Opis książki z Lubimy czytać.
Zbiór króciutkich nowelek (a raczej mikrodialogów) opublikowany przez Korczaka w 1926 roku.
To osobliwe dziełko o charakterze satyrycznym zawiera fragmenty rozmów, jakie mogli prowadzić Polacy w połowie lat dwudziestych XX wieku. Często pozbawione puenty dialogi zaświadczają o uprzedzeniach, hipokryzji, dulszczyźnie oraz ignorancji obywateli II RP. Zdradzają powszechną mizoginię, niechęć do mniejszości, arystokratyzm i antydemokratyzm. Te w zasadzie pozbawione odautorskiego komentarza (jeśli pominąć ogólną ramę kompozycyjną) migawki z międzywojennego życia wydają się niepokojąco aktualne w swej treści, nawet jeśli uznamy, że ostrze satyry Korczaka uległo gdzieniegdzie stępieniu.
a) Pisać? (szkoda czasu).
b) Czytać? (kino — kryzys książki).
c) Wydawca się krzywi (papier — druk).
d) Zresztą czytelnik sam…
5Bezwstydnie krótkie (nowele).
— Daj radca spokój.
144Polityka— No — no. W dwadzieścia cztery godziny. — Niemcy — fora ze dwora — do faterlandu. — Żydy do Palestyny. — Litwini, Ukraińcy, cała ta zgraja — hajda — do bolszewickiego raju. — Poselstwa wszystkie i ambasady na złamanie łba — owszem, z honorami — dyplomatycznie — manatki spakować — byle prędko. Zostajemy sami. Dopiero bym wtedy pogadał.
145— I cóż by radca…
146— Naprzód Sejm. Zaczynam od Sejmu. Po 50 na każdy zadek.
— Co do jednego. Żadnych: prawica — lewica. Oni się tam już wszyscy zwąchali. Po 50 — i do domu — do pracy, darmozjady. — Potem związki i partie. Przywódcy — jeżeli nie byli w Sejmie, też po 50.
— Wszyscy?
— Taaak, równość! Załatwione! — Złodzieje i łapownicy — kula w łeb. Bez sądu. Na jednego naszego — ich dziesięciu.
— Kogo ich?
— Żydów, Niemców…
— Przecież ich już radca powysyłał.
— Nie. Złodzieje osobno. Majątki skonfiskować. Na skarb. Ani grosza nie podarować.
— I koniec?
— Nieee. Kabarety, kinematografy, manikury, dancingi, perfumerie — bo ja tam wiem co — wszystko bym pozamykał. — Potem dopiero kobiety. — Zawołałbym te wszystkie agarsony * — i żółte książki **. Tak. Albo się umyć, żadnych krótkich sukien, jedwabi, dekoltów. Albo — albo.
— A potem?
— Potem to bym już wiedział, co mam robić.
— No dobrze. A handel, przemysł?
— Aha, prawda. — Jakbym już zrobił porządek, dopiero wtedy pożyczka na inwestycje.
— A jakby nie dali?
— To nie. Bez łaski. Uruchomiłbym dopiero wszystko. Ustaliłbym kurs złotego. I wierzajcie mi: dopiero wtedy zaczęliby nas szanować. Dopiero wtedy sami by prosili. Nie my do nich, a oni do nas.
— I Ameryka?
— I Ameryka. Im rynki potrzebniejsze niż nam.
— Bo ja wiem. Może radca… Ale nie w 24 godziny.
149150151152153154155156157158159160161162163164165166
— A jak w tydzień, to źle? Przecież oni lata całe — te niedołęgi — safanduły — Grabscy — Skrzyńscy — lata całe — i co? Nic. — A można w tydzień. — Można!
*agarsony — prawdopodob. od fr. la garçonne: chłopczyca. [przypis edytorski]
** żółta książka — tu: książeczka zdrowia dla prostytutki, forma rejestracji i kontroli pracownic seksualnych. [przypis edytorski]