Trzy okna po jednej stronie sali otwarte: ciepły, wonny zapachem rozgrzanych sosen powiew letniego wieczoru, -- Jeszcze chwil kilka -cisza: śpią.
Niektóre nakryte kołdrą nu głowę, odkrywam ostrożnie, aby nie obudzić --zbytnia obawa nowicjusza; otworzył przez sen usta, głęboko zaczerpnął powietrza, mruknął coś, -niezdecydowany ruch ręką - i śpi; głowy już kołdrą nie owija.
Większość, ogromna większość dzieci, skurczona w łóżkach, boleśnie skurczona.
I nic dziwnego: tylko dwoje z siedemdziesięciu sześciu śpi w domu samo. A reszta, z bratem, z ojcem i bratem, z ojcem i dwojgiem jeszcze dzieci, we czworo w jednem łóżku. --Pierzyna krótka, w izbie zimno, w łóżku ciasno, -trzeba sig skurczyć,--skurczyć w nocy ciałem, jak w dzień duszą, -duszą żydowskiego dziecka...
Kilku śpi w czapkach; zdejmuję czapki, notuję nazwiska.
Od chwili, gdy pierwsze pary formują się na podwórku, -wszystko notuje: -kto ma uszy czyste, kto robactwo na głowie, kto spóźnił się do biura i na dworzec, sam przyszedł na stację, nie dostał karmelków lub piernika na drogę od matki, w chałacie czy bluzie, -kto pierwszy raz czy drugi wyjeżdża, kto mimo zakazu wychyla się przez okno wagonu, --skarży, -wybiega z pary, - Daje mi to możność z pewnem prawdopodobieństwem postawić djagnoze srodowiska, rodziny, wreszcie samego dziecka, -daje mi to możność w ciągu pierwszych dwóch dni rozejrzeć się w materiale, -poznać dzieci, z któremi obcując przez krótkie cztery tygodnie dając im maksimum swobody przy koniecznym porządku ,-pragnęłoby się, do licha coś-coś drobnego, nieuchwytnego, jak jedna z tych nikłych gwiazd, punkcików które patrzą na sale przez otwarte okna, - zostawić coś jasnego, złocistego, co nie zgaśnie, wplesc jedną bodaj pajęczą nitkę promienia w szare, mroczne życie.
I z nieubłaganą bezwzględnością sprawdza się fakt: najbardziej zaniedbane, to te najbiedniejsze. Te które w czapkach spać pragną, w sobotę się mydlem nie myja, obcięte paznokoie chcą palić na pięciu drewienkach, w łóżkach leżą w kłębek zwinięte, -to te, którym matka nie dała piernika na drogę, których uszy były najbrudniejsze, a chałat najbardziej zniszczony.
Cisza.
Rozgrzane dziennem ciepłem sosny woń żywiczną przez otwarte okna na sale. Na niebie gwiazdy migocą. -Czasem które z dzieci westchnie głośniej, poruszy się lub mruknie coś przez sen. -A pozatem zupełna - przeczysta - niezmącona cisza łagodnie uśpionej natury.
W roku 1924 Korczak napisał obszerny i wnikliwy artykuł do czasopisma „Opieka nad dzieckiem” – pod tytułem „Sen”. W artykule opisał sen dziecka obserwowany w Domu Sierot w 1913 roku. Korczak zapisywał, o której godzinie dziecko zasypiało, o której się budziło, ile godzin spało, ile minut czekało na sen, czy obudziło się samo. Doktora Korczaka interesowało nawet to, w jakiej pozycji dziecko śpi. Zastanawiał się czy każde dziecko potrzebuje tyle samo godzin snu. Korczak notował też temperaturę w sypialni.
50 lat działalności Towarzystwa Kolonii Letnich dla Dzieci imienia D-ra Stanisława Markiewicza 1882 - 1932 : Sprawozdanie rachunkowe za rok jubileuszowy 1931/1932. |