Ogień ogarnął wszystkie piętra. Na szczycie pozostało osiem kobiet i dziecko. Kolejno zaczęły wyskakiwać przez okno. Czepiały się parapetów, wisiały w powietrzu dopóki miały na to siłę, spadały. |
Eugeniusz Maciąg miał 11 lat, kiedy przez okno swojego pokoju po stronie aryjskiej obserwował ludzi wyskakujących z płonących domów podczas powstania w getcie warszawskim w maju 1943 roku.
"To był plac Parysowski, numer 19, dom położony najbliżej getta. Mieszkanie na wysokim pierwszym piętrze. Z okna doskonale widziałem trójkątny plac oraz domy po drugiej stronie muru, bliżej ulicy Stawki. Przed wojną mieszkali tam Polacy i Żydzi, stały nieliczne murowane budynki, handlowano śledziami z beczek.
Plac stał się miejscem przerzutu żywności do getta. Szmuglerzy przechodzili tam i z powrotem. Niektórzy ginęli z rąk Niemców, inni byli zatrzymywani przez granatową policję. Często przechodzono po drabinie.
Podczas powstania w getcie miała miejsce największa dla mnie tragedia, którą widziałem bezpośrednio ze swojego okna. Bodajże 5 maja dom naprzeciwko został podpalony. Wtedy rozegrały się w nim dwie równoległe sceny. Na pierwszym piętrze, dokładnie w pomieszczeniu na wprost mojego okna, ukrywał się Żyd. Dym ogarniał cały budynek, a on stał bez ruchu. Modlił się.
Niżej znajdowało się kilka kobiet. Zaczęły uciekać przed ogniem. I tak kolejno wchodziły po piętrach. Doszły do pierwszego – przystanęły i rozejrzały się, doszły do drugiego – spojrzały przez okno, wbiegły na trzecie i znowu przez okno. I tak do ostatniego piętra. Nie pamiętam czy budynek był cztero- czy pięciopiętrowy. Był wysoki.
Wkrótce od strony ul. Dzikiej przyjechała polska straż pożarna. Wysunęli drabinę, jeden ze strażaków wszedł do środka. Rozległ się karabin maszynowy. Wycofali się z akcji, a ludzie pozostali w płomieniach. Czy Niemcy nie pozwolili gasić?
Ogień ogarnął wszystkie piętra. Na szczycie pozostało osiem kobiet i dziecko. Kolejno zaczęły wyskakiwać przez okno. Czepiały się parapetów, wisiały w powietrzu dopóki miały na to siłę, spadały.
W oknie wisiała zasłonka. Zobaczyłem kobietę z dzieckiem. Usiedli na parapecie, wyciągnęli przed siebie nogi i owinęli je zerwanym materiałem. Po chwili przechylili się na bok i polecieli w dół.
Ostatnia była kobieta w średnim wieku. Przystojna i młoda. Stanęła w oknie, popatrzyła na świat i odważnie wyskoczyła.
Stoop tak opisywał podobną akcje:
O godz. 16.00 wprowadzono do akcji specjalną grupę bojową w sile 320 dowódców i szeregowców w celu oczyszczenia wielkiego bloku budynków po obu stronach tzw. ulicy Niskiej 1, położonego na północnym wschodzie byłej żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej. Po przeszukaniu cały blok podpalono, całkowicie go przed tym otaczając. W toku tej akcji ujęto pokaźną liczbę Żydów. Jak zwykle utrzymywali się oni do ostatniej chwili w bunkrach znajdujących się pod ziemią lub urządzonych na strychach. Do ostatniej chwili strzelali, a następnie zeskakiwali na wyrzucone uprzednio pierzyny, materace itp. nawet z czwartego piętra na ulicę, ale dopiero wtedy, gdy wskutek pożaru nie pozostała im już inna droga ucieczki.
Ogółem ujęto w dniu dzisiejszym w byłej żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej 2560 Żydów, z których 547 zastrzelono. Poza tym przy wysadzaniu bunkrów w powietrze i na skutek pożaru zginęła nieustalona liczba Żydów.