IN PREPARATION
Tak, to prawda. Chanuka była obchodzona w Domu Sierot. |
Tak to prawda. Korczak mówił o choince i Gwiazdce w Polskim Radiu. |
Tak to prawda. Korczak mówił o choince i Gwiazdce w Polskim Radiu.
Wegetatywnie choinka zaczęła się na dobre mnożyć w książce Marka Jaworskiego, pt. „Janusz Korczak” (Interpress 1973). Autor na stronie 125-126 cytuje gorliwie artykuł Niewiadomskiego. |
Wegetatywnie choinka zaczęła się na dobre mnożyć w książce Marka Jaworskiego, pt. „Janusz Korczak” (Interpress 1973). Autor na stronie 125-126 cytuje gorliwie artykuł Niewiadomskiego. |
Choinka zakwitła u Teodora Niewiadomskiego, Teodor Niewiadomski, Z pomocą dla warszawskiego getta (Kultura nr 161, 21.04.1968). Kilka tygodni po tym sławnym, niesławnym Marcu 1968. Tak, to wtedy zaczęła choinka kiełkować i rosnąć. To chyba nie przypadek!
Wegetatywnie jednak zaczęła na dobre mnożyć w książce Marka Jaworskiego, pt. „Janusz Korczak” (Interpress 1973). Autor na stronie 125-126 cytuje gorliwie artykuł Niewiadomskiego.
Co do tuneli w Getcie Warszawskim to jest opisany tylko jeden.
Jan i Feiner weszli do bramy kamienicy przy Muranowskiej 6, po "aryjskiej" stronie muru getta. Przywitał ich tam dozorca, występujący pod imieniem "Staszek", i poprowadził do piwnicy. Tam czekał na nich dwudziestojednoletni "Dudek" Landau z żydowskiej konspiracji. Niewiele wiedział o misji Jana; jego przełożony powiedział mu jedynie, że pojawi się bardzo ważna osoba i że jego zadaniem jest ochrona konspiracyjnego tunelu, którym Polak ma dostać z getta. Tunel wykopały dzieci z getta pod kontrolą Żydowskiego Związku Wojskowego. Tunel ten zaczynał się pod kamienicą stojącą na terenie getta, przechodził pod murem, który biegł przez środek ulicy Muranowskiej, i kończył się w piwnicy po drugiej stronie. Landau poprowadził Jana i Feinera tunelem, który liczył około czterdziestu metrów długości i miał niewiele więcej niż metr wysokości. Posuwali się na czworakach w absolutnej ciszy, którą na chwilę przerwało zduszone przekleństwo Jana, gdy uderzył głową o wystającą rurę.
W piwnicy po drugiej stronie Muranowskiej Feiner i Jan przebrali się w zniszczone ubrania z naszytą Gwiazdą Dawida na ramionach. W tym przebraniu wyszli na ulice getta.
Jan i Feiner weszli do bramy kamienicy przy Muranowskiej 6, po "aryjskiej" stronie muru getta. Przywitał ich tam dozorca, występujący pod imieniem "Staszek", i poprowadził do piwnicy. Tam czekał na nich dwudziestojednoletni "Dudek" Landau z żydowskiej konspiracji. Niewiele wiedział o misji Jana; jego przełożony powiedział mu jedynie, że pojawi się bardzo ważna osoba i że jego zadaniem jest ochrona konspiracyjnego tunelu, którym Polak ma dostać z getta. Tunel wykopały dzieci z getta pod kontrolą Żydowskiego Związku Wojskowego. Tunel ten zaczynał się pod kamienicą stojącą na terenie getta, przechodził pod murem, który biegł przez środek ulicy Muranowskiej, i kończył się w piwnicy po drugiej stronie. Landau poprowadził Jana i Feinera tunelem, który liczył około czterdziestu metrów długości i miał niewiele więcej niż metr wysokości. Posuwali się na czworakach w absolutnej ciszy, którą na chwilę przerwało zduszone przekleństwo Jana, gdy uderzył głową o wystającą rurę.
W piwnicy po drugiej stronie Muranowskiej Feiner i Jan przebrali się w zniszczone ubrania z naszytą Gwiazdą Dawida na ramionach. W tym przebraniu wyszli na ulice getta.
