Thursday, January 17, 2013

Marek Edelman i Janusz Korczak czyli bzdury starego KORowca


W internecie są filmy i wywiady Marka Edelmana o Korczaku. 

Mnóstwo nieścisłych, i mijających się z prawdą informacji poprzeplatanych z prawdziwymi faktami!

Moje komentarze "na czerwono".


W Roku Korczakowskim (ani poprzednio) nikt tych bredni nie skomentował! Dlaczego? Czy na nowo rozwi
ązano obecny Komitet Korczakowski jak w 1969 roku?


Edelman:
Jak to wszystkie dzieci, wtedy gruźlica była rzeczą nagminną, a wszystkie dzieci miały zespół pierwotny gruźliczy, więc tam wysyłali do tego sanatorium na sześć tygodni, czy na miesiąc żeby tam świeżym powietrzem w Miedzeszynie oddychać, gdzie tam był taki anty-Korczakowski samorząd, tak można powiedzieć, bo to był samorząd dziecięcy. Samorząd, który nie uznawał, bo u Korczaka były nagrody i kary, a kary były straszne, a tam nie było kar. I samorząd dziecięcy działał tam, organizował wszystko, a nie było tego, co było u Korczaka, co było tak bardzo znienawidzone przez młodzież, że jak się źle uczyłeś dostawałeś w zasadzie fartuch był do kostek, jak się dobrze uczyłeś to fartuch był do kolan, jak dostawałeś trójki to był poniżej kolan, jak dostawałeś dwójki to było do kostek i to była ta hańba. Więc tego wszystkiego, tam były te sądy między dziećmi straszne, się sądzili, wyroki wydawali.


Edelman:
Korczak to też miał taki pomysł, był bardzo genialnym lekarzem, wielkim pisarzem, stworzył wielkie rzeczy, ale jego metoda wychowawcza nam nie odpowiadała, w każdym razie dla dzieci ona nie była najlepsza. No była, to karanie było okropne. Te sądy, kiedy dziecko na dziecko musi wydać wyrok, kolega, razem przecież pewno psocili i jednego złapali, drugiego nie, więc jeszcze jeden na drugiego wyrok musiał wydawać, już nie umiem powiedzieć, jakie to były kary, myśmy nie mieli nic wspólnego.




Edelman:
Zresztą Korczak był bardzo trudnym człowiekiem, bardzo trudno z nim było mieć wspólnego, bo w czasie wojny, naprzeciwko szpitala (Ibersonów-Moumonów ?), gdzie ja pracowałem oni mieli swój dom dziecka tam przeniesiony no i zawsze były awantury między nim a naczelnym lekarzem naszym, bo on uważał, że szpital kradnie jedzenie jego dzieciom.

Bzdury. Edelman nic nie rozumiał ani wtedy ani po wojnie. Niczego się po wojnie też nie nauczył…
Korczak postawiony w sytuacji konieczności zdobycia jedzenia dla dzieci i personelu oraz utrzymania w miarę znośnych warunków w Domu Sierot stawał przed arcytrudnym zadaniem. Być może dlatego, jak to mówi Edelman był "trudnym człowiekiem". Bez jego bezkompromisowości i uporu Dom Sierot by nie przetrwał.

Konflikt z Braude-Hellerowa, szefową Marka Edelmana ze szpitala Bersonów i Baumanów też nie jest tak jednoznaczny jak opisuje go Edelman. Korczak zarzucał Braude-Hellerowej, że okrada dzieci z racji żywnościowych. Znane jest jego pismo do niej, wtedy przewodniczącej Komisji Zdrowia w Warszawskim Getcie, informujące o podjęciu pracy przez Korczaka w Głównym Domu Schronienia przy Dzielnej 39. Korczak uważa, że zdecydował się dobrowolnie zamknąć w tym obozie koncentracyjnym gdzie, według jego informacji, umiera tam kilka dziesiątków dzieci dziennie.


Edelman:
(Korczak) On był bardzo znerwicowany już człowiek. Ja nie wiem, to opowiadają, to też świadczy o czymś, że on chodził zawsze w polskim mundurze za Niemców, kiedy było wiadomo, że takiego faceta na ulicy każdy Niemiec da mu w mordę. Więc to nie było takie zupełnie normalne zachowanie. To nie ma nic do jego wielkości, ale to było dziwaczne zachowanie.

Fakt że Korczak chodził w polskim mundurze. Na początku! Dziwny zarzut! To tak jakby zarzucac Edelmanowi że walczył w powstaniu w getcie i że był w ŻOBie no i w KORze.

