![]() |
| Barbara Szejnbaum - aktorka. |
Pamiętam tylko że w korespondencji Idy Merżan do mojego taty (Pana Miszy) Ida nigdy nie wymieniła ani imienia, nazwiska albo tytułu tzw. "profesora-bursisty"* uczestnika tego spotkania. Pisała zawsze w trzeciej osobie; "On przyszedł dzisiaj na zebranie".
Tekst poniżej z książki Jarosława Abramowa-Newerlyego. "Lwy mojego podwórka"! Nie znane mnie jest czy autor (J A-N) był na tym zebraniu czy to jest sprawozdanie jego mamy.
Chodziło o wybranie do zarządu Komitetu (Korczakowskiego) ludzi takich, by w razie nowych nacisków i zmiany kursu partii umieli się im oprzeć i nie doprowadzili znów do tego, co z Korczakiem jeszcze tak niedawno wyprawiano. Na zebraniu panowała atmosfera „kochajmy się". Na prezesa Komitetu jednomyślnie wybrano tatę (Igora Newerlego) i zaczęto zgłaszać kandydatury do nowego zarządu. Ktoś wstał i wysunął kandydaturę profesora-bursisty* (Aleksander Lewin). Tata spytał, czy się zgadza. Ten odparł, że jeśli się tylko na coś przyda, to oczywiście chętnie. Nikt nie zakwestionował jego kandydatury.
Mama (Basia Szejnbaum Abramow-Newerly) spojrzała na tatę, ale on w prezydium pochylił głowę i swoim zwyczajem, robiąc charakterystyczny ryjek, zadumany gryzmolił coś na kartce papieru. Mama znała go na tyle, że wiedziała, iż nic nie powie. I choć nie lubiła i nie umiała publicznie przemawiać - każde wystąpienie kosztowało ją mnóstwo zdrowia, z nerwów na szyi występowały jej czerwone plamy - podniosłą rękę w górę. Tata udzielił jej głosu.
Mama wstała i powiedziała tylko to jedno, pamiętne zdanie:Uważam, proszę kolegów, że pan profesor, który jeszcze do niedawna w swoich licznych wystąpieniach i artykułach tak zaciekle niszczył doktora Korczaka, nie ma moralnego prawa być w zarządzie naszego Komitetu.- I siadła. Zapadło głuche milczenie. Nikt nie wiedział, co powiedzieć.
I wtedy właśnie nie kto inny, a Teresa Osińska ** (Dobra, Dorka Brauner, podobnie jak Barbara Szejnbaum wychowanka i bursistka Domu Sierot), druga po mamie, zebrała głos i gorąco ją poparła. Jako zawodowa nauczycielka, umiała mówić, a ponieważ tak jak mama kochała Korczaka, powiedziała to z pasja i od serca. Sala przestała się tak kochać i zaczęła brać ich stronę. Profesor spostrzegł, że nie wszyscy zapomnieli o jego miłości do Makarenki, i urażonym tonem powiedział:- Skoro koleżanka Abramow uważa, że moja kandydatura jest niegodna Korczaka, to ja oczywiście wycofuję się. I dziękuję koledze, który mnie zgłosił, za zaufanie. - Tu ukłonił się godnie w stronę wnioskodawcy. Tamten bąknął, że szkoda, bo wiedza pedagogiczna pana profesora byłaby w zarządzie niezwykle cenna i użyteczna, ale nikt już go nie ciągnął do zarządu i ta kandydatura upadła. Zaraz po zebraniu obrażony demonstracyjnie wyszedł z sali.
Parę koleżanek o podobnie nieczystym sumieniu (wśród nich ta, co mówiła o „,słodkim Stalinie") zaczęto mamie wymawiać, że może niepotrzebnie obraziła profesora, bo przecież on się zmienił. Większość jednak gratulowała jej, ciesząc się, że ktoś mu wreszcie wygarnął tamto haniebne zachowanie. Hanka Mortkowicz-Olczakowa wycałowała mamę: - Dziękuję ci, Basiu, żeś mnie wyręczyła. Chciałam mu to powiedzieć, ale czekałam, że on sam będzie miał na tyle taktu, że zrezygnuje z kandydatury. A poza tym uznano by, że mszczę się na nim za jego recenzje o moim Korczaku. A tobie wypadało...
* Aleksander Lewin nie miał podczas tego spotkania tytułu profesora. Możliwe że tylko go nazywali "profesorem-bursistą".
** Dobra (Dorka) Brauner (1905–1965) była wychowanką a następnie wychowawczynią, bursistką Domu Sierot Janusza Korczaka. Osierocona w wieku trzech lat, trafiła do domu dziecka w Łodzi, skąd pochodziła jej rodzina. Stefania Wilczyńska zabrała ją do Warszawy. Lata II wojny światowej przetrwała pod nazwiskiem Teodora Teresa Osińska, pod którym pozostała po jej zakończeniu.