Fragment książki: E. Thomas Wood, Stanisław M. Jankowski, Karski - Opowieść o emisariuszu, przekład: Jan Piekło, Piotr Pieńkowski, Kraków-Oświęcim 1996, Wydawnictwo Baran i Suszczyński, Państwowe Muzeum Oświęcim-Brzezinka, wydanie I, s. 143-147.
Uznać wszakże trzeba to niezaprzeczalne prawo pisarzy: fakty stają się dla nich inspiracją twórczego zamysłu. Fikcja literacka nie przekreśla utworu, mimo że u kogoś wywołuje zdziwienie czy wręcz niesmak. Daleko większe natomiast wymagania stawiam komentatorom życia i dzieła Starego Doktora. Chyba mamy prawo żądać od nich pełnej odpowiedzialności, zwłaszcza za drukowane słowo, bo ich relacje i racje, przekazywane są współczesności, młodemu pokoleniu i potomnym.
Littera scripta manet - Napisane listy pozostają.
Tak napisał mój ojciec, Michał Wasserman Wróblewski, czytając pomarcowe "dzieła o Korczaku" i o tej choince której nigdy nie było.Smród wokół Polski po antysemickiej kampanii w latach 60-tych i po Marcu 1968 roku trwał "na zachodzie" przez wiele lat. W tym okresie miały polskie agencje prasowe duże trudności z zamieszczaniem materiałów agencyjnych w zachodniej prasie. Zdaniem przedstawiciela zagranicznego w Sztokholmie spowodowane one były „wzmożoną kampanią antypolską, naprzód policyjną, a następnie prowadzoną przez większość środków masowego przekazu w Szwecji”. Interpress w Skandynawii reprezentowali: red. Rudolf Hoffman, od 1 sierpnia 1979 red. Kazimierz Bilanow; a następnie od 1 kwietnia 1980 red. Maciej Górski. W okresie Marca-68 kierował Interpressem Janusz Kolczyński w latach 1967-1971, a potem kierowali kolejno: Janusz Moszczeński 1971-1976 a następnie Mirosław Wojciechowski— do roku 1983 a potem chyba Bierut.
Interpress który działał od 1967 stał się gigantem medialnym i wydawniczym. W latach 1971-1978 nakładem wydawnictwa „Interpress” ukazało się ponad 660 tytułów o nakładzie blisko 8 min egzemplarzy.
Do odświeżenia powietrza, próby wywietrzenia smrodu znów sięgniento m.in. po Starego Doktora. Nowe książki, nowe przedruki nowe tłumaczenia. W kreowaniu pozytywnego wizerunku Polski za granicą służyć miały także wystawy informacyjno-propagandowe, przygotowywane przez Interpress. Najważniejszymi ich odbiorcami były Ambasady PRL i Instytuty Kultury Polskiej.
Wystawy. obejmowały m.in. następujące tytuły:
- Tradycje polskiego ruchu robotniczego — 15 egz., 6 wersji językowych
- Jak kochać dziecko? — Janusz Korczak — 9 egz., 4 wersje językowe
- Kolorowy świat w polskiej książce dziecięcej — 10 egz., 4 wersje językowe.
Główne zadanie Interpressu zostało określone jako kształtowanie pozytywnego wizerunku Polski Ludowej w zagranicznych środkach masowego przekazu oraz przeciwdziałanie dezinformacji dotyczącej naszego kraju. Polska Agencja „Interpress” (PAI lub Interpress) funkcjonująca w latach 1967-1990 stanowiła element oficjalnej propagandy zagranicznej PRL. Utworzenie Intrepressu nieprzypadkowo zbiegło się w czasie z uchwałami VIII Plenum KC PZPR (16-17 maja 1967 roku), zmierzającymi do zintensyfikowania walki ideologicznej z Zachodem i polskimi ośrodkami emigracyjnymi. Powyższy opis ważny jest do opisania warunków w jakich powstało wiele ksiazek wydanych przez Interpress.