Edelman:
On walczył o swoje dzieci bardzo, o jedzenie dla nich i też nie byliśmy zachwyceni tym, jak on te swoje dzieci prowadził do pani Goldbergowej i mówił: "pocałuj panią Goldbergową w rączkę, bo ci dała pomarańczkę". Albo jak robił przedstawienia dla takich bogatych, takich szmuglerów i gestapowców i dzieci przedstawiały jakąś sztukę i on dostawał za to worek mąki. No, nie byliśmy tym zachwyceni, nie było to takie czysto społeczne wychowanie.

"nie byliśmy zachwyceni" pisze Edelman. Kto my? Bundowcy?Ani ŻOBu (ani KORu), dowodzonego przez Mordechaja Anielewicza wtedy nie było. ŻOB powstał "posle draki" (После драки кулаками не машут) jak by to Rosjanie okreslili, czyli po rozpoczeciu akcji deportacyjnej której rezultatem było wymordowanie co najmniej 90 % mieszkanców getta! Akcji której nikt nie zatrzymał, ani w getcie ani poza gettem!
Wystawianie sztuk w Domu Sierot nie miało tylko za zadanie zdobycia pieniedzy od szmuglerów i gestapowców. Niestety tego Edelman nigdy nie rozumie!


Edelman:
Poza tym, no trzeba powiedzieć jedną taką dziwną rzecz. To była przecież zorganizowana młodzież. Cała zorganizowana młodzież w jakiejś mierze, prawie cała, przyszła w większej, mniejszej liczbie do Żydowskiej Organizacji Bojowej - od Korczaka ani jednej osoby nie było. To też coś świadczy, jak on ich wychowywał. Coś to nie było takie wychowanie prospołeczne.

ŻOB powstał, jak pisałem, po rozpoczeciu akcji wywózkowej latem 1942 roku. Akcji której rezultatem było wymordowanie co najmniej 90 % mieszkanców getta! Młodzież (bursisci) od Korczaka była w wiekszosci lewicowa! Możliwe że nie zgłosiła sie do ŻOBu bo ich już nie było! O to nie można jednak oskarżac Korczaka!

27 lipca Korczak napisał w Pamiętniku niezwykły tekst, nazywany "Mową programową historii". To jest mowa na trzy strony druku, którą Korczak może wygłosiłby do mieszkańców getta, gdyby mógł. Napisał w niej: "Żydzi na wschód. Tu już nie ma targów. ( ) Oto tor kolejowy. ( ) Jeśli nawet chwilami żal was, ale musimy batem, kijem lub ołowiem - bo musi być porządek"

Edelman:
Było to, ja nie umiem powiedzieć, bo ja nie miałem z tym nic wspólnego, ale wobec tego, że te stosunki między szpitalem a Korczakiem były takie napięte to nie miałem do niego sympatii jako do człowieka i wobec tego się tym nie interesowałem. Nie tylko ja, ale ci moi koledzy też nie. No, Stasia Merecherc opowiadała, że musiała oszukiwać Korczaka, bo ona była psychologiem i kwalifikowała dzieci do tego żeby byli przyjęci do domu Korczaka, więc - nie pamiętam, jaka to liczba, ale Korczak nie chciał przyjmować niżej 110 ilorazu inteligencji, on chciał mieć samych geniuszy. Więc Stasia, która była pedagogiem tam, to ona, jak to zwykle, oszukiwała go, powiedziała, że tutaj gdzie jest 80, czy 70, że to jest 110, żeby on przyjął, tam gdzie była potrzeba, gdzie była nędza.

To tylko częsciowy bełkot!


Edelman:
Tak że różne, takie drobne rzeczy, ja nie mówię o jego pisarstwie, o jego opowiadaniach “Starego doktora”, o wielkim talencie literackim, wielkiej akcji społecznej, np., że był uczciwym człowiekiem, największym itd., to wszystko jest prawda i, że poszedł z dziećmi na Umschlagplatz i razem z nimi pojechał, trzeba to wszystko to obrasta legendą, ale to wszystko jest prawda, w każdej legendzie jest jądro prawdy. Trzeba to zrozumieć.
To pełny bełkot Edelmana!



Edelman:
Na przykład, jak się mówi, że tam dzieci szły parami, ze sztandarem, to wszystko jest przecież wymyślone, ale prawdą jest, że on szedł z tymi dziećmi od ulicy Siennej czy Śliskiej do Umschlagplatzu i prawdą jest, że on przedtem mógł wyjść dziesięć razy na aryjską stronę, bo miał przyjaciół i znajomych i mógł się tam próbować ukrywać, ale prawdą jest, że zdecydował się pójść razem z dziećmi. On nie był jedyny. Ale jest on symbolem tych wszystkich nauczycieli, którzy poszli, bo nauczyciele z sanatorium Medema też poszli z dziećmi.

