Friday, March 9, 2012

Cień morderstwa. Z Szczuczyna do Sydney



Opublikowałem linke do poniższego artykułu wsród grupy znajomych (120) na internecie. 


Reakcja na artykuł przyszła natychmiast, z Sydney:

Ciekawa historia, bardzo dawno temu w roku 1992-94 znałam Polską rodzinę z Szczuczyna w związku tego że byłam tłumaczem, kiedy koleżanki ojciec i matka przyjechali w odwiedziny do Sydney córka i syn kiedy mnie przedstawili i kiedy powiedziałam że jestem Żydówką ojcu, w tym czasie około 80 lat, człowiek dostał wariacji i strachu??? że nawet skończył w szpitalu z załamaniem nerwowym, wtedy się dowiedziałam że był antysemita bo powiedział do swojej zony jak go chciała uspokoić " idź do twojej Żydówy!" To teraz myślę czego on się bał? Ten człowiek po powrocie do Polski rok później umarł. W Szczuczynie mieszkał z dziada i pradziada. Nazwisko jego było DEMBIŃSKI.










Artykuł z Gazety Wyborczej

Miały od 15 do 30 lat. Były Żydówkami z getta w Szczuczynie. W sierpniu 1941 roku miejscowi "wypożyczyli" je do prac ogrodniczych. A potem w bestialski sposób zamordowali. Po 71 latach od mordu białostocki IPN wszczyna śledztwo

Niewiele w tej sprawie wiadomo, choć zachowały się akta sądowe z czasów powojennych. Niewykluczone, że świadkowie zbrodni jeszcze żyją, być może opowiadali o niej potomkom, może oni pamiętają.

- Najbardziej zależy nam na tym, by ustalić wszystkich sprawców tamtych wydarzeń. I zweryfikować, kto za zbrodnię został już osądzony, a kto nie. Niektórzy bowiem stanęli przed wymiarem sprawiedliwości, a inni nie - mówi prokurator Radosław Ignatiew z białostockiego oddziału IPN.

To on przez długi czas prowadził śledztwo w sprawie mordu w Jedwabnem - dochodzenie zakończyło się 2003 r. i potwierdziło, że w miasteczku zamordowano obywateli polskich narodowości żydowskiej, a sprawcami mordu byli Polacy.

Zdaniem prokuratora Ignatiewa zbrodnia w Bzurach jest podobna do tej, która wydarzyła się w Jedwabnem, tylko jej skala jest mniejsza.

- Tutaj mamy do czynienia z 20 kobietami, tam ofiar było znacznie więcej. Do dzisiaj nikt nie upomniał się o te młode kobiety, są anonimowe. Ale skoro przy sprawie Jedwabnego udało się nam ustalić nazwiska ponad 300 ofiar, to w tej sprawie też to jest możliwe - twierdzi Ignatiew.

Zamordowane kobiety pochodziły z getta w Szczuczynie (woj. podlaskie; ok. 60 km od Łomży). Właściciele majątku w Bzurach wypożyczyli je do prac w ogrodach i na polach - taka była wówczas powszechna praktyka. Żydzi stanowili darmową siłę roboczą.

Kobiety z getta w Szczuczynie miały zajmować się uprawą warzyw w majątku. Ale do getta nie wróciły.

Co się stało? Barbara Engelking, która od lat zajmuje się badaniem historii gett na terenie Polski, przekopała akta sądowe tej sprawy, dotarła do zeznań świadków z 1948 r. Jest ich kilkanaście.

- W aktach mowa jest o co najmniej sześciu mężczyznach, którzy zabili te kobiety. Tylko jeden z nich - Stanisław Zalewski - stanął przed sądem. Najpierw został skazany na więzienie, później na karę śmierci, a potem kara została zamieniona na więzienie. Mężczyzna zmarł w 1957 r. - mówi Engelking.

Ten mord był wyjątkowo okrutny. - Kobiety były bite metalowymi, okutymi wcześniej w kuźni pałkami, kilka z nich na pewno zostało zgwałconych. Wszystko działo się nad jamą, którą wcześniej wykopali sprawcy. Po wszystkim ofiary zostały zasypane ziemią - opisuje Ignatiew.

Prokurator twierdzi, że z dokumentów wynika, że była to zbrodnia wcześniej zaplanowana.