Agencja Interpress zorganizowała 29 lutego 1968 r konferencję prasową poświęconą inscenizacji Dziadów Mickiewicza by wytłumaczyc "Zachodowi" zdanie polskiego rządu i partii. 8 marca kulminowały protesty marcowe.
Marek Jaworski to do 1970 roku autor książek z dziedziny sztuki: W kręgu Kenara (1968), Sztuka wokół nas (1970). Nie wiadomo, a własciwie wiadomo, dlaczego wziął się po Marcu 1968 za biografistyki pisane i wydane w wydawnictwie Interpress: m.in. Tadeusz Kotarbiński (1971), Janusz Korczak (1973), Ludwik Hirszfeld (1977).
Po Jaworskim "zaskoczyli" inni z pełnymi cytatami albo z cytowaniem cytatu. Zrobiła się prawdziwa wrzawa. Z igły widły. I nagle mówi się o obchodzeniu Świąt Bożego Narodzenia w Domu Sierot! To oczywista i szkodliwa bzdura, tak samo jak opowieści o "przemarszu ze śpiewem i zielonym sztandarem na Umszlag"!!!!
Artykuł Teodora Niewiadomskiego oraz historia z choinką i rzekomą Gwiazdką u Korczaka są dalej eksploatowane, m.in. w książce Mariana Apfelbauma Dwa sztandary. O tej publikacji wypowiada sie historyk z UJ, Tomasz Gąsowski:
Nie jest to praca ściśle naukowa, rygorystycznie przestrzegająca wszystkich reguł warsztatu historycznego. Dlatego też pojawiają się w niej wypowiedzi, opinie czy relacje, wobec których autor nie wykazał należytego krytycyzmu, co rzutować może na niektóre z jego ostatecznych konkluzji.
Krzywe zwierciadła są niegroźne w Wesołym Miasteczku. Gorzej, kiedy służą zniekształceniu prawdy historycznej w publikacjach naukowych czy pseudonaukowych, które czytelnik przyjmuje bezkrytycznie. Cytaty - powtarzane, niezweryfikowane słowa - mają moc plotki, która zatacza kolejne kręgi.
"Krzywe zwierciadło" zmienia się często w "Głuchy telefon". A nieszkodliwa zabawa dziecięca w irytujące utrwalanie półprawd i przeinaczonych faktów. W grze w "głuchym telefon" wiadomość jest stopniowo zniekształcana, jej brzmienie przeinaczane. Na końcu otrzymujemy komunikat całkowicie odmienny od pierwotnego. Dla mnie historia choinki i rzekomego obchodzenia chrześcijańskich świąt w Domu Sierot Janusza Korczaka to typowy komunikat z takowego "głuchego telefonu”.
Niestety, tylko kilka osób z prawdziwego (!) kręgu korczakowskiego sprzeciwiało sie publikacji fałszywych relacji i faktów. Leon Glatenberg [Harari], którego spotkałem dwukrotnie w kibucu Maale Hachamisha pod Jerozolimą, kolega Kazimierza Dębnickiego z okresu „Małego Przeglądu”, napisał o "nowej produkcji faktów na temat Korczaka i swoich rozmów z Korczakiem":
A wiec po latach milczenia nagłe olśnienie! Odtworzyć dla potomności rozmowy, jakich nie było.
Podobnie skrytykował Dębnickiego w polskim tygodniku ‘Polityka” (Polityka /nr 38, 21 września 1985) K. Koźnicki:
Mało wiarygodnie brzmią cytowane, po pół wieku z górą... fragmenty rozmów Korczaka z młodym Dębnickim.
Po Jaworskim "zaskoczyli" inni z pełnymi cytatami albo z cytowaniem cytatu. Zrobiła się prawdziwa wrzawa. Z igły widły. I nagle mówi się o obchodzeniu Świąt Bożego Narodzenia w Domu Sierot! To oczywista i szkodliwa bzdura, tak samo jak opowieści o "przemarszu ze śpiewem i zielonym sztandarem na Umszlag"!!!!
