Friday, March 22, 2013

University of Warsaw, Archive, pre-war records



Uniwersytet Warszawski,  Archiwum,  Akta przedwojenne. Te się zachowały w przeciwieństwie do tych z lat 1960-tych.

Moja mama jako Perła Rozental. Podobnie jak przy nazwisku Szapiro na tej samej stronie, przy nazwisku mojej Mamy dopisek  "mojż". Ze znakiem zapytania (?).  Wyznanie mojżeszowe wpisane, zarejestrowane. 
Do końca nie wiem, co oznacza ten znak zapytania i kto te dopiski w albumach UW umieszczał.

"Ale widzi Pan, że jest znak zapytania (?)"
… pocieszała mnie uprzejma pracowniczka archiwum, kiedy oglądałem album…

Obok po archiwum błąkał się zagubiony "kolega" z Belgii, nie mówiący słowa po polsku. Dostał do ręki teczkę ojca, studenta prawa, który wyjechał z Polski w latach 30..  Jego ojciec mieszkał przed wojną przy Nalewki albo Nowolipki. Miałem wrażenie, że syn słabo zna topografię przedwojennej Warszawy…

Dobrze, że ja nie jestem aż tak zagubiony i zdezorientowany!  Jak to podejrzewała uprzejma Pani z archiwum…





Universitetet i Warszawa, Arkiv, fram till 1939, från Tsartiden. Alla akta bevaras, detta i motsats till de av 1960-talet. Min mor som Perla Rozental. Liksom Szapiro (ovan) står det under födelsedatum hos min mor, "mojż",  för den mosaiska religionen.



"Men ser Ni, det är ett frågetecken efter "mojż" (?)", tröstade mig en anställd från arkivet ...

Archiwa Uniwersytetu Warszawskiego, za nimi kosciol Wizytek


University of Warsaw, Archive, pre-war records. These are preserved in contrast to those of the 1960's. My mother as Perla Rozental. Like Szapiro (above her on the list) is my mother, is my mother marked with "mojż" indicating the Mosaic religion.

"But do you see that there is a question mark (?) after "mojż", Comforted me employee of the archives ...

Thursday, March 21, 2013

Kłamstwa, ciąg dalszy - Pianista - Szpilman i Korczak


Kilka dni później, chyba 5 sierpnia, udało mi się wyrwać na krótko z pracy i szedłem ulicą Gęsią, gdy przypadkowo stałem się świadkiem wymarszu Janusza Korczaka i jego sierot z getta.
Na ten poranek zaplanowano, zgodnie z rozkazem, opróżnienie prowadzonego przez Korczaka żydowskiego sierocińca. Dzieci miały zostać wywiezione same, jemu zaś dawano szansą uratowania się i tylko z trudem udało mu się przekonać Niemców, by zezwolili mu towarzyszyć dzieciom. (BZDURA - NIKT O DEPORTACJI TEGO DNIA NIE WIEDZIAL)  
Spędził z nimi długie lata swojego życia i teraz, w ich ostatniej drodze, nie chciał ich pozostawiać samych. Chciał im tę drogą ułatwić. Wytłumaczył sierotom, że mają powód do radości, bo jadą na wieś. Nareszcie mogą zamienić wstrętne, duszne mury na łąki porośnięte kwiatami, na źródła, w których będzie można się kąpać, na lasy, gdzie jest tak wiele jagód i grzybów. Zarządził, by ubrały się świątecznie i tak ładnie wystrojone, w radosnym nastroju ustawiły się parami na dziedzińcu.

Małą kolumną prowadził SS-man, który jak każdy Niemiec kochał dzieci, a szczególnie te, które miał wkrótce wyprawić na tamten świat. Wyjątkowo spodobał mu się dwunastoletni chłopiec – skrzypek, który niósł swój instrument pod pachą. Rozkazał mu wyjść na czoło pochodu dzieci i grać. Tak też ruszyli w drogą. (NIE PRAWDA!). 

Gdy spotkałem ich na Gęsiej, dzieci, idąc, śpiewały chórem, rozpromienione, mały muzyk im przygrywał, a Korczak niósł na rękach dwoje najmłodszych, także uśmiechniętych, i opowiadał im coś zabawnego. NIE PRAWDA!

Z pewnością jeszcze w komorze gazowej, gdy gaz dławił już dziecięce krtanie, a strach zajmował w sercach sierot miejsce radości i nadziei, Stary Doktor ostatnim wysiłkiem szeptał im:
– To nic, dzieci! To nic… – by przynajmniej swym małym podopiecznym zaoszczędzić strachu przed przejściem z życia do śmierci.



