Friday, December 20, 2024

Tajemniczy Rycerz w Tel Avivie (Jibneam‎) i Mały Herszek.



Szybko,‎ ‎po‎ ‎wszystkich‎ ‎krajach‎ ‎żydowskiego rozproszenia,‎ ‎rozeszła‎ ‎się‎ ‎wieść‎ ‎o‎ ‎mieście,‎ ‎budującym‎ ‎się‎ ‎nad‎ ‎brzegami‎ ‎morza.‎ ‎Młodzież‎ ‎żydowska‎ ‎na Ukrainie,‎ ‎na‎ ‎Litwie‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎Polsce‎ ‎przerywała‎ ‎naukę w‎ ‎gimnazjach‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎uniwersytetach,‎ ‎w‎ ‎jeszybotach i‎ ‎beth-hamidraszach,‎ ‎i‎ ‎spieszyła‎ ‎na‎ ‎pomoc‎ ‎swym braciom‎ ‎palestyńskim.‎ ‎A‎ ‎gdy‎ ‎młodzieńcy‎ ‎żydowscy przybywali‎ ‎do‎ ‎Palestyny‎ ‎z‎ ‎dalekich‎ ‎krajów‎ ‎rozproszenia,‎ szybko‎ ‎przebierali‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎proste‎ ‎płócienne stroje,‎ ‎uczyli‎ ‎się‎ ‎pracować‎ ‎młotem‎ ‎i‎ ‎kielnią‎ ‎i‎ ‎szli do‎ ‎pracy‎ ‎na‎ ‎budowach.‎ ‎W‎ ‎krótkim‎ ‎czasie‎ ‎stawali się‎ ‎cieślami‎ ‎i‎ ‎stolarzami,‎ ‎murarzami‎ ‎i‎ ‎malarzami.
Tak‎ ‎im‎ ‎spieszno‎ ‎było‎ ‎do‎ ‎pracy! ‎Więc‎ ‎zbudowano miasto‎ ‎Jibneam‎ ‎siłami‎ ‎żydowskimi,‎ ‎a‎ ‎obca‎ ‎ręka‎ ‎nie
tknęła‎ ‎budowy.‎ ‎Ze‎ ‎szczytów‎ ‎rusztowań‎ ‎płynęła pieśń‎ ‎żydowskiego‎ ‎robotnika:
Ja‎ ‎chaj‎ ‎li,‎ ‎li‎ ‎amalil
Ja‎ ‎chaj‎ ‎li,‎ ‎li‎ ‎amali!
Przed‎ ‎końcem‎ ‎lata‎ ‎powstały‎ ‎już‎ ‎dwie‎ ‎pierwsze ulice‎ ‎miasta‎ ‎Jibneam.‎