Artykuł Teodora Niewiadomskiego oraz historia z choinką i rzekomą Gwiazdką u Korczaka są dalej eksploatowane, m.in. w książce Mariana Apfelbauma Dwa sztandary. O tej publikacji wypowiada sie historyk z UJ, Tomasz Gąsowski:
Nie jest to praca ściśle naukowa, rygorystycznie przestrzegająca wszystkich reguł warsztatu historycznego. Dlatego też pojawiają się w niej wypowiedzi, opinie czy relacje, wobec których autor nie wykazał należytego krytycyzmu, co rzutować może na niektóre z jego ostatecznych konkluzji.
Krzywe zwierciadła są niegroźne w Wesołym Miasteczku. Gorzej, kiedy służą zniekształceniu prawdy historycznej w publikacjach naukowych czy pseudonaukowych, które czytelnik przyjmuje bezkrytycznie. Cytaty - powtarzane, niezweryfikowane słowa - mają moc plotki, która zatacza kolejne kręgi.
"Krzywe zwierciadło" zmienia się często w "Głuchy telefon". A nieszkodliwa zabawa dziecięca w irytujące utrwalanie półprawd i przeinaczonych faktów. W grze w "głuchym telefon" wiadomość jest stopniowo zniekształcana, jej brzmienie przeinaczane. Na końcu otrzymujemy komunikat całkowicie odmienny od pierwotnego. Dla mnie historia choinki i rzekomego obchodzenia chrześcijańskich świąt w Domu Sierot Janusza Korczaka to typowy komunikat z takowego "głuchego telefonu”.
Leon Glatenberg - Harari skrytykował Dębnickiego: A wiec po latach milczenia nagłe olśnienie! Odtworzyć dla potomności rozmowy, jakich nie było. |
Niestety, tylko kilka osób z prawdziwego (!) kręgu korczakowskiego sprzeciwiało sie publikacji fałszywych relacji i faktów. Leon Glatenberg [Harari], którego spotkałem dwukrotnie w kibucu Maale Hachamisha pod Jerozolimą, kolega Kazimierza Dębnickiego z okresu „Małego Przeglądu”, napisał o "nowej produkcji faktów na temat Korczaka i swoich rozmów z Korczakiem":
A wiec po latach milczenia nagłe olśnienie! Odtworzyć dla potomności rozmowy, jakich nie było.
Podobnie skrytykował Dębnickiego w polskim tygodniku ‘Polityka” (Polityka /nr 38, 21 września 1985) K. Koźnicki:
Mało wiarygodnie brzmią cytowane, po pół wieku z górą... fragmenty rozmów Korczaka z młodym Dębnickim.
Inne przekłamania na temat Doktora zawiera artykuł Edwarda Poznańskiego pt. Korczak był zwolennikiem kary cielesnej...” w londyńskich emigracyjnych Wiadomościach (18 listopada 1973 r).
Z londyńskiego wydawnictwa pochodzi również wydana w 1981 roku książka Tamary Karren Kim był ten człowiek. I ta publikacja zawiera sporą dozę nieścisłości...
Na dowód istnienia głuchych telefonów cytuję tekst przemówíenia radiowego Ojca Korneliana Dende z Buffalo. Na dowód również, jak "choinka rosła". Od fikcji do anegdoty…Z londyńskiego wydawnictwa pochodzi również wydana w 1981 roku książka Tamary Karren Kim był ten człowiek. I ta publikacja zawiera sporą dozę nieścisłości...
Ojciec Dende przeczytał prawdopodobnie książkę Mariana Apfelbauma Two flags: return to the Warsaw Ghetto. W tej pracy Apfelbaum "rozwija dalej" historię opublikowaną przez Teodora Niewiadomskiego w Kulturze w 1968 roku (tak, w tym roku!)