Moja obca Warszawa albo Obca moja - wędrówki po getcie warszawskim



Władysław Szpilman tak pisał o murze getta:

„... Ulice getta prowadziły donikąd. Kończyły się zawsze murem. Często zdarzało mi się iść przed
siebie by nieoczekiwanie napotkać ścianę. [...] Dalszy ciąg ulicy, po drugiej stronie muru, urastał we mnie do rozmiaru czegoś, z czego nie mogłem zrezygnować, czegoś najdroższego na ziemi, gdzie działo się coś, za czego przeżycie oddałbym wszystko, co posiadam. Załamany zawracałem, i tak każdego dnia – z tą samą rozpaczą.”


Wednesday, March 20, 2013

§ 7 Archiwum Uniwersytetu Warszawskiego albo "nic w przyrodzie nie ginie, tylko zmienia właściciela" - czyli szukam teczki z listem WP-39-141-68


Archiwum Uniwersytetu Warszawskiego. ul. Krakowskie Przedmiescie.

Załącznik nr 3 do zarządzenia nr 86 Rektora UW z dnia 27 grudnia 2012 r. 
w sprawie ustalenia instrukcji kancelaryjnej, jednolitego rzeczowego wykazu akt oraz instrukcji w sprawie organizacji i zakresu działania Archiwum Uniwersytetu Warszawskiego 

§ 7 Archiwum Uniwesyteckiego: Materiały archiwalne przechowywane są wieczyście w Archiwum UW. W związku z powyższym nie przewiduje się – z wyjątkiem likwidacji UW – przekazywania dokumentacji archiwalnej do Archiwum Państwowego m.st. Warszawy.

Archiwum Uniwersytetu Warszawskiego. ul. Smyczkowa 14 pokój 13.

Mimo § 7 Archiwum Uniwersyteckiego, akta powojenne, akta marcowe mojej mamy zniknęły!

Została tylko jedna teczka, ale nie zawierała śladów przyjęcia Zofii Wróblewskiej na studia doktoranckie,  otworzenia przewodu doktoranckiego oraz zatwierdzenia daty obrony pracy doktorskiej w roku akademickim 1968/69. Nie ma śladu tytułu pracy ani promotora profesora Bogdana Suchodolskiego. 


Nie ma też żadnych  dokumentów objaśniających,  dlaczego obrona pracy doktorskiej Zofii Wróblewskiej nie doszła do skutku.

Nie istnieje też teczka "kadrowa" na nazwisko Zofia Lucyna Wróblewska, urodzona 19.08.1920 w Warszawie z lat gdy była starszym wykładowcą na UW.


Akta te, wg. statusu UW musza istnie
ć.

531 Przewody doktorskie A Bc dla każdej osoby zakłada się odrębną teczkę

Mój Ojciec mawiał 
"nic w przyrodzie nie ginie , tylko zmienia właściciela"



Dziś znalazłem w "moich archiwach” tłumaczenie oficjalnego listu z Uniwersytetu Warszawskiego, zawierającego zatwierdzenie daty obrony pracy doktorskiej mojej Matki. Jest to wersja w języku szwedzkim, przetłumaczona przez tłumacza przysięgłego. Oryginału listu niestety dotąd nie znalazłem.
List z Uniwersytetu Warszawskiego ma nr rejestracyjny Wydziału Pedagogiki WP-39-141-68 z dnia 21 maja 1968 roku. 

Pismo to informuje, że Rada Wydziału, po naradach z dnia 14 maja 1968 roku zatwierdziła tytuł pracy doktorskiej mgr Zofii Wróblewskiej pt.: "Młodego nauczyciela..." (nie znam niestety pełnego polskiego tytułu!).  Prof dr B. Suchodolski został mianowany przewodniczącym komitetu egzaminacyjnego.

Zawiadomienie zostało podpisane przez dziekana prof dr T. Tomaszewskiego, a wysłane przez Sekretariat Dziekana.

Mam nadzieję ze nr rejestracyjny  WP-39-141-68 z dnia 21 maja 1968 roku, ułatwi znalezienie oryginału tego pisma i teczki kadrowej mojej mamy.

Tuesday, March 19, 2013

Korczak - Boszes - Brama bólu - Waliców 10 - Leży na chodniku zmarły chłopiec. Obok trzej chłopcy poprawiają sznurkiem lejce. W pewym momencie spojrzeli na leżącego - odsunęli się kilka kroków, nie przerwali zabawy...


W domu przy ulicy Waliców 10 mieszkała do wybuchu wojny dr. Rywka Boszes z Pińska. Rywka była bursistką a następnie lekarką w Domu Sierot Janusza Korczaka.
Katalog telefoniczny Warszawy z roku 1938. Telefon i adres Rywki Boszes zaznaczone >.













