Tuesday, March 7, 2023

Marcowa lista Janusza Korczaka - "Szkodnicy" (Sutenerzy historii) i "Pracownicy wartościowi" - Łaja Liwska z Domu Sierot, z zawodu położna, wartościowa!

W marcu 1942 roku Janusz Korczak sporządza listę personelu, zatrudnionego w Głównym Domu Schronienia na ulicy Dzielnej 39. Łaja Liwska dawna wychowanka Domu Sierot Janusza Korczaka wymieniona wśród "pracowników wartościowych".

W marcu 1942 roku Janusz Korczak sporządza listę personelu, zatrudnionego w Głównym Domu Schronienia GDS na ulicy Dzielnej 39. Dzieci w G. D. S. było ok. 500-600 - personelu przeszło 100 osób, w tym 12 osób personelu medycznego. To ogromna gromada opiekunów - mimo to dzieci masowo umierały

Korczak pisze w Pamiętniku, str. 153-157, 166: Opinia ogółu /głosowanie 15 osób różnych nastawień, również zwalczających się wzajemnie/ wydobywa spośród nich grupę "szkodników" i "pracowników wartościowych". Pierwszych jest 14, drugich 19.

Pośród "pracowników wartościowych" wymieniona jest Łaja Liwska, z zawodu położna.
Łaja była wychowawnką, jak również jej o dwa lata młodsza siostra Bela*, Domu Sierot prowadzonego przez Korczaka.



Łaja Liwska w Domu Sierot Janusza Korczaka. 1929 rok (w środkowym rzędzie, Łaja - trzecia od lewej,  Gutmanówna - druga od lewej, Gluzman Leon pierwszy od prawej.

Łaja Liwska w Domu Sierot Janusza Korczaka. 1928 rok (trzecia od prawej w środkowym rzędzie).



*Młodsza siostra Bela przezyła Zagłade w Rosji.

Janusz Korczak "Pamiętnik" na temat GDS.

J.K. stwierdza u dzieci "głód strawy duchowej": zaaplikowana bajka o kocie w butach wywołała niekończące się prośby o jeszcze. Dzieci szkolne pozbawione zastrzelonej nauczycielki, Rundowej, są zaniedbane i zdziesiątkowane przez tyfus, o ile wychodzą z niego w szpitalu, to przynoszą świerzb, grzybicę - niektóre są w ostatnim stadium wyniszczenia. J.K. aktualizuje preliminarz gotówkowy na wydatki bieżące Gł. Domu Schronienia /z 7-10-40/: same dane liczbowe. Interesujące porównanie: "Apetyty" i rzeczywiste wydatki. Np. powinno się wydać na dzieci 240 000 zł, wydaje się 550. Miesięczna cena opalania gazem - zł 500. Oświetlenie: zamiast 3000 złotych wydaje się 200 itp.

J.K. przenosi łóżko, pościel i neseser do swojego pomieszczenia na Dzielnej. O 21.00 obchodzi sypialnie: nie ma termometrów, jest tak zimno, że chodzi ubrany w dwa swetry i palto. Zadziwia go, że dzieci wstają i wychodzą za potrzebą: w ich stanie nie dziwiłby się gdyby wszystkie - a nie tylko część - załatwiały się pod siebie. W sprawozdaniu o pracy Domu jego władze ukryły masową biegunkę podopiecznych przed członkami Rady Żydowskiej. J.K. sporządza listę personelu, zatrudnionego w Głównym Domu Schronienia. Opinia ogółu /głosowanie 15 osób różnych nastawień. również zwalczających się wzajemnie/ wydobywa spośród nich grupę "szkodników" i "pracowników wartościowych". Pierwszych jest 14, drugich 19.

J.K. sporządza notatki o początkach swej pracy w Głównym Domu Schronienia. Wysłał pięć jednakowych listów do władz Rady Żydowskiej, informując, że dzieci w sierocińcu przy Dzielnej 39 przebywają w nieogrzewanym lokalu /jest zima/, nie mają butów ani ciepłych ubrań, zupę obiadową otrzymują w nieregularnych porach, w 200 gramowych kubkach. Nazywa go rzeźnią dzieci, mordownią. Odpowiedział jedynie Adam Czerniaków: "J­estem dumny, że tak do mnie pisać można". Korczak został powołany przez niego do współpracy na terenie G.D.S. 9-02-42 r. J.K. stwierdza, że inwentarzem w Głównym Domu Schronienia z powodu niedbalstwa, niechlujstwa i kradzieży gospodarzono tak źle, że nowe inwestycje poprawiłyby stan jedynie na krótko: do źle prowadzonego magazynu niczego nowego wprowadzać nie należy. Mimo obietnic personel nie otrzymał wynagrodzeń za styczeń i luty, co komplikuje sprawę poprawy funkcjonowania placówki. Jeszcze przed końcem marca Korczak chce sporządzić listy osób, z którymi warto nadal współpracować i takich, które należy zdegradować, umieścić gdzie indziej /"w kryminale?"/.

