CHATA
JANUSZ KORCZAK
Chata moja stała zdala od szosy. Nie słyszałem turkotu, gdy wozy jechały na targ do miasta, ani hałasu, gdy chłopi hulali w szynku. Słowiki pięknie śpiewały. Ona sadziła kwiaty i znała ich nazwy. Mieliśmy przyjaciół. Często nas odwiedzali. — Jesteś szczęśliwy, — mówili. Uśmiechali się życzliwie. — Masz kwiaty, i słowiki nucą w ogrodzie. Masz gołębnik... Tylko chatę swą zbudowałeś zbyt blizko szosy.
Raz podczas burzy przyszedł obcy człowiek. Przyszedł do nas, bo ma wrogów, którzy go ścigają. Patrzała ciekawie na człowieka, który ma wrogów. My mieliśmy tylko przyjaciół: Dziwny człowiek: czoło i skronie stare, a oczy młode. Opowiadała o naszej chacie, ale obcy człowiek powiedział chmurnie: — Zbudowaliście ją zbyt daleko od szosy. Potem poszliśmy, by obejrzeć kwiaty po burzy. Żal nam było kwiatów, które zniszczyła burza. — Pocóż wam to zielsko? — zapytał. Milczał długo, a my posmutnieliśmy bardziej jeszcze. Potem ona poszła sobie, nie wiem dokąd,— pewnie wstydziła się łez. Zostaliśmy sami. — Każ jej sadzić kartofle, powiedział podróżny, którego ścigali wrogowie. — Zburz gołębnik, niech hoduje krowy.
— Poco? — zapytałem. — Mleko krów rozdasz matkom, gdy karmić będą, a kartofle dzieciom, gdy dorosną.
Nazajutrz weszła do pokoju uśmiechnięta. Przywitałem ją cicho, powieki miałem opuszczone. Posmutniała. — Już wiem, — szepnęła.! Smutna cisza. — Już nie pozwolisz mi sadzić kwiatów ani gołębi hodować. To był on. — Znasz go? — Znam... Kiedy powiedział, że nasza chata zbudowana zbyt daleko od szosy, poznałam zaraz, że to on... Dobrze, będę sadziła kartofle.
— To są ziemniaki dziewczyny, która sadziła kwiaty, — mówili ludzie nieufnie. — To jest mleko człowieka, który hodował gołębie. Kiedy nasi towarzysze dawni dostrzegli, że niema ani kwiatów, ani słowików, — opuścili nas. Przybyli nowi, — byli niezadowoleni: — Chata wasza zbyt daleka od szosy. Nie słyszycie ani turkotu wozów, gdy jadą na targ do miasta, ani hałasu, gdy w niedzielę chłopstwo pije w szynku. Niekiedy bywa smutno, ale wówczas zapytuję cicho: — Prawda, że się nie gniewasz. Odpowiada przez łzy: — O nie... Przecież tak być powinno...
Z innych, nieznanych.
We wrześniu 1938 roku w 60-lecie urodzin Janusza Korczaka w „Przeglądzie Społecznym” ukazał się artykuł dr Anny Brossowej, w którym zostało odnotowane: „Do zwiastunów i pionierów nowej współczesnej pedagogiki w Polsce należy niewątpliwie Janusz Korczak (pseudonim lekarza dr Henryka Goldszmita), pisarz i pedagog, kierownik Domu Sierot w Warszawie. W czasie, kiedy jeszcze panowało przekonanie, że surowość i kara są głównymi czynnikami wychowania, ogłosił «Jak kochać dziecko» […] Autor, który jest lekarzem i wychowawcą, stał się szermierzem porzucenia despotycznego nastawienia do dziecka. Bez moralizowania wskazuje Korczak na konieczność odniesienia się do dziecka z szacunkiem”