Wednesday, May 1, 2013

Gdy Anielewicz byl komendantem Powstania w Getcie Warszawskim


Powstanie w Getcie Warszawskim

Tytuł mojego dzisiejszego wpisu na blogu jest sarkastyczny. 
Był bowiem tylko jeden mianowany
Komendant Żydowskiej Organizacji Bojowej i
przywódca Powstania w Getcie Warszawskim –
Mordechaj Anielewicz.
Poległ ze swoimi wiernymi towarzyszami w bunkrze na Miłej 18, 8 maja 1943 roku. Jego następcy z ŻOB też zginęli!


Komendant Żydowskiej Organizacji Bojowej i
przywódca Powstania w Getcie Warszawskim –
Mordechaj Anielewicz.

Tymczasem propaganda „żonkilowska”, która ma duży
wpływ na współczesne polskie media, okrzyknęła
Komendantem Marka Edelmana. Już w 2012
roku ukazał się artykuł „Komendant. Biografia Marka
Edelmana” (V.Ozminkowski, Newsweek.pl, 8.09.2012).
Niektórzy określają Edelmana „zastępcą komendanta
Powstania w Getcie Warszawskim” (był nim rzeczywiście
z ramienia partii Bund i było to wyborem politycznym)
albo „ostatnim przywódcą Powstania w Getcie
Warszawskim”. Moim zdaniem tylko określenia „jeden
z ostatnich żyjących członków przywództwa ŻOB”
albo „jeden z ostatnich żyjących przywódców Powstania
w Getcie Warszawskim” są zgodne z prawdą historyczną!

Założycielami Żydowskiej Organizacji Bojowej byli m.in. :Icchak Cukierman, Cywia Lubetkin, Josef Kapłan i Mordechaj Tanenbaum. Żydowska Organizacja Bojowa powstała 28 lipca 1942.

Dopiero 15 października 1942 r. tzw. pierwszą ŻOB rozszerzono o członków partii: Bund, Poalej Syjon, Organizacji Syjonistycznej oraz PPR. Utworzono Żydowski Komitet Narodowy (ŻKN), który sprawował polityczne zwierzchnictwo nad ŻOB. Zadaniem ŻKN było reprezentowanie całej ludności żydowskiej m.in. w rozmowach z Armią Krajową.


Do ŻKN akcesu nie zgłosił Bund, jednak niedługo później partia ta zgodziła się na współpracę z nowo utworzoną Żydowską Komisją Koordynacyjną (ŻKK), która odpowiadała za kierunki działań ŻOB.

Komendantem ŻOB został oficjalnie mianowany Mordechaj
Anielewicz. Zmian na stanowisku komendanta nie było!



Marek Edelman był związany ze środowiskiem Komitetu Obrony Robotników w latach 70. i 80, czołowej organizacji opozycji antyustrojowej w PRL, kontynuującej socjalistyczne tradycje PPS i
Bundu. Wtedy właśnie napęczniała „legenda Edelmana”, rzekomego Komendanta Powstania!


Wtedy dopisano do jego biografii wiele kontrowersyjnych i fałszywych faktów, które powtarzane są z uporem do dzisiaj!

Co więcej: w tych latach Edelman zaczął się wypowiadać obraźliwie o bohaterskim przywódcy i prawdziwym Komendancie Powstania w Getcie Warszawskim Mordechaju Anielewiczu.

Niegodne to i małostkowe. Warto o tym pamiętać nazywając
Edelmana „mistrzem”, „legendarnym przywódcą” „komendantem „ i „moralnym autorytetem”.

Wspominając Anielewicza Edelman opisał biedę, jaka
panowała w rodzinnym domu Mordechaja.

Edelman:Jego matka, aby utrzymać rodzinę,
sprzedawała ryby na placu, a Mordechaj malował ich skrzela na czerwono, by wyglądały jak świeże.

Wybór Anielewicza na komendanta Edelman skwitował
obraźliwymi słowami: "Bardzo chciał nim być, więc go
wybraliśmy".

W oburzającym i obraźliwym wspomnieniu 
Edelmana, Anielewicz przedstawiony jest jako człowiek dziecinny i śmieszny.

A może Marek Edelman od początku zazdrościł

Mordechajowi Anielewiczowi pozycji i szacunku,
jakim był powszechnie darzony? Czy na tej
właśnie zawiści Edelman nie zbudował własnego
narcystycznego mitu?


Legendę Edelmana i zabiegi „żonkilowców” zweryfikuje
historia. Ale już teraz trzeba głośno protestować
przeciwko zakłamywaniu dziejów Żydowskiej
Organizacji Bojowej i bohaterskich losów poległych, Mordechaja Anielewicza i jego towarzyszy.

Polegli nie mogą się sami bronić. Naszym
obowiązkiem jest przywrócić im głos i
sprawiedliwość. Programy komputerowe
poprawiają błędy językowe i ortograficzne,
ale są ślepe na fałszerstwa historyczne, które
krążą powielane w nieskończoność i zapadają w
świadomość. Świadomość historyczna powinna
zostać oczyszczona z kłamstwa!