To "niepełny bełkot"! Prawda jest co do tego że wokół marszu powstała legenda! Nie było zielonego sztandaru i śpiewu, nikt Korczakowi nie salutował!

Sprzątanie, również toalet były jak najbardziej normalnym zajęciem w Domu Sierot. Niestety Edelman nie rozumie tego.
Szczotki i kubły stały zawsze na widoku i ich się nie chowało do szaf (tak samo jest u mnie w domu). Były dzieci odpowiedzialne (chyba tygodniowo) za sprzątanie podwórka, schodów no i tych toalet które tak Edelmana denerwują i uważa to za kare. Oprócz tego były dzieci maj
ące dyżury, odpowiedzialne za to żeby praca została wykonana. Wracając do "tych strasznych sądów" których Edelman nie może przełknąć to dzieci się same podawały do sądu za np. złe sprzątniecie sypialni.

27 lipca 1942 roku napisał Korczak: Coś, o czym wiele razy już mówiłem i pisałem i z czym walczę od lat trzydziestu, od czasu jak powstał Dom Sierot, walczę bez nadziei zwycięstwa, bez widocznego skutku, ale walki tej przerwać nie chcę i nie mogę. O to walczę, aby w Domu Sierot nie było roboty delikatnej czy ordynarnej, mądrej czy głupiej, czystej czy brudnej – roboty dla panieneczek i zwyczajnej hołoty. Nie powinno być w Domu Sierot pracowników wyłącznie fizycznych i wyłącznie umysłowych. Ze zgorszeniem i niesmakiem patrzą w magistrackim internacie na Dzielnej, że podaję rękę posługaczce, i to nawet wtedy, kiedy myje schody i ma mokre ręce. Ale często zapominam przywitać się z doktorem Hirszbraunem, nie odpowiadałem nawet na ukłony doktora Mayznera i Bałabana. Szanuję uczciwych pracowników. Ręce ich są dla mnie czyste i zdanie ich ważę na wagę złota.

Praczka i stróż bywali proszeni na posiedzenia w Domu Sierot na Krochmalnej nie dlatego, żeby im sprawić przyjemność, ale żeby jako znawcy poszczególnych dzieci poradzili i pomogli tam, gdzie wynikła jakaś trudna sprawa bez ich udziału dziecko dostało by §3.



Zaproszenie Korczaka adresowane do następujących osób: p. Cywia (Lubetkin), p. Icchak (Cukierman) i p. Sara (nieznana osoba) na ostatnie przedstawienie w getcie warszawskim, na sztukę „Poczta” wg. noblisty R. Tagore w Domu Sierot przy ulicy Siennej 16. 

Wg. Edelmana w sanatorium Medema był taki "anty-Korczakowski samorząd", tak można powiedzieć, bo to był samorząd dziecięcy. Samorząd, który nie uznawał, bo u Korczaka były nagrody i kary, a kary były straszne, a tam nie było kar. I samorząd dziecięcy działał tam, organizował wszystko, a nie było tego, co było u Korczaka, co było tak bardzo znienawidzone przez młodzież, że jak się źle uczyłeś dostawałeś w zasadzie fartuch był do kostek, jak się dobrze uczyłeś to fartuch był do kolan, jak dostawałeś trójki to był poniżej kolan, jak dostawałeś dwójki to było do kostek i to była ta hańba. Więc tego wszystkiego, tam były te sądy między dziećmi straszne, się sądzili, wyroki wydawali.

Zaproszenie Korczaka adresowane do następujących osób: p. Cywia, p. Icchak i p. Sara (nieznana osoba) na ostatnie przedstawienie w getcie warszawskim, na sztukę „Poczta” R. Tagore w Domu Sierot przy ulicy Siennej 16.

Pod adresem "Kuchnia" mieścił się tajny kibuc organizacji chalucowej, syjonistycznej prowadzonej m.in. przez Cywię Lubetkin i Icchaka Cukiermana. W wykładach w kibucu brali udział między innymi Janusz Korczak (w dniu 18 stycznia 1942 r.) i Stefa Wilczyńska (w dniu 20 stycznia 1942 r.). Zaproszenie pisane jest ręką Stefy Wilczyńskiej. 

Prawdopodobnie te kontakty też przyczyniły się do "miłości" Edelmana w stosunku do Korczaka...


Z Gadaninek Starego Doktora - Janusza Korczaka w Polskim Radiu:

UWAGA: 
Jestem bezwzględnym, nieubłaganym przeciwnikiem kary cielesnej. Baty, dla dorosłych nawet.., będą tylko narkotykiem, nigdy - środkiem wychowawczym.
-Kto uderza dziecko, jest jego oprawcą.