Tuesday, October 4, 2022

Na kilka dni przed Rosz Haszana w 1941 roku doktor Korczak poprosił mnie o pomoc w zorganizowaniu uroczystości religijnych z okazji Rosz Haszana i Jom Kipur dla 150 sierot.

 


Jom Kipur z Korczakiem

Artykuł Michała Zylberberga, 
ukazał się na łamach ''The Palestine Post''

(obecnie ''The Jerusalem Post'') 
dnia 2 października 1949 r.



Podczas Jom Kipur 1939 roku Warszawa była ciągle w rękach Polaków. Wszystkie
synagogi i bati midraszim były zamknięte. Żydzi zbierali się na Kol Nidrei w
prywatnych domach i w piwnicach, a modlili się do akompaniamentu spadających
bomb. W poranek święta Jom Kipur zostałem poproszony o pójście do szkoły
średniej przy ulicy Bielańskiej 18, żeby przekazać budynek władzom wojskowym.
Niemcy zaczęli nowy atak, kiedy byłem w drodze. Przez dzień i noc bomby spadały
na żydowską dzielnicę. Tysiące Żydów zginęło, a bardzo wiele rodzin zostało
bez dachu nad głową. Nie dotarłem do zamierzonego celu, ale to nie miało już
znaczenia, bo szkoła została zbombardowana i zniszczona.

To było pierwsze Jom Kipur w czasie wojny. Kilka dni później po ciężkich
walkach Niemcy rozpoczęli okupację Warszawy. Podczas Jom Kipur w roku 1939
nie było mowy o zbieraniu się w synagogach i bati midraszim. Niemcy nakazali,
że mają pozostać zamknięte. Ale podczas tego Jom Kipur Żydzi polscy odmawiali
modlitwy gorliwiej niż kiedykolwiek. Minjanim zbierały się w prawie każdym
żydowskim domu w Warszawie i bez wątpienia naziści wiedzieli o tych zebraniach.
Dokładnie w południe, pomiędzy szacharit a musaf, megafony uliczne ogłosiły,
że powstaje żydowskie getto. Wszyscy Żydzi w Warszawie mieli opuścić swoje
domy i w ciągu 8 dni przenieść się do tej części miasta, która została wyznaczona
na getto.

Jom Kipur 1940 przemieniło się w Tisza BeAw. W ciągu paru dni pół miliona Żydów
miało się zebrać w małym getcie. Nieżydowscy mieszkańcy z terenu getta
otrzymali w zamian wspaniałe i duże mieszkania z nowoczesnymi wygodami w
zamian za swoje małe i brudne pokoiki. A w dodatku Żydzi musieli płacić wysokie
komorne, żeby się wprowadzić.

Jednak w jakiś sposób Żydzi zdołali się zaadaptować do tych strasznych
warunków. Rozpoczął się nowy rozdział w historii prześladowań Żydów.
Bezdomność, głód, choroby - to były 3 filary Nowego Roku. Pięciuset Żydów
umierało każdego dnia z powodu głodu, krwawych biegunek (dyzenterii), tyfusu.
Getto otoczył wysoki mur.


Jom Kipur w 1941 roku. W tamtym roku mieszkałem i pracowałem z
bardzo znanym żydowskim pedagogiem doktorem Januszem Korczakiem
(Goldszmitem). Na kilka dni przed Rosz Haszana w 1941 roku doktor
Korczak poprosił mnie o pomoc w zorganizowaniu uroczystości religijnych
z okazji Rosz Haszana i Jom Kipur dla 150 sierot. Zależało mu, żeby
uroczystości miały właściwą oprawę, bo chciał zrobić wrażenie na
dzieciach. "W tych straszliwych czasach", powiedział, "religia jest naszą
jedyną pozytywną siłą, naszą jedyną ochroną". Byłem zaskoczony. Doktor
Korczak nie był religijnym Żydem. Był asymilatorem, który nie miał żadnego
kontaktu z religijnym życiem żydowskim.

Znaleźliśmy młodego kantora (chazana). Dzieci przygotowały na uroczystości
dużą salę Domu Sierot na ulicy Chłodnej 33, położyły dywany i ustawiły kwiaty.
Rosz Haszana i Jom Kipur w Domu Sierot było wielkim doświadczeniem.
Doktor Korczak miał na głowie czarną, jedwabną jarmułkę i stał w ciągu
dnia w kącie ze swoim modlitewnikiem w języku polskim. Jego kazania były
najbardziej pouczające. Mówił o życiu, o śmierci, o żydowskiej wierze, o Torze,
o Izraelu. "Kto to może wiedzieć", powiedział podczas ostatniego wystąpienia w
czasie modlitwy Ne'ilah, "czy będziemy przy życiu podczas następnego święta
Jom Kipur". Podczas kolejnego Rosz Haszana dzieci już tam nie było. A doktor
Korczak był martwy.