Legenda Edelmana wypłynęła również zagranicą
po artykule dr. Marci Shore w jednej z najbardziej
opiniotwórczych gazet na świecie „The New York Times”.
Znana z zamiłowania do emocjonalnych „kreatywnych”
esejów historycznych młoda badaczka ze Stanów
Zjednoczonych (Yale University) opublikowała 18
kwietnia 2013 roku tekst pt. „The Jewish Hero History
Forgot” („Zapomniana historia żydowskiego bohatera”)
Artykuł dotyczy samego Edelmana, jego roli w
Powstaniu w Getcie Warszawskim oraz jego poglądów
politycznych (podczas wojny i po wojnie). Autorka
pisze, ze w Polsce Edelman powszechnie uważany jest
za czołowego bohatera żydowskiego ruchu oporu, a
w Izraelu jego biografia wciąż budzi kontrowersje.
Shore broni antysyjonistycznej postawy Edelmana,
podkreśla jego heroizm podczas okupacji i jako działacza
antykomunistycznego w powojennej Polsce. Mocno
akcentuje niezłomność Edelmana jako bojownika i
powojennego lekarza, który sprzeciwiał się emigracji
ostatnich polskich Żydów.
Tekst budzi mój sprzeciw z paru względów. Tytuł
artykułu uważam za pierwszą manipulację: mogę
wymienić dziesiątki znacznie bardziej zapomnianych
żydowskich bohaterów!
Marci Shore uwypukla wszystkie cnoty Edelmana,
tak jak to czynią jej polscy koledzy z kręgu „Gazety
Wyborczej”, nie pisze natomiast nic o jego
kontrowersyjnej postawie wobec towarzyszy broni
(np. samego Anielewicza) oraz o jego narcystycznej
skłonności do przypisywania sobie zasług innych.
Zdaje się, że mit i kult Edelmanowski, rozpowszechniany
przez „żonkilowców” amerykańskiej badaczki wcale nie
razi.



Pisząc o serdecznych stosunkach Marka Edelmana z mieszkającymi po wojnie w Izraelu Iccakiem Cukiermanem i Cywią Lubetkin (bojownikami Powstania i założycielami Kibucu imienia Bohaterów Powstania w Getcie Warszawskim) mija się zwyczajnie z prawdą!
Edelman nie utrzymywał z nimi przyjacielskich
stosunków. 

Zręcznie napisany artykuł Shore w NYT utrwala wiele historycznych stereotypów i co gorsze upowszechnia fałszywe fakty! Dziennikarka – historyk wpisuje się w ten sposób w nierzetelny „kult jednostki” i mitologizację jednego członka Żydowskiej Organizacji Bojowej, kosztem innych! Tego typu publikacje szkodzą świadomości historycznej i zaciemniają rzeczywistość!
Marci Shore musiała się zarazić „kultem Edelmana” w Polsce, ale po co przenosi go na grunt amerykański i izraelski?

Czwarta rocznica Powstania w Getcie Warszawskim.

.......W oparciu o budowniczych polskiej demokracji, młodzież żydowska budować będzie nowe konstruktywne życie w Polsce, ręka w rękę z nią żydowska młodzież skieruje żydowski okręt do blokowanych brzegów Palestyny.







W 1961 r. zeznawał Icchak 'Antek' Cukierman jako świadek na jerozolimskim procesie Eichmanna i to wówczas odczytał list od Mordechaja Anielewicza, który przywódca powstania wysłał do niego 23 kwietnia 1943 r., cztery dni po wybuchu powstania:

Cześć, Icchaku. Nie wiem, o czym ci pisać. Zostawmy tym razem osobiste sprawy. Tylko jednym wyrażeniem mogę określić moje i towarzyszy uczucia. Stało się coś, co przerosło wszystkie nasze najśmielsze marzenia: Niemcy uciekli dwukrotnie z getta. Jeden z naszych oddziałów wytrzymał w walce 40 minut, a drugi - ponad sześć godzin. Mina podłożona w rejonie szczotkarzy eksplodowała. My straciliśmy do tej pory tylko jednego człowieka: Jechiela. Poległ bohaterską śmiercią żołnierza przy karabinie maszynowym. Od dziś wieczór przestawiamy się na działalność partyzancką. W nocy wychodzą trzy nasze oddziały. Mają dwa zadania: zbrojny zwiad i zdobycie broni. I wiedz - pistolet nie ma żadnej wartości, prawie nim nie posługiwaliśmy się. Potrzebne nam są granaty, karabiny, karabiny maszynowe i materiały wybuchowe. Nie mogę ci opisać warunków, w jakich żyją Żydzi. Tylko nieliczni wytrzymają. Cała reszta wcześniej czy później zginie. Los jest przypieczętowany. W bunkrach, w których ukrywają się nasi towarzysze, nie można w nocy zapalić świecy, bo brakuje powietrza... Niewielu ludzi wywieziono z getta. Inaczej sytuacja wygląda w szopach. Szczegółów nie znam. Za dnia siedzimy w kryjówkach. Bądź zdrów, mój drogi. Być może jeszcze się zobaczymy. Najważniejsze, że marzenie mojego życia spełniło się. Dane mi było zobaczyć żydowską obronę w getcie - w całej jej wielkości i chwale.