To‎ ‎on!‎ ‎To‎ ‎on!‎ ‎Zaprawdę,‎ ‎to‎ ‎ów‎ ‎tajemniczy rycerz!
Rycerz‎ ‎osadził‎ ‎konia‎ ‎przed‎ ‎gromadą.‎ ‎Turban osunął‎ ‎mu‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎tył‎ ‎głowy,‎ ‎a‎ ‎twarz‎ ‎jego‎ ‎promieniowała‎ ‎jasnym‎ ‎blaskiem;‎ ‎bystrym‎ ‎spojrzeniem‎ ‎wodził po‎ ‎tłumie,‎ ‎jakby‎ ‎kogoś‎ ‎szukał;‎ ‎dziwnym‎ ‎językiem,
na wpół‎ ‎hebrajskim,‎ ‎na wpół‎ ‎aramejskim,‎ ‎zapytał:
—‎ ‎Czy‎ ‎ucho‎ ‎naprawdę‎ ‎słyszało‎ ‎dźwięk‎ ‎rogu?
—‎ ‎Tak,‎ ‎rycerzu‎ ‎—‎ ‎odrzekł‎ ‎naczelnik‎ ‎gminy,
który‎ ‎wysunął‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎czoło‎ ‎gromady.
—‎ ‎Czy‎ ‎jest‎ ‎to‎ ‎naprawdę‎ ‎głos‎ ‎mesjaszowego
rogu?‎ ‎A‎ ‎który‎ ‎z‎ ‎pośród‎ ‎was‎ ‎jest‎ ‎Synem‎ ‎Dawido
wym?‎ ‎—‎ ‎pytał‎ ‎drżącym‎ ‎głosem.
Naczelnik‎ ‎gminy‎ ‎odparł:
—‎ ‎Nie,‎ ‎mój‎ ‎rycerzu!‎ ‎Mesjasz‎ ‎jeszcze‎ ‎nie‎ ‎przy
szedł‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎ma‎ ‎wśród‎ ‎nas‎ ‎Syna‎ ‎Dawida.‎ ‎Jesteśmy‎ ‎tyl
ko‎ ‎prostymi‎ ‎Żydami;‎ ‎powróciliśmy‎ ‎z‎ ‎wygnania
i‎ ‎przybyliśmy‎ ‎tu,‎ ‎aby‎ ‎zbudować‎ ‎nowe‎ ‎miasto‎ ‎na
stepie,‎ ‎nad‎ ‎brzegiem‎ ‎Wielkiego‎ ‎Morza.‎ ‎Dęliśmy‎ ‎w
róg,‎ ‎celem‎ ‎uczczenia‎ ‎uroczystego‎ ‎dnia.‎ ‎Wszak‎ ‎dziś
jest‎ ‎pierwszy‎ ‎dzień‎ ‎miesiąca‎ ‎elul.
—‎ ‎Pierwszy‎ ‎dzień‎ ‎miesiąca‎ ‎elul?‎ ‎—‎ ‎szepnął
w‎ ‎zamyśleniu‎ ‎rycerz‎ ‎—‎ ‎a‎ ‎ja‎ ‎przez‎ ‎długie‎ ‎lata‎ ‎za
pomniałem‎ ‎nawet‎ ‎rachuby‎ ‎czasu.‎ ‎Znieważałem‎ ‎so
boty‎ ‎i‎ ‎Święta!
Rycerz‎ ‎zeskoczył‎ ‎z‎ ‎siodła.
Bratem‎ ‎waszym‎ ‎jestem,‎ ‎krwią‎ ‎z‎ ‎krwi‎ ‎waszej‎ ‎i‎ ‎ciałem‎ ‎z‎ ‎ciała‎ ‎waszego.‎ ‎Zbawienia‎ ‎Izraela‎ ‎wyczekuję‎ ‎na równi‎ ‎z‎ ‎wami‎ ‎i‎ ‎marzę‎ ‎o‎ ‎odbudowie‎ ‎zniszczonego‎ ‎kraju.‎ ‎Niechaj‎ ‎Bóg‎ ‎broni,‎ ‎bym‎ ‎miał‎ ‎wam
być‎ ‎przeszkodą‎ ‎w‎ ‎waszej‎ ‎pracy!


