrych książek po niezwykle niskiej cenie, sprowadziła następujące tomiki:
W tej serii wydawniczej Keren Kajemet Leisrael:
1. C. Kletzel— Robert wśród Beduinów
2. I. Halperin—Tajemniczy rycerz
3. J. Fichman — Dziwy na lądzie i morzu
4. M. Charizman — Opowieść o pasterzu arabskim
5. J. Korczak — Ludzie są dobrzy
6. M. Zinger — Dilban wielkolud
7. M. Michaeli — Beniamin Zeew Herzl.
8. C. Kletzel— Kolumb Tel-Awiwu
9-ty tomik Trzy wyprawy Herszka. Janusz Korczak.
10-ty tomik Ukryty skarb. (Z opowieści chaluca w Emeku). Gawrieli Nachum. tłum. Maurycy Szymel.
11-ty tomik. Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali tłum. Maurycy Szymel.
Każdy tomik kosztuje 20-gr. Za przesyłkę dolicza się porto: 10 gr od l-ego,
15 gr od 2-ch, 25 gr od 3-ch do 5 ciu,
50 gr od 6-8-u. Cały komplet z wysyłką
2 zł 10 gr. Do nabycia w Administracji
«Okienka na świat», Kraków, Al. Słowackiego 52.
|
5-ty tomik to Ludzie sa dobrzy, nakł. "Keren Kajemet Leisrael" i wyd. "Judaica", Warszawa [1937].
|
|
9-ty tomik to Trzy wyprawy Herszka, nakł. "Keren Kajemet Leisrael" i wyd. "Judaica", Warszawa [1939]. |
"Ludzie są dobrzy” to opowieść Korczaka wydana w 1938. Historia emigracji żydowskiej z Polski do Eretz Israel opowiedziana z perspektywy małej dziewczynki która po śmierci ojca razem z matką jedzie do Palestyny. Droga ta jest dobrze znana Korczakowi który dwukrotnie (1934 i 1936) odbył ta drogę pociągiem i statkiem.
Mama szyje, pierze, gotuje, a ojciec leży w łóżku. Ojciec chory, a mama nie ma czasu.
— Powiedz, tatusiu, jak tam jest. Ale od początku.
— Tyle razy mówiłem.
— Ale chcę jeszcze raz.
— Ano dobrze. Więc siadamy na okręt¹.
— Nie. Że dostałeś certyfikat². Bo nie rozumiem, co to jest. Co to jest port? Co
to jest kajuta? Dlaczego woła się tam na ciebie: Aba? Co to jest morze? Dlaczego po
hebrajsku „dzień dobry” mówi się — szalom — i „do widzenia” — szalom? Jeżeli ktoś
ma umierać, czy też mówi: „szalom”?
Była mała, ale pamięta. Już taka jest.
Pamięta, że ojciec zakasłał, mama prędko wyszła z pokoju.
— Pojedziemy koleją.
— Będę siedziała przy oknie.
— No tak. Potem będziesz zmęczona. Mama położy na ławce palto, wyjmie z walizki
poduszkę.
— Nieprawda. Mama pościel zapakuje osobno, bo do walizki nie zmieści się. I ja nie
będę zmęczona. Nie będę spała.
— To nie. Potem okręt.
— Na okręcie są pomarańcze? Będziesz tam sadził drzewa? Będziesz zdrów?
— No tak. Zobacz, gdzie jest mama. Poproś, żeby nie płakała.
— Skąd wiesz, że mama płacze?
Zesunęła się z łóżka na podłogę.
10-ty tomik Ukryty skarb. (Z opowieści chaluca w Emeku). Gawrieli Nachum. tłum. Maurycy Szymel.
|
10-ty tomik Ukryty skarb. (Z opowieści chaluca w Emeku). Gawrieli Nachum. tłum. Maurycy Szymel. |
Pamiętam jeszcze dokładnie to moje przybycie
do kwucy. Był wieczór. Wielką dolinę zaległy pierw
sze cienie, chłodny wiatr owiewał pola, a z chałup
felachów wił się dym. Na horyzoncie przemykał na
koniu jakiś jeździec czarno odziany, a patrzącemu
z daleka; wydawało się, jakby jeździec ów, stojąc na
koniu, unosił się w powietrzu. Małe lepianki, do któ
rych zbliżaliśmy się z każdą chwilą coraz bardziej,
mrugały do nas światełkami, jakby wołały: „Bywaj
cie! Pokój z wami!“
I rzecz dziwna; choć jeszcze (nie zakosztowałem
snu w domu, pokrytym czerwonym dachem i choć
nie widziałem jego wnętrza, czułem już, że dotarłem
do mojego domu. I dobrze było w owej chacie
mnie, chłopcu, który od dawna już nie pamiętał swo
jego domu.
A jednak, gdy zasiadłem do wieczerzy
czułem, że nie do zwykłego domu przybyłem. Przy
stole siedzieli ludzie, dla których miałbym dużo
uczucia i podziwu, nawet, gdyby mi o nich Tanchum
nie był przed tym opowiadał. Już same ich twarze
mówiły mi o nich i o ich życiu. Mężczyźni i nieliczne
kobiety siedzieli przy stole, milcząc prawie, Z tych
kilku słów, które padły przy wieczerzy, mogłem się
od razu domyśleć, że mam przed sobą szomrów ży
dowskich.
Nigdy nie zapomnę tego pierwszego wieczoru w
kwucy szomrowej, przy skąpym świetle lampki. Od
bywał się wtedy przydział pracy na dzień jutrzejszy.
Jakże dumny byłem, gdy wśród znanych, czczonych
i drogich mi imion, usłyszałem także i moje imię.
Poczułem, że urosłem i, że stałem się członkiem bar-
dzo poważanej rodziny. Miałem ogromną chęć wszyst
ko przezwyciężyć i wszystkiemu podołać. I nie po-
zostałem w tyle. Ba, pod niektórymi względami wy-
przedziłem ich dość znacznie. Oto pęcznieje fasola.
Ziarna jej wyschły już i przybrały kolor płowy. Lu-
dzie wyszli, by zrywać fasolę. Kto jest pierwszy w
szeregach wyrywaczy? Kto zrobił największą wy
rwę w krzewach? Ja, Towja! Śmiałem się ukradkiem
ze starszych, którzy poruszali się, jak żółwie. Kto
wyplenił trzy grzędy pomidorów, podczas gdy inni
pocili się przy jednej grzędzie? Kto jest najspraw-
niejszym przy pługu? Ja, Towja.
11-ty, ostatni tomik.
Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali, tłum. Maurycy Szymel.
|
11-ty, ostatni tomik. Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali, tłum. Maurycy Szymel.
|
|
11-ty, ostatni tomik. Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali, tłum. Maurycy Szymel. |
|
11-ty, ostatni tomik. Pierwsze walki w Palestynie. A. Smali tłum. Maurycy Szymel. |