Sunday, December 10, 2023

Korczak: Jesteśmy zadowoleni. Nie myślimy o tych którym zabrano... - Zło konieczne.



Janusz Korczak – w ramach przygotowywania materiałów do cotygodniowej gazetki dla mieszkańców sierocińca na Siennej 16 – opisał jeden ze swoich snów i swoisty "wstyd" przyjmowania paczek których pierwotnych adresatów już nie ma w Getcie, prawdopodobnie którzy już nie żyją.

Janusz Korczak – w ramach przygotowywania materiałów do cotygodniowej gazetki dla mieszkańców sierocińca na Siennej 16 – opisał jeden ze swoich snów i swoisty "wstyd" przyjmowania paczek których pierwotnych adresatów już nie ma w Getcie, prawdopodobnie którzy już nie żyją.

Poczta w Getcie Warszawskim stanowiła jeden z kanałów i importu i eksportu towarów. Z getta wysyłano na stronę aryjską pieniądze i towary przemysłowe. Jednocześnie żywność i inne surowce przysyłano ze strony aryjskiej. Listy z Getta warszawskiego były po cenzurze wysyłane do adresatów w wielu krajach jak również na obszarze Trzeciej Rzeszy. Znane są listy Korczaka i wychowanków wysyłane z getta.

Do getta przychodziła znaczna ilość paczek zagranicznych, pisze o tym Korczak w swoim Pamiętniku.
W "Dwa sny moje dziwne"*: opisuje sen o locie nad nieznanym krajem i o jedzeniu, sen o Indiach i spotkaniu z Rabindranathem Tagore. Z nieznanego kraju dobry człowiek chciał wysłać jego dzieciom żywnościową paczkę, w Indiach wielki pisarz dał mu książkę o poczcie dla swojej uczennicy - panny Esterki. Oba sny się sprawdziły: z Kopenhagi przyszła do sierocińca paczka z serem, kiełbasą i marmoladą, a panna Esterka wystawiła "Pocztę" na święto Pesach.

Paczki z krajów zachodnich pochodziły na ogół ze Szwecji, Holandii, Rumunii, Szwajcarii. Paczki z USA wysyłano do gett w okupowanej Polsce za pośrednictwem firm portugalskich. Paczki przychodziły na tzw. prywatne adresy od prywatnych nadawców.

Z wiadomych względów wiele paczek do getta nigdy nie docierało do swoich adresatów. Te własnie paczki oddawano z poczty getcie do internatów, m.in. do Domu Sierot Korczaka którego z jednej strony gnębi przyjmowanie takich paczek ale wie ze to jest tzw. zło konieczne.

Paczki do getta nadchodziły jeszcze przez kilka miesięcy po Wielkiej Akcji w 1942 roku podczas której zamordowano większość mieszkańców getta.

Korczak i Wilczyńska walczyli o przydziały żywności i opału. Ta walka to m.in. konflikty z Centosem Centos - Związek Towarzystw Opieki nad Dziećmi i Sierotami Żydowskimi) gdzie Korczak uważał że ta organizacja faworyzuje własne internaty i domy sierot. O konfliktach świadczy fragment zapisków Korczaka z lutego 1942, zaczynający się od słów: Pięć pospolitych sposobów unieruchomienia niedogodnych postaci.

W lutym 1941 r. pod opieką Centosu w Warszawie pozostawało ogółem 25.363 dzieci, w lipcu 1942 r. ok. 45.000 dzieci w ponad stu placówkach. Środki na tę pomoc pozyskiwał Centos z wielu źródeł: z Centralnego Wydziału Aprowizacyjnego, ŻSS KOM, z opłat za zupy w kuchniach Centos i pomoc od JOINTU.

* Korczak – w ramach przygotowywania materiałów do cotygodniowej gazetki dla mieszkańców sierocińca – opisał jeden ze swoich snów:

„Poleżałem trochę i zasnąłem znów. – I znów jadę, płynę czy biegnę, czy na skrzydłach unoszę się… Tym razem dłużej trwa droga. Jestem w bardzo dalekim kraju gdzieś, zupełnie niepodobnym do tych krain, które znałem. Jestem na jakiejś szerokiej drodze. Widzę morze. Jest bardzo gorąco. Dziwnie ubrani ludzie idą i jadą na dwukonnych wozach i na słoniach. – Tak, na słoniach. Pytam się:

– Co to za kraj?

– Indie. – Tak, Indie. Kraj bardzo daleki, gorący, stary, dawny kraj. Jedni mówią, że dziki kraj, a drudzy, że wcale nie dziki, tylko zupełnie inny, więc wydaje się nam dziwny.