Nowoprzybyli‎ ‎Żydzi‎ ‎zbudowali‎ ‎też‎ ‎w‎ ‎nowym
mieście‎ ‎wiele‎ ‎fabryk‎ ‎i‎ ‎zakładów‎ ‎przemysłowych,
wyrabiających‎ ‎różne‎ ‎produkty,‎ ‎potrzebne‎ ‎ludności;
w‎ ‎przedsiębiorstwach‎ ‎znalazło‎ ‎pracę‎ ‎wielu‎ ‎rzemieśl
ników‎ ‎i‎ ‎robotników.‎ ‎Wybudowano‎ ‎też‎ ‎w‎ ‎mieście
wspaniałe‎ ‎szkoły‎ ‎i‎ ‎synagogi,‎ ‎szpitale‎ ‎i‎ ‎przytułki‎ ‎dla
starców.‎ ‎Zdrowe‎ ‎i‎ ‎opalone‎ ‎dzieci‎ ‎bawią‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎uli
cach.‎ ‎Miasto‎ ‎rośnie‎ ‎i‎ ‎rozwija‎ ‎się‎ ‎—‎ ‎a‎ ‎oko‎ ‎Boże‎ ‎czu
wa‎ ‎nad‎ ‎nim.
Z‎ ‎pośród‎ ‎Żydów,‎ ‎którzy‎ ‎przybywają‎ ‎do‎ ‎kraju,
większość‎ ‎stanowią‎ ‎członkowie‎ ‎organizacji‎ ‎„Hecha-
luc“.‎ ‎Doborowi‎ ‎to‎ ‎i‎ ‎odważni‎ ‎młodzieńcy!‎ ‎Młode‎ ‎to
i‎ ‎dzielne‎ ‎dziewczęta!‎ ‎Wszyscy‎ ‎są‎ ‎silni,‎ ‎łatwo‎ ‎przy
zwyczajają‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎życia‎ ‎wiejskiego‎ ‎i‎ ‎miejskiego.‎ ‎
Nie ma‎ ‎takiej‎ ‎pracy,‎ ‎nowej‎ ‎i‎ ‎trudnej,‎ ‎której by‎ ‎nie‎ 
sprostali!

Z‎ ‎końcem‎ ‎roku‎ ‎5681‎ ‎(1920) zawinął‎ ‎do‎ ‎portu‎ ‎
jibneamskiego‎ ‎olbrzymi‎ ‎statek,‎ ‎na‎ ‎którym‎ ‎przybyło‎ ‎dwa‎ ‎
tysiące‎ ‎chaluców,‎ ‎chłopców‎ ‎i‎ ‎dziewcząt.‎ ‎Członkowie
rady‎ ‎miejskiej‎ ‎byli‎ ‎w‎ ‎kłopocie,‎ ‎gdyż‎ ‎nie‎ ‎wiedzieli
gdzie‎ ‎pomieścić‎ ‎tak‎ ‎wielką‎ ‎ilość‎ ‎nowoprzybyłych.
Również‎ ‎chwilowo‎ ‎pracy‎ ‎nie‎ ‎było‎ ‎dla‎ ‎tak‎ ‎wielu‎ ‎przy
byszów.‎ ‎Obawiano‎ ‎się‎ ‎więc‎ ‎bezrobocia,‎ ‎głodu‎ ‎i‎ ‎nę
dzy.‎ ‎Zebrała‎ ‎się‎ ‎przeto‎ ‎starszyzna‎ ‎jibneamska‎ ‎na
naradę‎ ‎i‎ ‎uchwaliła‎ ‎nałożyć‎ ‎podatek‎ ‎na‎ ‎wszystkich
zamożniejszych‎ ‎mieszkańców‎ ‎miasta.‎ ‎Zebrane‎ ‎pie
niądze‎ ‎zużytkowano‎ ‎na‎ ‎budowę‎ ‎wielkiego‎ ‎obozu,‎ ‎za
miastem,‎ ‎nad‎ ‎brzegiem‎ ‎morza;‎ ‎w‎ ‎białych,‎ ‎płócien
nych‎ ‎namiotach‎ ‎ustawiono‎ ‎łóżka,‎ ‎stoły‎ ‎i‎ ‎krzesła.
Zarząd‎ ‎miasta‎ ‎wyzyskał‎ ‎tę‎ ‎sposobność,‎ ‎aby‎
urzeczywistnić‎ ‎dawny‎ ‎plan:‎ ‎postanowił‎ ‎pokryć‎ ‎asfal
tem‎ ‎główną‎ ‎ulicę‎ ‎Judy‎ ‎Machabeusza,‎ ‎ciągnącą‎ ‎się
od‎ ‎linii‎ ‎kolejowej‎ ‎aż‎ ‎do‎ ‎brzegu‎ ‎morskiego.‎ ‎Przystą
pili‎ ‎więc‎ ‎nowoprzybyli‎ ‎do‎ ‎budowy‎ ‎asfaltowej‎ ‎szosy.
Sprowadzono‎ ‎duże‎ ‎głazy,‎ ‎rozbijano‎ ‎je‎ ‎na‎ ‎drobny
szutr,‎ ‎którym‎ ‎posypywano‎ ‎ulicę.‎ ‎Potem‎ ‎ciężkimi
walcami‎ ‎prasowano‎ ‎i‎ ‎wygładzano‎ ‎szosę.‎ ‎Na‎ ‎gładko
ubity‎ ‎szutr‎ ‎sypano‎ ‎warstwę‎ ‎piasku,‎ ‎którą‎ ‎z‎ ‎kolei
polewano‎ ‎płynnym‎ ‎asfaltem.‎
ła‎ ‎lśniąca,‎ ‎równa‎ ‎szosa,‎ ‎wygodna‎ ‎dla‎ ‎pieszych,‎ ‎wo
zów‎ ‎i‎ ‎automobilów.
Chalucowie‎ ‎przy‎ ‎budowie‎ ‎szosy‎ ‎pracowali‎ ‎na
trzy‎ ‎zmiany.‎ ‎W‎ ‎dzień‎ ‎—‎ ‎pod‎ ‎gorącymi‎ ‎promieniami
słońca,‎ ‎nocą‎ ‎zaś‎ ‎—‎ ‎przy‎ ‎świetle‎ ‎latarni‎ ‎i‎ ‎pochodni.
Miasto‎ ‎napełniło‎ ‎się‎ ‎wesołym‎ ‎zgiełkiem,‎ ‎a‎ ‎śpiewy
i‎ ‎wesołość‎ ‎po‎ ‎ulicach‎ ‎panowały‎ ‎przez‎ ‎całą‎ ‎dobę.
Po‎ ‎upływie‎ ‎kilku‎ ‎tygodni‎ ‎ukończono‎ ‎budowę
szosy.‎ ‎Cały‎ ‎kraj‎ ‎podziwiał‎ ‎chaluców,‎ ‎którzy‎ ‎w‎ ‎tak
krótkim‎ ‎okresie‎ ‎czasu‎ ‎dokonali‎ ‎dzieła,‎ ‎wymagające
go‎ ‎wielu‎ ‎miesięcy‎ ‎pracy.‎ ‎Wiele‎ ‎mówiono‎ ‎wówczas
o‎ ‎pilności‎ ‎i‎ ‎sprawności‎ ‎chaluców.