J.K. tak jak dzieci z Domu Sierot, sobotę stara się spędzić w domu: dla niego jest to sierociniec przy Śliskiej. Gmina zgodnie z jego życzeniem przejęła internat przy Dzielnej, usunęła komisarza, zdobyła tłuszcz dla dzieci. W Gł. Domu Schronienia szaleje epidemia: wśród młodszych śmiertelność stuprocentowa, wśród starszych wysoka. Panuje świerzb, chorzy mają odleżyny, wszyscy niedojadają, są w stanie apatii.

J.K. planuje ustanowienie trzech posiłków, czwartego dodatkowego - by przerwa nocna nie trwała 16 godzin. Dzieci po troje, po czworo całymi dobami leżą w łóżkach, ogrzewając się wzajemnie.

J.K. przewiduje nie zmniejszenie liczby zgonów, ale zmianę ich charakteru: nie do utrzymania przy życiu są niemowlęta i dzieci szkolne o wadze poniżej 15-20 kilo. Tylko tran może im pomóc przetrwać krytyczne chwile.

J.K. w drugiej dekadzie pracy w sierocińcu przy Dzielnej stwierdza, że w bramie należałoby umieścić kryształowego charakteru policjanta dla kontrolowania wszystkiego, co wnosi się i wynosi. Chce zakazać przyjmowanie matek z noworodkami /dziecko umiera, a matka zostaje/, dzieci w dobrej kondycji, których sprytne rodziny chcą się pozbyć.

J.K. zaprasza na odczyt, którego tematem będzie obrona sierocińca przy Dzielnej 39 "niesłusznie nazywanego rzeźnią dzieci i inkwizycją". Zaznacza, że nie będą zbierane datki. Chce oddać sprawiedliwość załodze, która nie opuściła tonącego okrętu". Trzy dni po wysłaniu listów Korczak zostaje wezwany do Wydziału Opieki Rady Żydowskiej w sprawie Głównego Domu Schronienia: dr Mayzner , dyrektor G.D.S. postuluje na nim, by nikogo nie oskarżać /"nie kopie się leżącego"/, Dom zamknąć, dzieci rozesłać - bo sytuacja katastrofalna, zaczynają umierać dzieci szkolne /te mniejsze i słabsze giną najpierwsze/. Wniosek zostaje jednogłośnie odrzucony.

J.K. odczytuje swoje podanie o pracę w G. D. S. Oferta zostaje przyjęta, A. Czerniaków wydaje też polecenie przejęcia Domu przez Gminę. W dzień po naradzie w Judenracie J.K. po raz pierwszy ogląda nowe miejsce pracy, Główny Dom Schronienia. Stwierdza, że na gwałt zakład doprowadzany jest do porządku: wietrzą, szorują, strzygą dzieci, w piecach napalone, w kuchni gotuje się zupa. Oprowadzający go skarży się na nędzny budżet, kradzieże, braki. Korczak spotyka chłopca, którego znał wcześniej jako energicznego dziesięciolatka, ulubieńca szpitala, w którym się znalazł: po dwóch latach od spotkania jest to ospały, schorowany starzec. Na przykładzie innych wychowanków J.K. jasno widzi, że Dom w szybkim czasie wykańcza dzieci nawet starsze i wcześniej dobrze odżywione.

J.K. planuje szczegółową reorganizację pracy Domu: przywrócenie elektryczności, całodobowy dyżur lekarski, usunięcie lekarki i starszej pielęgniarki z dwupokojowego mieszkania, potrzebnego dla dzieci do pokoju lekarskiego, sporządzanie codziennych /a nie raz na miesiąc/ raportów: temperatura w salach, godziny posiłków, liczba dzieci chorych, liczba dzieci zmarłych w ciągu doby. Zamierza szczegółowo skontrolować magazyny. Rozpaczliwie czeka na obiecane 100 litrów tranu: szansy na podtrzymanie życia chorych dzieci.

J.K. planuje walkę z właścicielem pralni "Hanka", która jest nieczynna i zamieszkiwana przez niego, a który nie dopełnił zobowiązań wobec Domu /Korczak miał wielki problem z praniem bielizny - prał ją ręcznie cały personel, pomagały dzieci, ale potrzebował pralni. Usługę świadczył mu później Zaprzyjaźniony Józef Góra, palacz w pralni "Opus". Korczak sam dźwigał bieliznę do pracza/.