I oto zbliżył się do mnie piękny starzec z dużą, siwą brodą, dobrymi oczami i rozumnym czołem. – Zdało mi się, że go znam, że go widziałem. Ależ tak: to Rabindranath Tagore. Fotografię jego widziałem wiele razy w książkach wielkiego indyjskiego poety i myśliciela i w różnych pismach. I stało się to dziwne, co często zdarza się w snach. Rabindranath Tagore zaprosił mnie do szkoły.

– Pan też ma szkołę – powiedział. – W pana szkole nauczycielką jest także moja uczennica, panna Esterka. Prawda, że jest?

– Jest.

– To dobrze. Jeśli to pana bardzo nie utrudzi, dam dla niej niedużą książeczkę. Właśnie zbudowano w naszym mieście pocztę. To nowy i ładny budynek. Napisałem więc o poczcie dla moich chłopców, a jeżeli panna Esterka zechce, niech i wasi chłopcy to zagrają. A ja do was przyjdę na przedstawienie.

– To niemożliwe – powiedziałem.

Uśmiechnął się łagodnie i rzekł:

– Wy mnie nie zobaczycie, ale będę z wami. Zresztą zapytaj się pan jogów.

Znów obudziłem się. W kilka dni później przyszła z Kopenhagi paczka z serem, kiełbasą i marmoladą, a panna Esterka urządziła Pocztę [sztukę Tagorego – przyp. red.] podczas święta Pesach”.

21 grudnia 1941 roku ukazał się‎ artykuł w Gazecie Żydowskiej pióra Guty Eizencwajg*.
Autorka artykułu "Zakład Sierót Janusza Korczaka. Dzieło wielkiego przyjaciela dzieci" opisuje oprócz samego Domu Sierot również jak Korczak zdobywa prowiant dla dzieci:


