Pisałem kiedys o niecierpliwym oczekiwaniu na wizyty Pana Doktora w Domu Sierot i w Naszym Domu i na koloniach w Gocławku.
Pisałem o tym jak błyskawiczne rozprzestrzeniała się wśród dzieci radosna wiadomośc: "Dziś przyjedzie Pan Doktor!".
Podobne wspomnienie ma Zofia Kowalska wychowanka Naszego Domu w latach 1939-1944. Opisuje jak to jedna z kolezanek wpadła do sypialni wołając "Pan Doktór przyszedł" po czym wszystkie dzieci pobiegły na dół. Zofia Kowalska opowiada ze tez zaciekawiona zeszła na dół i ledwo go mogla zobaczyć w skupisku towarzyszących dzieci.
To było 22 listopada 1939 roku i Korczak szedł w oficerskim mundurze do kancelarii Pani Maryny. "Teraz kiedy to wspominam, myślę jak bardzo dzieci były za nim stęsknione, jak go kochały" pisze Zofia Kowalska. "Drugi raz widziałam go w końcu kwietnia 1941 roku, kiedy przyszedł z getta. Z trudem poruszający się starzec wyglądający strasznie, cień człowieka i te wychodzące z orbit ogromne oczy w wymizerowanej smutnej twarzy.... Widziałam go wiec po dwu latach, ale wyglądał jakby mu przybyło dwadzieścia" podsumowała.
Janusz Korczak z lewej stony w okularach i mój Ojciec - Pan Misza, po prawej w Domu Sierot |
Moje podobne wspomnienie dotyczy mojego Ojca. Trzydzieści lat pózniej. Był to listopad 1969 roku. Dworzec Centralny w Sztokholmie. Nie widziałem Ojca od dwóch lat. Wjezdza pociąg Moskwa - Sztokholm. Wysiada mój Tata a ja ledwie go poznaję.
Cytując słowa Zofii Kowalskiej o Korczaku: "Widziałam go wiec po dwu latach, ale wyglądał jakby mu przybyło dwadzieścia". Zgarbiony, trzesąca sie głowa i rece. Chciałem krzyczec!