- Oczywiście, że mieli zamiar je zabić. Dlatego nie odwieźli kobiet do getta, dlatego wcześniej wykopali dół w lesie, dlatego poszli do kuźni i okuli te drewniane pałki metalem, by uderzenia były mocne. Bili je po całym ciele, więc nie ma mowy o przypadku - mówi Ignatiew. - Nie wiadomo, czy chcieli je okraść, czy może chodziło o czyny lubieżne. Jednak można przypuszczać, że na pewno nie zrobiliby tego wobec kobiet narodowości polskiej. W przypadku kobiet żydowskich byli bezkarni, w tamtym czasie Żydów mordowało się za przynależność rasową. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że oprawcami byli Polacy.

Potwierdzają to zeznania Stanisława Zalewskiego pochodzące ze śledztwa w 1950 r. Zeznanie jest jednym z wielu złożonych w czasie procesów sądowych, tzw. sierpniówek (nazwa pochodzi od wydanego w sierpniu 1944 r. dekretu PKWN).

"Podjechaliśmy tam na rowerach. Wcześniej poszliśmy do majątkowej kuźni i okuliśmy pałki na końcu żelazem, aby lepiej było zabijać. Po godzinie czasu przyjechały z majątku Bzury dwie furmanki drabiniaste, na jednej furmance jechał Krygiel, a na drugiej Modzelewski Henryk. Gdy furmanki przyjechały pod dom, wypędziliśmy Żydówki z piwnicy i kazaliśmy im powsiadać na wóz. Zawieźliśmy je do boczkowskiego lasu, gdzie był wykopany okop. Tam kazaliśmy wszystkim Żydówkom porozbierać się do koszul i majtek. Zaczęliśmy prowadzać po jednej nad okop i tam zabijaliśmy pałkami. Tkacz zabił cztery Żydówki. Jeszcze przed zabiciem pięciu zgwałcili jedną Żydówkę. Po zgwałceniu Żydówki ja wziąłem pałkę drewnianą od Tkacza i sam osobiście zabiłem Żydówkę, uderzając ją pałką trzy razy w głowę, i wpadła do okopu. Z pomordowanych Żydówek otrzymałem pantofle i jedną sukienkę. Trzy dni później do sołtysa przyjechała niemiecka żandarmeria i na jej polecenie pokazałem miejsce mordu. Jeden żandarm zapytał mnie, czym my ich zabijali, ja powiedziałem, że pałkami. Po wypowiedzeniu moim słów zostałem uderzony przez żandarma niemieckiego gumą i powiedział mi, czemu z powrotem nie przyprowadziliście ich do getta. Następnie kazali lepiej zasypać... Myśmy wszyscy należeli do endecji".
Czy to wiarygodne zeznanie? Może złożone pod przymusem? Engelking: - Nie jestem w stanie tego ocenić. Przez większość procesu Zalewski nie przyznawał się. Ale obciążyły go zeznania świadków.

Według prokuratora Ignatiewa, opisana przez Zalewskiego wizyta niemieckiej żandarmerii spowodowała, że ludzie z okolic zaczęli wierzyć i powtarzać, że żydowskie kobiety zabili Niemcy.

Prof. Andrzej Żbikowski, historyk z UW, który mord w Bzurach opisał w publikacji białostockiego IPN "Wokół Jedwabnego" ocenia: - Trudno będzie znaleźć prokuratorowi więcej materiałów niż te, które już posiada, bo nie zachowały się niemieckie dokumenty z czasów wojny.

Białostocki IPN prowadzi też jeszcze inne sprawy dotyczące pogromu Żydów w Polsce przez Polaków. Jednym z głośniejszych śledztw jest to dotyczące mordu w Radziłowie. 7 lipca 1941 r. w godzinach rannych do miasteczka przyjechali Niemcy, którzy mieli wydać rozkaz przedstawicielom miasteczka, by oczyścili go z Żydów.

Grupa składająca się z co najmniej kilkunastu mieszkańców Radziłowa zgromadziła Żydów na rynku, a następnie zagnała do pustej stodoły, którą po oblaniu benzyną podpalono. Osoby uciekające z ognia zabijano przy użyciu broni palnej lub przemocą wrzucano do środka. Liczby ofiar nie można dokładnie ustalić, a w przybliżeniu szacuje się, że pozbawiono życia od 100 do 1000 osób.

Prowadzone jest też śledztwo w sprawie pogromu Żydów w Wąsoszu w lipcu 1941 r. Wedle relacji świadków, podobnie jak w Jedwabnem i Radziłowie mordowali miejscowi, inspirowani przez Niemców. W nocy 5 lipca zginęło stu kilkudziesięciu Żydów. Prawdopodobnie w tej sprawie będzie przeprowadzona ekshumacja.


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75478,11289917,Mord_Zydowek_w_Bzurach__IPN_po_71_latach_wszczyna.html#ixzz1oamt0DRR