Po szkodliwym i pseudonaukowym eksperymencie Aleksandra Lewina (socrealistyczna w formie i treści praca opublikowana przez wydawnictwo PZWS, 1953) nic już doprawdy nie dziwi. Lewin wykonał też karkołomną sztuczkę (królik z kapelusza) ze znikającym Korczakiem, którego przemienił w radzieckiego teoretyka pedagogiki Makarenkę. Układ luster Lewina odpowiadał ówczesnemu stalinowskiemu układowi politycznemu. Ku ubolewaniu mojego ojca który protegował Lewina w 1937 roku jako bursistę do Korczaka (obydwaj pochodzili z Pińska), Lewin nigdy wprost nie przeprosił za to haniebne „uśmiercenie Korczaka w latach 50-tych”. Ślad (mały) samokrytyki Lewina znajduje się w odnośniku do „Wprowadzenia” do pierwszego wydania „Pism Wybranych Janusza Korczaka”. Lewin pisze, -w czasie przeszłym-, "Mogę w tym miejscu odwołać się do moich własnych powodów, jakie wyznawałem” (zobacz w „Problemy Wychowania Kolektywnego”, PZWS, 1953). Aleksandra Lewina nazywali powszechnie korczakowcy "on" albo "profesor" - nikt mu nie przebaczył zdrady. Pisze o tym Jarosława Abramow, syn Pana Jerzego, Igora Newerlego w swojej książce „Lwy mojego podwórka”. Jego wspomnienia z okresu dzieciństwa, w które wpisana została II wojna światowa zawierają ciekawe obrazy z ostatnich kolonii w Goclawku jak również "Zapaście polskiego ruchu korczakowskiego po wojnie.
Joanna Olczak-Ronniker w swojej książce „Korczak. Próba biografii” daje wprost wyraz irytacji wobec stosunku Lewina do dokumentów, które mój ojciec Misza Wasserman Wróblewski zebrał z pokoju Korczaka wieczorem 5 sierpnia 1942 i przeniósł do Dużego Getta. Dokumenty dotarły na aryjską stronę, na Bielany i tam, w Naszym Domu co poniektóre, znikły.
Za Ronniker-Olczak cytuję Lewina Nie warto zagłębiać się nadmiernie w tego rodzaju detektywistyczne rozważania (SIC!).
Papiery i okulary Korczaka, które mój ojciec zgromadził i przeniósł do Dużego Getta, były przenoszone z "kwatery na kwaterę" w Dużym Getcie. |
Papiery i okulary Korczaka, które mój ojciec, Michał Wasserman Wróblewski, zgromadził do dwóch walizek i przeniósł do Dużego Getta, były przenoszone z "kwartery na kwarterę" w Dużym Getcie. Należało przenosić się z ulicy na ulicę, z mieszkania do mieszkania tak długo jak długo trwały tzw kotły i deportacje do Treblinki. Materiały udało się przeszmuglować z getta na stronę aryjską do Igora Newerlego i następnie zostały zamurowane w ścianie w Naszym Domu na Bielanach. Po wojnie jeden z pracowników skradł je, myśląc że uda mu się coś prywatnie na tym zyskać. Po śmierci tego człowieka, wdowa odnalazła dokumenty. Nie bardzo wiedziała co ma z nimi zrobić Zrozumiała, że jej mąż korczakowiec był złodziejem mienia pokorczakowskiego. Postanowiła oddać papiery w bardzo zawikłany sposób. Pokrętność jej działań polegała na oddaniu dokumentów w "najgłębszej tajemnicy” członkom izraelskiego komitetu korczakowskiego w Warszawie, którzy przyjechali na konferencję do Polski. Dopiero w Izraelu miały te cenne materiały korczakowskie zmartchwychstać!
I tak sie stało. 3 lata po śmierci złodzieja wydano: Janusz Korczak w getcie: nowe źródła (wstęp i redakcja naukowa Aleksander Lewin). Warszawa, Conn: Latona, 1992, s. 310.
Dla mnie dużym problemem jest fakt, że i Niewiadomski i Dębnicki mogli być autentycznymi świadkami, opisywanych przez siebie zdarzeń. Niewiadomski pracownik ZOM zajmowal się szmuglem do i z Getta, to jest udokumentowane (pózniej w szeregach AK) i Dębnicki (z AL) byli obydwoje, przed wojną w redakcji i pisywali w Małym Przeglądzie. Dlatego przeciętny czytelnik, a nawet badacz korczakowski bierze ich wywody za dobrą monetę. Tymczasem trzeba do nich podchodzić nader krytycznie.