J.K. wspomina, jak w Domu Sierot przy Krochmalnej 92 po wybuchu wojny zarządził mobilizację personelu, ogłosił stan wojenny, dezerterom zagroził "śmiercią moralną", a każde zebranie nabrało charakteru wojskowej odprawy: uważa, że to ocaliło Dom przed rozsypką. Młodzież i dzieci otrzymali szarże, był wspólny kocioł i surowa dyscyplina. W Głównym Domu Schronienia jest zupełnie inaczej: "stugłowy personel, z rodzinami kilka setek", wymierające dzieci, piwnice i magazyny puste, 800 kilo gnijących resztek bielizny i odzieży. W tej sytuacji dyr. Mayzner stawia oficjalny wniosek o zamknięciu zakładu, lekarz Kirszbaum jedzie leczyć nerwy do Otwocka, pielęgniarka zajmuje się jedynie dzieleniem dzieci według ich stanu na ciężkie, cięższe, w agonii i zmarłe. Korczak w tej sytuacji swój pobyt w więzieniu po sąsiedzku, przy Dzielnej, wspomina z rozrzewnieniem. J.K. w nowym miejscu pracy w ciągu 10 dni wydaje jeden tylko zakaz: zabrania dzieciom wynoszenia nocnych nieczystości. Robi to sam, tak jak było w Domu Sierot /"Wstaję w nocy dwukrotnie, wylewam 10 kubłów dużych". Personel Domu określa jako "sutenerów historii" i "białe niewolnice", "zaczadzeni, półprzytomni, nie rozumują, nie widzą". W książce "ruchu dzieci"
J.K. odkrywa, że ruch jest jednokierunkowy: większość kilkuletnich dzieci nie przeżywa W Głównym Domu Schronienia nawet miesiąca. Ile się przyjmuje - tyle wkrótce umiera. Z zachowanych przy życiu wszystkie mają niedowagę: pięcioletnie dziecko na Dzielnej waży tyle, ilepowinno ważyć roczne.

J.K. zwraca się do mec. Wielikowskiego, przewodniczącego Żydowskiego Komitetu Opiekuńczego Miejskiego, z prośbą o wskazanie osoby, która pomogłaby rozwiązać poważne trudności, z jakimi walczy pracując w Głównym Domu Schronienia przy Dzielnej. Nie dostał stanowiska wychowawcy, o które się ubiegał - mianowano go obserwatorem, kontrolerem, komisarzem, mężem zaufania. Zaprotestował przy nazwie "kurator". Wylicza braki: nie ma światła, węgiel wydzielany w porcjach na jeden dzień, brak pościeli, odzieży, bielizny /Dom przerabia na pieluchy kurtynę, na koce sukno ze stołów, flagi na bluzeczki/. "Nikt ze szkodników nie został usunięty - nawet dr. Mayzner", nikt z personelu nie dostał etatu.

J.K. nie wie, do kogo się zwrócić.
J.K. od miesiąca pracuje w Głównym Domu Schronienia przy Dzielnej 39. Na podstawie obserwacji codziennych, pod hasłem "Nie targać nerwów" /przechodniom, młodzieży ze służb porządkowych, wychowawcom, lekarzom, pracownikom społecznym/ pisze projekt zorganizowania oddziału dla beznadziejnie chorych i konających dzieci ulicy. Ulice pełne są żebrzących dzieci, które młodzi porządkowi usiłują umieścić w zakładzie opieki - przeważnie bez skutku, z braku miejsc. Starcze szkielety - dzieci chore i żebrzące konają na chodnikach.