W‎ ‎dolinie‎ ‎Jezreel‎ ‎osuszali‎ ‎bagno‎ ‎dzielni‎ ‎chalu
cowie,‎ ‎oczyszczali‎ ‎z‎ ‎kamieni‎ ‎stoki‎ ‎gór,‎ ‎budowali
szosy‎ ‎i‎ ‎mościli‎ ‎drogi,‎ ‎kopali‎ ‎rowy,‎ ‎wytępili‎ ‎dzikie
zwierzęta.‎ ‎Zwyciężyli‎ ‎malarję.‎ ‎Po‎ ‎tym‎ ‎—‎ ‎budowali
domy,‎ ‎stajnie‎ ‎i‎ ‎obory‎ ‎dla‎ ‎bydła,‎ ‎zakładali‎ ‎wsie‎ ‎i‎ ‎o-
sady,‎ ‎orali‎ ‎ziemię,‎ ‎siali‎ ‎pszenicę‎ ‎i‎ ‎jęczmień,‎ ‎sadzili
drzewa‎ ‎owocowe‎ ‎i‎ ‎winnice.‎ ‎Żydzi‎ ‎z‎ ‎podniesioną‎ ‎dum
nie‎ ‎głową‎ ‎przemierzali‎ ‎dolinę‎ ‎Jezreel!‎ ‎Lata‎ ‎mijały.
Młodzieńcy‎ ‎pożenili‎ ‎się.‎ ‎Nowe‎ ‎pokolenie‎ ‎przyszło‎ ‎na
świat.‎ ‎Szczęście‎ ‎zapanowało‎ ‎w‎ ‎dolinie‎ ‎Jezreel.
Wiedzieli‎ ‎jednak‎ ‎wszyscy‎ ‎mieszkańcy‎ ‎Ziemi
Izraelickiej,‎ ‎że‎ ‎wśród‎ ‎chaluców,‎ ‎którzy‎ ‎osiedlili‎ ‎się
w‎ ‎dolinie‎ ‎Jezreel‎ ‎znajduje‎ ‎się‎ ‎tajemniczy‎ ‎rycerz.....