Mój ojciec Michał Wasserman Wróblewski (Pan Misza) opisał to zjawisko w swoim referacie Janusz Korczak w krzywym zwierciadle - Janusz Korczak in Einen Krummen Spiegel. Było to jego wystąpienie na 3-cim Kolloquim Korczakowskim w Wuppertalu w 1986 roku. Jego referat zawiera krytyczną analizę nowych prac (po 1970) wspomnieniowych autorów i ich wspomnien typu: "Ja i Korczak"...
Wszystko, zdaniem mojego ojca, byłoby usprawiedliwione, gdyby prace te zaliczały się do beletrystyki, a nie gatunku non fiction (wspomnienie, biografia, reportaż).
Historia rzekomej Choinki i Bozego Narodzenia w Domu Sierot opisana jest w prasowym artykule poprzez Teodora Niewiadomskiego - który sobie "przypomniał" to zdarzenie po pół wieku. Potem ta sama anegdota przekazywana jest dalej i zaczyna żyć coraz bardziej intensywnym własnym życiem. Najpierw cytowana w książce poprzez Marka Jaworskiego, potem trafia do publikacji Kazimierza Dębnickiego. I żeby się tylko na tym skończyło…
Pałeczka polskiej sztafety została podana dalej!
Ksiądz Janusz Tarnowski w książce Janusz Korczak dzisiaj, polemizuje z Dębnickim. Rzekome rozmowy Dębnickiego z Korczakiem są dalej powielane przez nieświadomego przekłamań Tarnowskiego, który nie zdawał sobie chyba sprawy z efektu „głuchego telefonu”. Dialogi między Korczakiem i Dębnickim zostały podkolorowane, jeżeli nie konfabulowane…. W życiorysie Dębnickiego jest napisane, że w tym czasie należał do AL w Kieleckiem. Czy brał on urlopy z partyzantki na te częste rozmowy ze Starym Doktorem w Getcie Warszawskim? (ironia z mojej strony).
Studiuję od dawna, bardzo wnikliwie błędy merytoryczne zaznaczone w pracach o Korczaku przez moich rodziców. Błędy merytoryczne to błędy rzeczowe i logiczne. Nie są to błahe błędy.
W Korczak z bliska Dębnickiego, stronice książki usiane są "znakami redakcyjnymi" i zapiskami na marginesach mojego ojca - Wymysł, Bujda, Nie widziałem go ani razu!.
W Korczak z bliska Dębnickiego, stronice książki usiane są "znakami redakcyjnymi" i zapiskami na marginesach mojego ojca - Wymysł, Bujda, Nie widziałem go ani razu!.
Nie są to błahe błędy.
|
Nie są to błahe błędy. W Korczak z bliska Dębnickiego, stronice książki usiane są "znakami redakcyjnymi" i zapiskami na marginesach mojego ojca Wymysł, Bujda, Nie widziałem go ani razu! |
To, niestety, częste dopiski. Są również notatki i komentarze, potwierdzające fakty lub jakiś sposób rozumowania!
Błędy merytoryczne w pracach o Korczaku są niestety jak bakterie wirusy. Mutują się i szybko „przeszczepiają” gotowe do samodzielnego życia w kolejnych książkach i artykułach.
Czuję, że błędy merytoryczne bywają zazwyczaj efektem, tak zwanej „pamięci epizodycznej” *. A nie zawsze efektem złej woli piszącego. Pamięć ludzka jest fragmentaryczna, niedoskonała, wybiórcza. Bywa również, że pamięć nadinterpretuje fakty i dopowiada fikcję. Na coś trzeba winę zwalić, więc zwalę ją na ludzką pamięć!
Błędy merytoryczne w pracach o Korczaku są niestety jak bakterie wirusy. Mutują się i szybko „przeszczepiają” gotowe do samodzielnego życia w kolejnych książkach i artykułach.
Czuję, że błędy merytoryczne bywają zazwyczaj efektem, tak zwanej „pamięci epizodycznej” *. A nie zawsze efektem złej woli piszącego. Pamięć ludzka jest fragmentaryczna, niedoskonała, wybiórcza. Bywa również, że pamięć nadinterpretuje fakty i dopowiada fikcję. Na coś trzeba winę zwalić, więc zwalę ją na ludzką pamięć!