W święto Tisza BeAw rozpoczęły się deportacje Żydów do Treblinki. W święto
Jom Kipur było już tylko 60 tys. Żydów w Warszawie. Byli niewolnikami
Niemców i całymi dniami pracowali w ich fabrykach. Ciągle wśród nas były dzieci
i starcy, którym udało się ukryć wśród pracujących członków ich rodzin. Oni nie
przetrwali Jom Kipur w 1942 roku.

Dzień przed Jom Kipur 1942w południe, wszystkie fabryki zostały okrążone i Niemcy rozpoczęli wielkie akcje poszukiwawcze "niepracujących elementów". W każdym
żydowskim domu odbywały się sceny rozdzierające serce. Dzieci były wyrywane
swoim rodzicom, a rodzice wyrywani swoim dzieciom. Chorzy byli mordowani na
miejscu. Tak zaczęliśmy Jom Kipur w 1942 roku.

Niemcy wydali dalsze instrukcje dyrektorom fabryk, żeby przeprowadzić w nocy
Jom Kipur dalsze poszukiwania "nieproduktywnych elementów". Większość
dyrektorów była Żydami i oni chcieli ocalić swoich braci z getta. Tamta noc
była jedną z najstraszniejszych w czasie naszego całego pobytu w getcie. Dzień
minął "normalnie". Pracowaliśmy w fabrykach jak każdego normalnego dnia.
Kiedy podawano nam obiad, Żydzi zebrali się razem, postawili wartę przy
drzwiach i modlili się. Nie wiedzieliśmy który z nas ma odmówić modlitwę za
zmarłych, więc wszyscy to zrobiliśmy, nawet ten najmłodszy spośród nas.

W Jom Kipur 1943 roku Warszawa była już "Judenrein" (niem. wyczyszczona
z Żydów). Tylko garstka Żydów pozostała przy życiu i mieszkała poza gettem
jako "nie-Żydzi". Zupełnym przypadkiem dowiedziałem się, że tego dnia wypada
Jom Kipur. Nawet nie-Żydzi byli w wielkim niebezpieczeństwie w Warszawie.
Każdego dnia ludzie byli zatrzymywani na ulicach i rozstrzeliwani w akcjach
odwetowych za akty terroru wymierzone w Niemców. Najbezpieczniejszym
miejscem schronienia w tamtym czasie był kościół. Spędziłem całe święto Jom
Kipur w kościele na placu Zbawiciela - był to jeden z największych kościołów
warszawskich. Kościół był zawsze otwarty i wypełniony tłumem wiernych,
więc Żyd mógł tam pójść bez zwracania na siebie uwagi. O ósmej rano zająłem
miejsce wśród setek wiernych zgromadzonych na mszy. Trzy godziny później
msza się skończyła, a większość ludzi się rozeszło. Ja zostałem, rozejrzałem się i
zobaczyłem wielu innych Żydów. Było wiele kobiet, z pochylonymi głowami w
modlitwie, które przygotowywały się do spędzenia dnia w kościele - żeby zrobić
swój Cheszbon Hanefesz (rachunek sumienia). Niektóre były moimi dawnymi
uczennicami, które ukończyły szkołę średnią. Nie poznawaliśmy się. Byliśmy
obcymi.

Ciszę panującą w kościele przerwał ksiądz w białej szacie, który stanął przed
ołtarzem i modlił się w intencji potrzebujących pomocy. Melodia modlitwy
brzmiała tak żydowsko, tak blisko naszego własnego nieszczęścia, że przypomniała
mi o bólu i cierpieniu Żydów przez wieki.

Jom Kipur w 1944 roku nastąpiło po Powstaniu Warszawskim pod dowództwem
Bora-Komorowskiego. Naziści zajęli całe miasto, a jego nieżydowską ludność
wypędzili. Wśród nich była garstka ocalonych Żydów. Wszyscy zostali internowali
w obozie w Pruszkowie pod Warszawą. I specjalnie starano się wytrzebić Żydów
ukrywających się wśród nieżydowskiej ludności. Bardzo niewielu przeżyło, żeby
opowiedzieć tę historię. Jestem jednym z nich.