Ten‎ ‎„Pan‎ ‎Doktor",‎ ‎to‎ ‎jak‎ ‎się‎ ‎rozumie‎ ‎—‎ ‎Janusz
Korczak.‎ ‎Znajdujemy‎ ‎go‎ ‎właśnie‎ ‎w‎ ‎prowizorycznej‎ ‎kan
celarii,‎ ‎składającej‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎jednego‎ ‎stołu‎ ‎w‎ ‎pokoju‎ ‎służą
cym‎ ‎za‎ ‎izolatkę‎ ‎dla‎ ‎dzieci‎ ‎słabszych‎ ‎i‎ ‎chorych.‎ ‎Nie
przeszkadza‎ ‎mu‎ ‎to‎ ‎wcale,‎ ‎że‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎samym‎ ‎pokoju‎ ‎są
dzieci.‎ ‎Ten‎ ‎głoszony‎ ‎przez‎ ‎pedagogów‎ ‎dystans‎ ‎koniecz
ny‎ ‎dla‎ ‎zachowania‎ ‎własnego‎ ‎autorytetu,‎ ‎jest‎ ‎niekonie
czny.‎ ‎Czy‎ ‎już‎ ‎ktoś‎ ‎widział‎ ‎ojca‎ ‎myślącego‎ ‎o‎ ‎sposobach
zachowania‎ ‎autorytetu?‎ ‎Nie!‎ ‎ojciec‎ ‎myśli‎ ‎o‎ ‎czym‎ ‎zu
pełnie‎ ‎innym,‎ ‎tak‎ ‎jak‎ ‎to‎ ‎czyni‎ ‎p.‎ ‎Korczak,‎ ‎który‎ ‎siedzi
tutaj‎ ‎i‎ ‎„kombinuję"‎ ‎o...‎ ‎„kaszy,‎ ‎grochu"‎ ‎itp.‎ ‎Wszak
dzieci‎ ‎przede‎ ‎wszystkim,‎ ‎„muszą‎ ‎żyć!"‎ ‎A‎ ‎kto‎ ‎nie‎ ‎tylko
czyta‎ ‎te‎ ‎słowa‎ ‎z‎ ‎plakatu,‎ ‎kto‎ ‎je‎ ‎nie‎ ‎tylko‎ ‎głosi,
ale‎ ‎sam‎ ‎spełnia‎ ‎postulaty‎ ‎tego‎ ‎zdania,‎ ‎ten,‎ ‎jak‎ ‎Doktor
Korczak,‎ ‎siedzi‎ ‎ze‎ ‎zmarszczonym‎ ‎czołem‎ ‎i‎ ‎kombinuje...
i‎ ‎wystaje‎ ‎w‎ ‎urzędach,‎ ‎instytucjach,‎ ‎przed‎ ‎drzwiami
dyrektorów‎ ‎—‎ ‎bez‎ ‎względu‎ ‎na‎ ‎to,‎ ‎że‎ ‎nazwisko‎ ‎Korczak
ma‎ ‎również‎ ‎swoją‎ ‎wagę.‎ ‎Cóż‎ ‎imię?‎ ‎cóż‎ ‎honor?‎ ‎kiedy
dzieci,‎ ‎jego‎ ‎dzieci‎ ‎czekają...‎ ‎I‎ ‎siedząc‎ ‎w‎ ‎korytarzu
i‎ ‎czekając,‎ ‎myśli‎ ‎sobie‎ ‎p.‎ ‎Korczak,‎ ‎jakby‎ ‎to‎ ‎cudnie‎ ‎było,
żeby‎ ‎już‎ ‎wreszcie‎ ‎dostać‎ ‎te‎ ‎przyrzeczone‎ ‎2000‎ ‎zł‎ ‎z‎ ‎akcji
„Miesiąca‎ ‎Dziecka".‎ ‎Te‎ ‎dwa‎ ‎tysiące‎ ‎złotych‎ ‎ma‎ ‎już
zgodnie‎ ‎z‎ ‎orzeczeniami‎ ‎„prawie"‎0‎ ‎w‎ ‎kieszeni,‎ ‎no,‎ ‎ale
co‎ ‎z‎ ‎tego,‎ ‎kiedy‎ ‎„prawie"‎ ‎to‎ ‎jeszcze‎ ‎nie‎ ‎faktycznie.
I‎ ‎proszę‎ ‎nie‎ ‎myśleć,‎ ‎że‎ ‎na‎ ‎tym‎ ‎kończy‎ ‎się‎ ‎działalność
p.‎ ‎Korczaka.‎ ‎Korczak‎ ‎to‎ ‎„jak‎ ‎prawdziwy‎ ‎ojciec"‎ ‎—
stwierdza‎ ‎jedno‎ ‎z‎ ‎dzieci‎ ‎w‎ ‎chwili‎ ‎jego‎ ‎nieobecności‎ ‎—
który‎ ‎stale‎ ‎o‎ ‎nas‎ ‎pamięta.‎ ‎Co‎ ‎tydzień‎ ‎je‎ ‎waży,‎ ‎mie
rzy‎ ‎i‎ ‎bada‎ ‎i‎ ‎nikt‎ ‎z‎ ‎nas‎ ‎nie‎ ‎pojmuje‎ ‎bólu‎ ‎tego‎ ‎człowieka,
gdy‎ ‎przeglądając‎ ‎linię‎ ‎wagi‎ ‎stwierdza,‎ ‎że‎ ‎się‎ ‎nie‎ ‎pod
nosi.‎ ‎Co‎ ‎z‎ ‎tego,‎ ‎że‎ ‎p.‎ ‎Korczak‎ ‎opowie‎ ‎dzieciom‎ ‎bajki,
że‎ ‎ich‎ ‎pogłaszcze,‎ ‎pocałuje‎ ‎i‎ ‎uśmiechnie‎ ‎się‎ ‎—‎ ‎co‎ ‎z‎ ‎te
go,‎ ‎że‎ ‎wywołuje‎ ‎śmiech‎ ‎ich,‎ ‎że‎ ‎oczy‎ ‎im‎ ‎się‎ ‎iskrzą‎ ‎z‎ ‎za
dowolenia‎ ‎—‎ ‎kiedy‎ ‎on‎ ‎sam‎ ‎wie‎ ‎i‎ ‎czuje‎ ‎braki‎ ‎w‎ ‎ich‎ ‎ma-
’łych‎ ‎organizmach‎ ‎i‎ ‎nic‎ ‎im‎ ‎poradzić‎ ‎nie‎ ‎może.
Korczak‎ ‎nie‎ ‎ustaje‎ ‎w‎ ‎pracy,‎ ‎nie‎ ‎wpada‎ ‎w‎ ‎rozpacz,
ale‎ ‎martwi‎ ‎się.‎ ‎I‎ ‎głębokie‎ ‎zmarszczki‎ ‎na‎ ‎jego‎ ‎wysokim
czole‎ ‎pogłębiają‎ ‎się.


* Gazeta Żydowska = Ywdiyšeʿ Sayytwng. R. 2, nr 127 (21 grudnia 1941)