Thursday, July 22, 2021

22 lipca - Rocznica urodzin JANUSZA KORCZAKA - Zostały przecież ich dusze, chociaż spalili się, dusze są ogniotrwałe!

Zostały przecież ich dusze, chociaż spalili się, dusze są ogniotrwałe!


Poniżej fragment z „Pamiętnika” Starego Doktora.
"Bajka życia", Warszawa 1942(?):

Są bajki, które opowiadają ludzie, i bajki, które opowiada życie. Czasem bajka jest dziwna, ale prawdziwa.(...) na tym samym podwórku mieszkały dwie wdowy; każda miała jednego synka małego. Jeden miał jasne włosy i ciemne oczy, drugi miał jasne oczy i ciemne włosy. Jeden nazywał się Olek, a drugi Bolek. I kiedy wołali, to wołali: jasny Bolek, ciemny Olek.
Potem razem chodzili do szkoły. I już zaczęli wszyscy mówić i pisać w gazetach, że ten jest Żyd, a tamten aryjczyk. Ale nie rozumieli, co to znaczy.
Ale potem chłopcy dowiedzieli się, że nie mogą przyjaźnić się, bo babcia jednego była Żydówką, a babcia drugiego Niemką. Zrozumieli, że te dwie babcie, które już umarły, pokłóciły się i nie chcą, żeby oni chodzili razem do szkoły i żeby razem bawili się. – Jeden napisał w pamiętniku: „Straciłem przyjaciela”, drugi napisał w pamiętniku: „Jest mi smutno”.
A potem była wojna, a chłopcy nie byli już mali, bo wyrośli i skończyli szkoły. Obaj poszli do wojska.
Jeden myślał, że jest Polakiem, ale kazali mu być Żydem. Drugi myślał, że jest Polakiem, kazali mu być Niemcem. Nie wiedzieli, dlaczego tak być musi, ale wiedzieli, że ich babcie nie są winne, że nie pokłóciły się wcale. Jest coś inaczej, ale jak jest naprawdę, dalej nie rozumieli, chociaż już byli na wojnie i już nie byli dziećmi.
Zapomniałem powiedzieć, że w domu, gdzie mieszkali jako mali chłopcy, był sklepik, a właścicielka tego sklepu miała dziewczynkę, która miała jasne włosy i niebieskie oczy, czy też ciemne i oczy, i włosy. Nie pamiętam, więc nie chcę pisać nieprawdy. To było przecież dawno. A może nie tak dawno, ale więcej niż dziesięć lat temu.
Chłopcy bardzo lubili tę dziewczynkę, wiedzieli, że ona jest Żydówką, ale o tym nie myśleli. Nie obchodziło ich wcale. Była miła, wesoła i bawiła się z nimi, i mama jej tanio sprzedawała cukierki – nawet czasem częstowała ich bez pieniędzy cukierkiem, wiśnią albo małym piernikiem.
Powiedziano im, że nie wolno już ani kupować, ani bawić się, ani brać, ani dawać – nic – nic. Bo ojciec dziewczynki i mama, i brat, i ona – wszyscy byli i są Żydami.
Sami rozumieli, że jedna babcia mało znaczy, ale tu wszyscy Żydzi, to przecież okropne.
Jeszcze były różne inne rzeczy i sprawy, inne sklepy i dzieci na podwórku i w szkole. Opowiem jeszcze kiedyś, bo teraz śpieszę się do drugiej bajki, więc opowiem tylko to, co najważniejsze.
A najważniejsze, że obaj podczas wojny zostali pilotami i spotkali się podczas wojny wysoko w powietrzu i do siebie strzelali. Nie wiedzieli, do kogo strzelają, strzelali przecież do nieprzyjacielskich samolotów.
I trafili obaj, bo celnie strzelali. Samoloty spadły objęte płomieniami, i akurat spadły, kiedy ta dziewczynka szła z ojcem za miasto, żeby kupić coś na wsi. – Rozumie się, że dziewczynka była duża.
Samoloty spadły na tego ojca Żyda i na Żydówkę.
I trzy wdowy płakały: jedna, której kazali być Żydówką, druga, której kazali być Niemką, i ta trzecia także, która była Żydówką i matką Żydówki, i żoną Żyda.
I już koniec mojej bajki. Ale nie koniec ich bajki. Ja więcej już nie wiem, ale oni wiedzą, bo zostały przecież ich dusze, chociaż spalili się. Bo dusze są ogniotrwałe i kiedy człowiek umiera, dusza jego bez aeroplanu i benzyny, i bez żelaznych kul leci wysoko, wyżej niż samoloty, do nieba.
Ich dusze wiedzą już teraz, jak jest, dlaczego tak było i jest – nie martwią się i są już teraz szczęśliwe. – I niepotrzebne są im nasze łzy, bo wiedzą, co będzie.
A będzie tak, że znów spotkamy się i będzie nam dobrze. (...)