J.K. proponuje wydzielenie w jednym budynku szpitalnym sześciu izb /kostnica - dla zmarłych, "sortownia topielców": kogo jeszcze można ratować, komu tylko łagodzić cierpienia; kwarantanna, oddział najciężej chorych, punkt ewakuacyjny /w nim zakłady opieki zgłaszałyby wolne miejsca/. Sam na ochotnika zgłasza się na ordynatora oddziału dla konających dzieci.
J.K. planuje pracę na 13-14 lutego: poprosi listownie księdza z pobliskiej parafii o udział w zebraniu z niesumiennym personelem, a żonę piekarza o białą mąkę, sucharki lub biały chleb dla dzieci z biegunką. Postara się zwarzyć, zmierzyć i dokonać przeglądu stanu skóry każdego z dzieci. Zawiesi termometry w sypialniach /dla dzieci zdrowych i jako tako żywionych minimalna temperatura zdaniem
J.K. wynosi 13 stopni/. Dokona przeglądu dokumentów, kanalizacji, wentylacji, spotka się z personelem. W Izbie Przyjęć spróbuje wyłowić zbierane z ulicy dzieci w agonii. Zdobędzie krew, aby wzbogacać podawaną dzieciom kaszę.
J.K. pierwszej nocy na Dzielnej nie może spać: pościel jest przemarznięta. Rano przygląda się porannej toalecie dzieci, która kojarzy u się z manikiurem robionym skazańcowi. Zamiast wykonania założonego planu, musiał odwiedzić Urząd Zdrowia, aby powstrzymać Kolumnę Sanitarną, która w kilkanaście osób przybyła dezynfekować Dom. Obiecano mu złagodzenie zabiegów i węgiel ze Składnicy Sanitarnej. W papierach
J.K. odkrywa niezapłacony rachunek: w styczniu wypalono elektryczności za 1000 zł /pani Doktór i starsza pielęgniarka ogrzewały mieszkanie piecykami elektrycznymi, gotowano na elektryczności, palono światło/. Elektryczność Domowi odcięto.

W Głównym Domu Schronienia pisze Korczak, jest zupełnie inaczej: "stugłowy personel, z rodzinami kilka setek", wymierające dzieci, piwnice i magazyny puste, 800 kilo gnijących resztek bielizny i odzieży. W tej sytuacji dyr. Mayzner stawia oficjalny wniosek o zamknięciu zakładu, lekarz Kirszbaum jedzie leczyć nerwy do Otwocka, pielęgniarka zajmuje się jedynie dzieleniem dzieci według ich stanu na ciężkie, cięższe, w agonii i zmarłe. Korczak w tej sytuacji swój pobyt w więzieniu po sąsiedzku, na Pawiaku przy Dzielnej 24/26, wspomina z rozrzewnieniem.

„(…) Biorę książkę tzw. ruchu dzieci.
Numer porządkowy. Nazwisko i imię. Data urodzenia. Data przyjęcia, wypisania, wreszcie uwagi – W uwagach odnotowano śmierć dziecka czerwonym atramentem.
Na każdej stronicy 10 nazwisk.
Biorę na chybił trafił karty z ubiegłego roku.
Karta 248.
Nadiwer Salomon, lat trzy Przybył w czerwcu, zmarł w sierpniu
Magiel Bernard, lat trzy Przybył w czerwcu, zmarł w lipcu
Lamer Jakub Przybył w czerwcu, zmarł w lipcu
Parnes Abracham, rok Przybył w czerwcu, zmarł w lipcu
Szajnman Jerzy, dwa lata Przybył w czerwcu, zmarł w lipcu
Safra Ludwika, sześć i pół lat Czerwiec – lipiec
Dezirer Jakub, rok Czerwiec – lipiec
Wejchmaster Sulamit
Rok [i[ sześć miesięcy Przetrwała dwa miesiące
Saper Judyta, pół roku Czerwiec – lipiec
Bradel Brandla To samo
(…)
Karta 246
Dziesięcioro przyjęto, zmarły wszystkie.
(…)
Karta 244
Z dziesięciorga dziewięcioro zmarło w zakładzie, jedno w szpitalu.
(…)
Karta 242
Z dziesięciorga zmarło ośmioro, jedno zabrała babka, jedno zbiegło: Cyrla Aryl lat trzy w czerwcu, uciekła po trzymiesięcznym pobycie.”
„Natchnienie daje mi pięć kieliszków spirytusu pół na pół z gorącą wodą.
Po czym idzie rozkoszne uczucie znużenia bez bólu, bo blizna nie liczy się i nóg ciągnienie nie liczy się, i nawet ból oczu i pieczenie moszny nie liczy się.
Natchnienie daje mi świadomość, że oto leżę w łóżku i tak aż do rana, w więc dwanaście godzin normalnej pracy płuc, serca i myśli.”
Janusz Korczak, Pamiętnik i inne pisma z getta.

Powojenne zdjęcie od ul. Karmelickiej. L - to ul. Dzielna 39 - były Zakład im. św. Stanisława Kostki. Tu przez od lutego 1942 r pracował Janusz Korczak podczas okresu getta kiedy w budynku mieścił się Główny Dom Schronienia. Z Pamiętnika Korczaka: JK planuje pracę na 13-14 lutego: poprosił listownie księdza z pobliskiej parafii o udział w zebraniu z niesumiennym personelem, a żonę piekarza o białą mąkę, sucharki lub biały chleb dla dzieci z biegunką.

,

Budynek w którym był Główny Domu Schronienia GDS przy ulicy Dzielnej 39.