Dla mnie dużym problemem jest fakt, że i Niewiadomski i Dębnicki mogli być autentycznymi świadkami, opisywanych przez siebie zdarzeń. Niewiadomski pracownik ZOM zajmowal się szmuglem do i z Getta, to jest udokumentowane (pózniej w szeregach AK) i Dębnicki (z AL) byli obydwoje, przed wojną w redakcji i pisywali w Małym Przeglądzie. Dlatego przeciętny czytelnik, a nawet badacz korczakowski bierze ich wywody za dobrą monetę. Tymczasem trzeba do nich podchodzić nader krytycznie.
Mój ojciec Michał Wasserman Wróblewski (Pan Misza) opisał to zjawisko w swoim referacie Janusz Korczak w krzywym zwierciadle - Janusz Korczak in Einen Krummen Spiegel. Było to jego wystąpienie na 3-cim Kolloquim Korczakowskim w Wuppertalu w 1986 roku. Jego referat zawiera krytyczną analizę nowych prac (po 1970) wspomnieniowych autorów i ich wspomnien typu: "Ja i Korczak"...
Wszystko, zdaniem mojego ojca, byłoby usprawiedliwione, gdyby prace te zaliczały się do beletrystyki, a nie gatunku non fiction (wspomnienie, biografia, reportaż).
Historia rzekomej Choinki i Bozego Narodzenia w Domu Sierot opisana jest w prasowym artykule poprzez Teodora Niewiadomskiego - który sobie "przypomniał" to zdarzenie po pół wieku. Potem ta sama anegdota przekazywana jest dalej i zaczyna żyć coraz bardziej intensywnym własnym życiem. Najpierw cytowana w książce poprzez Marka Jaworskiego, potem trafia do publikacji Kazimierza Dębnickiego. I żeby się tylko na tym skończyło…
Pałeczka polskiej sztafety została podana dalej!
Ksiądz Janusz Tarnowski w książce Janusz Korczak dzisiaj, polemizuje z Dębnickim. Rzekome rozmowy Dębnickiego z Korczakiem są dalej powielane przez nieświadomego przekłamań Tarnowskiego, który nie zdawał sobie chyba sprawy z efektu „głuchego telefonu”. Dialogi między Korczakiem i Dębnickim zostały podkolorowane, jeżeli nie konfabulowane…. W życiorysie Dębnickiego jest napisane, że w tym czasie należał do AL w Kieleckiem. Czy brał on urlopy z partyzantki na te częste rozmowy ze Starym Doktorem w Getcie Warszawskim? (ironia z mojej strony).
Na stronie 99 swojej książki ksiądz Tarnowski pisze:
Obiecalismy sobie, Kazik i ja, rozmowę na temat religijności Starego Doktora.
Niestety śmierć Dębińskiego uniemożliwiła tę wymianę myśli. Czuje się w tych słowach rozgoryczenie Tarnowskiego, że razem z Kazikiem odeszła możliwość przedstawienia i opublikowania jeszcze niesfabrykowanych rozmów Kazika z Doktorem. I ich analiza!
Trzeba podkreślić również, że wiele osób uznało scenariusz Agnieszki Holland do filmu Andrzeja Wajdy Korczak za prawdziwą biografię Janusza Korczaka! Nawet zdjęcia aktora Pszoniaka są namiętnie publikowane jako zdjęcia Korczaka.
Obiecalismy sobie, Kazik i ja, rozmowę na temat religijności Starego Doktora.
Niestety śmierć Dębińskiego uniemożliwiła tę wymianę myśli. Czuje się w tych słowach rozgoryczenie Tarnowskiego, że razem z Kazikiem odeszła możliwość przedstawienia i opublikowania jeszcze niesfabrykowanych rozmów Kazika z Doktorem. I ich analiza!
Trzeba podkreślić również, że wiele osób uznało scenariusz Agnieszki Holland do filmu Andrzeja Wajdy Korczak za prawdziwą biografię Janusza Korczaka! Nawet zdjęcia aktora Pszoniaka są namiętnie publikowane jako zdjęcia Korczaka.
Pamiętaj, to nie Janusz Korczak to Wojciech Pszoniak, aktor z filmu Andrzeja Wajdy Korczak.
|