Książki Biblioteki
Palestyńskiej (wydawane nakładem Keren Kajemet Leisrael), można było kupić zarówno w administracji Naszego Przeglądu przy ulicy Nowolipki 7 w Warszawie jak i administracji
"Okienka na świat" w Krakowie,  Al. Słowackiego 52. 
Administracja "Okienka na świat" w Krakowie chcąc umożliwić swoim czytelnikom
"nabycie dobrych książek po niezwykle niskiej cenie, sprowadziła następujące tomiki:

 W tej serii wydawniczej Keren Kajemet Leisrael:
1. C. Kletzel— Robert wśród Beduinów
2. I. Halperin—Tajemniczy rycerz
3. J. Fichman — Dziwy na lądzie i morzu
4. M. Charizman — Opowieść o pasterzu arabskim
5. J. Korczak — Ludzie są dobrzy
6. M. Zinger — Dilban wielkolud
7. M. Michaeli — Beniamin Zeew Herzl.
8. C. Kletzel— Kolumb Tel-Awiwu

Każdy tomik kosztuje 20-gr. Za przesyłkę dolicza się porto: 10 gr od l-ego,
15 gr od 2-ch, 25 gr od 3-ch do 5 ciu,
50 gr od 6-8-u. Cały komplet z wysyłką
2 zł 10 gr. Do nabycia w Administracji
«Okienka na świat», Kraków, Al. Słowackiego 52. 


9 ty tomik to Trzy wyprawy Herszka, nakł. "Keren Kajemet Leisrael" i wyd. "Judaica", Warszawa [1939].

5-ty tomik to Ludzie sa dobrzy, nakł. "Keren Kajemet Leisrael" i wyd. "Judaica", Warszawa [1937].




9-ty tomik to Trzy wyprawy Herszka, nakł. "Keren Kajemet Leisrael" i wyd. "Judaica", Warszawa [1939].



"Ludzie są dobrzy” to opowieść Korczaka wydana w 1938. Historia emigracji żydowskiej z Polski do Eretz Israel opowiedziana z perspektywy małej dziewczynki która po śmierci ojca razem z matką jedzie  do Palestyny. Droga ta jest dobrze znana Korczakowi!

Mama szyje, pierze, gotuje, a ojciec leży w łóżku. Ojciec chory, a mama nie ma czasu. — Powiedz, tatusiu, jak tam jest. Ale od początku. — Tyle razy mówiłem. — Ale chcę jeszcze raz. — Ano dobrze. Więc siadamy na okręt¹. — Nie. Że dostałeś certyfikat². Bo nie rozumiem, co to jest. Co to jest port³? Co to jest kajuta? Dlaczego woła się tam na ciebie: Aba? Co to jest morze? Dlaczego po hebrajsku „dzień dobry” mówi się — szalom — i „do widzenia” — szalom? Jeżeli ktoś ma umierać, czy też mówi: „szalom”? Była mała, ale pamięta. Już taka గest. Pamięta, że oగciec zakasłał, mama prędko wyszła z pokoju. — Pojedziemy koleją. — Będę siedziała przy oknie. — No tak. Potem będziesz zmęczona. Mama położy na ławce palto, wyjmie z walizki poduszkę. — Nieprawda. Mama pościel zapakuగe osobno, bo do walizki nie zmieści się. I గa nie będę zmęczona. Nie będę spała. — To nie. Potem okręt. — Na okręcie są pomarańcze? Będziesz tam sadził drzewa? Będziesz zdrów? — No tak. Zobacz, gdzie గest mama. Poproś, żeby nie płakała. — Skąd wiesz, że mama płacze? Zesunęła się z łóżka na podłogę. Był