Mój Tata wspomina:
 Maturę, czyli świadectwo dojrzałości do wyższych studiów, otrzymałem w 1931 roku. Idąc za życzliwą radą Rywki Boszes, córki przyjaciela mojego ojca z Pińska, bursistki u Korczaka i studentki medycyny na UW, złożyłem podanie o przyjęcie do bursy przy Domu Sierot w  Warszawie.


Na zdjęciu z 1942 roku wejście do bramy domu przy Waliców 10 i dwóch "zbieraczy ciał" układających ciała zmarłych chłopców na wózek (zdjęcie - kadra z filmu dokumentalnego zrobionego w Getcie).  Zrobione przeze mnie zdjęcie dolne - w kolorze - pokazuje tę samą bramę 70 lat później.

Janusz Korczak pisze o podobnej scenie: Leży na chodniku zmarły chłopiec. Obok trzej chłopcy poprawiają sznurkiem lejce. W pewym momencie spojrzeli na leżącego - odsunęli się kilka kroków, nie przerwali zabawy...

Ulica Waliców nr. 10, 1942 rok. Korczak pisze o podobnej scenie: Leży na chodniku zmarły chłopiec. Obok trzej chłopcy poprawiają sznurkiem lejce. W pewym momencie spojrzeli na leżącego - odsunęli się kilka kroków, nie przerwali zabawy

Ulica Waliców nr. 10, 2013 rok.

Konhelerki na ulicy Waliców. Nazwa, konhelerki, jaką podczas II wojny światowej mieszkańcy getta warszawskiego nadali konnym omnibusom, łączącym od lipca 1941 ulice getta nawiązywała do popularnego w Warszawie w XIX w. określenia dyliżansów pocztowych, zwanych steinkellerkami (sztajnkelerkami; szteinkelerkami). Nazwa kohnhellerki (konhelerki) została utworzona od nazwisk braci Moryca i Menachema Kohnów oraz Zeliga Hellera, którzy – kolaborując z Niemcami – prowadzili w getcie rozległe interesy i m.in. uzyskali koncesję na działalność założonego przez siebie Towarzystwa Komunikacji Omnibusowej.


Konhelerki na ul. Waliców.  Zdjęcie górne przedstawia ulicę Waliców przy skrzyżowaniu z Grzybowską. Zdjęcie dolne przedstawia ulicę Waliców przy skrzyżowaniu z Krochmalną. Fotograf patrzy na południe, a więc w kierunku Grzybowskiej.
På svenska, in Swedish


Dr. Ryfka Boszes hus i Warszawa i hörnan av Waliców och Ceglana (gatan). Den svartvita bilden  är tagen under gettotiden. Den andra i färg från samma port är tagen 2013.

Rywka Boszes började sina medicinska studier i Warszawa. För att försörja sig arbetade hon som studentska (bursa student) i Korczaks barnhem Dom Sierot. Hon var från Pinsk. Min pappas familj och hennes kände varandra Rywkas hennes far var, liksom min farfar Baruch, en lärare.



I Ryssland minns man dr, Boszes såsom en duktig barnläkare, specialist, se länken nedan, sid. 4 mitten.

http://www.nvsaratov.ru/upload/iblock/01d/01ddb920627163c01aa61969ce846b40.pdf

Я старалась для саратовцев
...И вот мне посове-
товали обратиться к педиатру по 
фамилии Бошес. Никогда ее не 
забуду. Взяла она первым делом 
молоко мое на анализ и говорит: 
«Да голодные они, молоко у тебя 
пустое». Еды у нас было немного. 
Посоветовала мне кашку манную 
им варить на рисовом отваре. И в 
первую же ночь после кормежки 
близнята отвалились и спали 
всю ночь непробудным сном. 



Pierwsza od lewej stoi dr Rywka Boszes, dalej kolejno: Krystyna Szwarcbard [Szwarcbaum?], Ida Halpern (Merżan), Żanna Zelikman (Korman), Gita Halpern, dr Zofia Gocław (Filskraut), Róża Abramowicz. Po prawej widać postać dziecka z przedszkola prowadzonego w Różyczce.

Wychowankowie Domu Sierot, a także innych żydowskich sierocińców z Warszawy, przebywali w Różyczce (zwanej potocznie Gocławkiem) podczas wakacji. Dla doktor Rywki Boszes były to pierwsze kolonie letnie, w czasie których opiekowała się dziećmi jako dyplomowana lekarka. Pracownice filii Domu Sierot „Różyczka”, lato 1930 roku.