Thursday, November 20, 2014

Janusza Korczaka Różyczka przed i po 1927 r. czyli Święto sadzenia drzewek (owocowych)!



Różyczka przed i po 1927 roku czyli Święto sadzenia drzewek

W Warszawie istnieje Towarzystwo „Pomoc dla Sierot”. Posiada dom na Krochmalnej i kolonie w Gocławku obok Wawra. Towarzystwo poprosiło pana prezydenta m. Warszawy o robotników i rośliny, żeby założyć na letnisku park. Pan prezydent się zgodził; robotnicy porobili boiska, trawniki i aleje, ale trzeba było urządzić uroczysty dzień, kiedy się zasadzi pierwsze drzewka, i to się nazywa święto sadzenia.

Dorośli pojechali samochodami o godzinie 12, a my o 10 i pół tramwaikiem – na skromno. Kiedy wyjechali dorośli, było już ładnie, a kiedy my, dzieciaki, lał deszcz. Pojechała dwudziestka – arystokracja z samorządu. Wsiedliśmy do tramwaju wszyscy, oprócz Felki, którą ochlapała dorożka, więc zagapiła się i potem nas dogoniła. Gdyśmy przybyli, zobaczyliśmy, że willa ładnie przystrojona zielenią i widniał napis: „Witamy!” (zmajstrowany przez naczelnego rysownika, grafika i kaligrafa Czesława. Przyjechało dużo samochodów z członkami zarządu i gośćmi, a potem pan prezydent miasta w eleganckim samochodzie. Pan prezes oprowadzał gości po kolonii, a pan prezydent patrzał na zegarek. Potem odbyły się różne przemowy, błogosławieństwa i życzenia. Pan prezes i pan wiceprezes mówili, że dziękują – pan prezydent mówił, że nie ma za co. Z boku stał prawdziwy reporter i fotograf. Reporter zawzięcie notował, a fotograf przez cały czas majstrował przy aparacie i skakał w różne strony, chcąc złapać najważniejsze osoby. Kiedy myśmy się raz dobrze z Herszkiem wtrynili, jedna pani dała nam boksa i powiedziała: „Stójcie spokojnie”.

Pan prezydent miasta – pierwszy zasadził drzewko, potem pan dyrektor ogrodów warszawskich, następnie zarząd i pozostali goście. Potem zasiedli do śniadania, a kiedy sobie podjedli i szczęśliwie odjechali, przyszła kolej na nas. Usiadłem przy Herszku i spojrzałem na stół zastawiony przysmakami. Herszek usiadł naprzeciw tortu, po prawej ręce mieliśmy pudło z ciastkami, a po lewej – rzodkiewki. Pogładziłem brzuszek i zabrałem się do roboty. Herszek naśladując Patachona włożył w zanadrze 2 kostki cukru. Pani prezesowa naganiała nas do jedzenia, a my okazaliśmy się bardzo uprzejmi i posłuszni. W ciągu 5 minut znikły bezpowrotnie śledziki, rogaliki, bułeczki, ser, jaja i śmietana. Po śniadaniu zaczęliśmy sadzić. Znamy tę robotę, bo w lecie pan Koszur kazał nam wykopywać pnie i zeschłe drzewa; zresztą pomagamy przy żniwach od lat paru.

Chłopcy udawali zawodowych kopaczy, a Sura delikatnie dziobała ziemię, jak łyżeczką w filiżance kakao. Co który nasypał kilka łopat, panowie mówili: „Dosyć, dosyć”, i odbierali łopaty. Widząc, że to nie prawdziwa robota, a tylko bujanie, zniechęciliśmy się prędko. W powrotnej drodze w tramwaju było strasznie ciasno, a jeden pan krzyknął: „Fabryka szwajcarskich serów”.

Reporter Maksio [Majer Kulawski]
„Mały Przegląd” 1927, numer z 13 maja


„Różyczka” była też przedsiębiorstwem rolnym – była tu m.in. ferma drobiu i inspekty warzywne, hodowano kilka krów, w 1924 r. zasadzono 250 drzewek owocowych.

Mały Przegląd - pierwsze czasopismo prowadzone przez dzieci

Dziewiątego października 1926 Janusz Korczak opracował pierwszy numer Małego Przeglądu (1926-1939), który redagował przez kolejne 4 lata (1926-1930). 

Po roku 1930 redakcją kierował Igor Newerly. Biura gazety mieściły się w Warszawie, przy ulicy Nowolipki 7. 
Pismo było tygodniowym dodatkiem do czasopisma Nasz Przegląd i było unikalnym periodykiem pisanym przez dzieci i młodzież.